środa, 2 grudnia 2015

Wakacje w Hollywood

Słońce wlewało się w puste korytarze, połyskiwało na zielonkawych ścianach. Dochodziło południe. Prawie wszyscy spali przykryci po szyję albo drzemali. Terapeutka grała w karty z jedną z pacjentek. Młoda kobieta z ciemnymi włosami układała puzzle na długim stole. Było ich dwa tysiące.
- Poradzisz sobie bez obrazka?- spytała terapeutka
- Mam dużo czasu- odpowiedziała szatynka – nie spieszy mi się.
W otwartych drzwiach pojawił się mężczyzna ze słuchawkami na uszach, skinął głową i poszedł w stronę palarni. Siedziało tam już kilku palaczy w różnym wieku. Było to najmniejsze i najbardziej oblegane miejsce na oddziale otwartym. W pozostałych pokojach, jak co dnia panowała cisza. Sale liczyły po pięć albo sześć łóżek. Czasami po dwudziestej muskularny chłopak grał w ping ponga z dziewczyną. Odgłosy piłeczki jak echo niosły się wzdłuż korytarzy. Chudy staruszek z kucykiem na głowie przemykał do świetlicy, zaparzał kawę i siadał w wytartym fotelu, żeby obejrzeć wiadomości.
Niedaleko świetlicy był pokój z czterema staruszkami. Jedna z nich nazywana Bożenką bardzo głośno rozmawiała przez telefon i nie zwracała uwagi czy pozostałe śpią czy nie.
- Exactly - powiedziała w pewnym momencie. Exactly- ty jesteś informatyk. Dokładnie tak. Zapomniałam– dodała i roześmiała się. Jej łóżko stało pod oknem. Po przeciwnej stronie leżały trzy kobiety. Sala była jasna i czysta. Po lewej stronie drzwi stała duża metalowa szafa składająca się z pięciu mniejszych. Tylko jedna z nich zamykała się na klucz. Należała do Bożeny.
Miała siwe, gęste włosy, ładnie przycięte, kształtny nos i okrągłą buzię. Mówiła głośno, tubalnie i pewnie. Rozmowa z wnukiem dobiegła końca. Odłożyła telefon do szuflady i zawołała:
- Niedługo obiad.  Pani Hala  nie idzie?
- Idę – odparła kobieta przy szafie i spuściła nogi na ziemię. Jej wielkie dresy jak poszarzały asfalt przypominały kalesony. Twarz bez uśmiechu miała ten sam wyraz od rana do wieczora.  Zdejmowała koszulę, siadała na łóżku półnaga z wielkim fałdem brzucha na kolanach i z wielkimi fałdami piersi na brzuchu. Przypominały olbrzymie tykwy niegdyś pełne a teraz obwisłe. Było jej wszystko jedno jak wygląda. Niechętnie wkładała bluzkę i człapiąc powoli szykowała się do obiadu.
Pani Bożenka przeczesała włosy i powiedziała:  trzeba tu wywietrzyć, otworzę okno. Hala spojrzała nieruchomo i powiedziała twardo: jestem przeziębiona, mam kaszel.
- Ale pani pierdzisz jak śpisz- odparła Bożena
- A pani  chrapiesz- odcięła się Hala.
- Otworzę okno, jak wyjdziecie -powiedziała trzecia.
-Ciekawe, co nam dziś podadzą? – zastanawiała się Bożena. Na śniadanie była kiełbasa ze serem, to na kolacje będzie chleb ze szmalcem. Ale obiad? Nie wiadomo. Głodna jestem.
Wstała i drobnym  krokiem poszła do stołówki. Miała tam swoje miejsce pod oknem, którego nikt nie zajmował, bo zaraz by powiedziała, że to jej krzesło. Przebywała tu prawie trzy miesiące. Za kilka dni miała wyjść.
- Już wystarczy- mówiła głośno. Starczy tego lenistwa. Ja całe życie ciężko pracowałam, dwadzieścia lat na przędzalni i sama wychowałam dwóch synów. Ja strasznie kochałam swojego pierwszego męża. Wyszłam za niego jak miałam siedemnaście lat i mieliśmy już syna. Nie widziałam za nim świata, ale był pijakiem i wszystko przepijał. To, co zapracowałam też. Wyprowadziłam się.  Rozwiodłam. Pomogli mi załatwić mieszkanie. Szłam na piechotę do pracy. O trzeciej w nocy budziłam synów, karmiłam, ubierałam i wiozłam do żłobka. Na piątą byłam w robocie. I trzeba było się nalatać między krosnami. Maszyny szły cały czas. Praca była na akord. Ja miałam takie życie, że książkę można napisać. Matka umarła jak miałam pięć lat. Było nas czworo rodzeństwa. Ojciec dał mnie i starszą siostrę do ciotki pod Kołobrzegiem. Ona była bogata, bez dzieci. Wynajmowała pokoje, ale to była wredna czarownica ta siostra mojej matki. Nawet nam chleba żałowała. Ile razy my byli głodne… Jak siostra niechcący zbiła wazon to jej tak kijem wlała, że ledwo chodziła. Jak nauczyłam się pisać, to napisałam do ojca, że jak mnie nie zabierze, to się rzuce do morza. I zabrał. A ta ciapa została. Ojciec był piekarzem i chleba nie brakowało. Znalazł mi dobre miejsce u innej ciotki w Pabianicach i tak u niej zostałam.  Ja tak głośno mówię, bo jestem głucha – mówiła z uśmiechem. Jej niski, donośny głos przycichał w stołówce, ale w pokoju powracał do tematu.
-Moje chłopaki pracowite i dobre. Wychowałam ich na porządnych ludzi i wyjechałam do Kanady, do Montrealu. Powiedziałam w ambasadzie, że do rodziny na urlop, bo przecież by mnie nie puścili. A tu fabrykę zamknęli.  Maszyny posprzedawali. Zostałam tam na pół roku i dostałam zieloną kartę. Pracowałam u Żydów. To byli dobre ludzie. Jak u nich był szabas, to mnie też prosili do stołu. W szabas nie sprzątałam.  Ich sąsiad mnie zobaczył i spytał, czy to ktoś z rodziny a oni powiedzieli, że emigrantka z Polski i tak ja wychodzę z ich ganku któregoś dnia a on idzie na wprost z różą. A potem oświadczył się. To było moje drugie małżeństwo. On mówił w trzech językach: po grecku, francusku i angielsku a ja znałam tylko good morning i good night. Po polsku nie mówił.  On kupował taśmy i kazał powtarzać, i tak nauczyłam się. My ze sobą mówili tylko po angielsku.
- Jak miał na imię?- zapytała niespodziewanie  Krysia, która prawie nigdy się nie odzywała
- Sokrates- odpowiedziała Bożenka z uśmiechem. Tak jak filozof- dodała. On bardzo dobrze zarabiał. Był elektrykiem w dużych zakładach i załatwił mi dobrą pracę po 10 dolarów za godzinę przy myciu narzędzi w szpitalu, ale mnie od tych gumowych rękawic puchły ręce i musiałam zmienić. Potem robiłam na czarno w domu starców za siedem dolarów. Te pielęgniarki były miłe, ale wiadomo: ja byłam, jako pomoc- to do najgorszej roboty szłam. Ale lubili mnie. Jak przyjeżdżałam do domu to nie robiłam nic. On zawsze mówił: „Poleż sobie, odpocznij”. Szykował obiad a potem nastawiał mi film. On zawsze mówił do mnie: „My bebe, moje dziecko”. Był wysoki. Miał 175 centymetrów a ja 150.   W piątek kręcił mi włosy i malował paznokcie a w sobotę my zawsze chodzili na tańce. I te Greczynki zazdrościły, że wybrał Polkę. Byłam szczupła- sześćdziesiąt kilogramów a  i tego nie. Włosy miałam długie do pasa. My chodzili razem do greckiego kościoła i każdego roku jechali do Hollywood. On tak lubił to miejsce. I ja też.  My byli na Bahama dwa razy, ale tam za dużo narkomanów, to nie dla mnie. W Hollywood palmy i cisza, i słońce. Tam wielkie gwiazdy wyglądają zwyczajnie jak ludzie. Aż trudno poznać. To tylko w filmach ich tak malują.  On mnie nauczył pływać w oceanie.  Tam, co sto metrów jest budka strażnika i ostrzegają przed rekinami. Ale jest bezpiecznie. Pilnują.  Mieszkaliśmy w hotelu, kupowaliśmy sobie jedzenie. Wieczorem szliśmy do pizzerii, na spacer albo na tańce. Ja nie wiedziałam, że to mnie spotka ,taka bajka. On był dziesięć lat starszy ode mnie. Wdowiec bez dzieci. Byłam w Grecji, w Italii, we Francji. On poznał moją rodzinę a ja jego rodzinę. I te lata minęły  jak jeden dzień. Ot tak!  Bożenka strzepnęła palcami i w jej oczach pojawiły się łzy.
-Byliśmy razem dwadzieścia siedem lat.W ostatnie lato  my znowu tam pojechali. Tam zawsze pogoda. On powiedział: chodź popływamy. Ale ja nie chciałam iść, bo mówili o rekinach. On powiedział: "Ty jesteś taka kura, co się wszystkiego boi." I to były jego ostanie słowa. Poszedł na plażę i dostał zawału. Minęło dwanaście lat od jego śmierci. Przyjechałam do Polski. Mam dobrą rentę po nim i jeszcze te 700 złotych za moje lata w przędzalni. Ale co z tego? Siedziałam w domu, nie wychodziłam, nic mnie nie interesowało. O dziesiątej kawa, wafelki, telewizja i wszystko. Utuczyłam się.  Ważę osiemdziesiąt trzy kilogramy. Nawet obiadu gotować się nie chciało. Synowe mi przywoziły.  A dwa lata  temu dostałam taki ból, że nie mogłam spać. Przebadali mnie na wszystkie strony  i nic. Powiedzieli, że to nerwoból i dali tabletki na spanie i tak już śpie  w tym szpitalu trzeci miesiąc w dzień i w noc tak jak i wy. A jak biorę połowę tych tabletek, to z powrotem ból wraca.  Ale teraz już lepiej. Pora wracać do domu.
- Dziś wieczorem będzie ksiądz- powiedziała Anna i wyjęła grzebień z szuflady. Przeczesała włosy, strzepnęła kilka na ziemię i westchnęła:
- Jak tu wziąć opłatek bez spowiedzi…?
- A z czego masz się spowiadać- powiedziała Bożenka. Skrzywdziłaś kogoś? Leżysz tu całymi dniami. Jakie ty masz grzechy? Weź opłatek i koniec.
Anna  nic nie powiedziała, spojrzała niepewnie na Bożenę, odłożyła grzebień do szuflady i położyła się znowu.
- Może nie powinnam tego mówić- ciągnęła  Bożena, ale moja sąsiadka  powiedziała kiedyś,  że ksiądz spotkał ją w lesie jak wracała do domu, wziął ją na ramę, żeby podwieźć i tak jej wygodził jak nikt. I wcale się nie wstydziła. Ksiądz powinien mieć żonę jak pastor, przecież to chłop.
- Mają gospodynie… - powiedziała Anna po cichu, ale to nie moja rzecz, ja codziennie mówię pacierz.
- Ja też – powiedziała Bożena. Jak tylko się obudzę, pomodlę się, włożę zęby i idę na śniadanie. Ty masz dobrego męża. Co dzień do ciebie przychodzi. Zazdroszczę ci.  Mój był taki dobry… wszędzie razem. Mam siedemdziesiąt sześć lat, już nic mnie nie spotka.  Nic. Doktorka mówi, że trzeba walczyć ze sobą,  z tą depresją, zmusić się do spaceru, same tabletki nie pomogą. Pamiętam jego ostatnie słowa , że ja jestem taka kura, co się wszystkiego boi. I poszedł sam na plażę a ja zostałam w hotelu. To było w Hollywood…
Pani Bożenka po raz kolejny opowiadała głośno fragmenty swojej historii. Kobiety leżały nic nie mówiąc. Po obiedzie szły po tabletki i zasypiały. Szatynka w świetlicy układała puzzle do których nie było obrazka. Chudy staruszek z potarganym kucykiem zaparzał kawę, palacze siedzieli w zadymionej palarni. Muskularny chłopak z ładną dziewczyną w ogóle nie wyglądał na chorego.
      W jednym z tych pokojów umarła kobieta, którą znałam. Miała około 65 lat. Każdego lata wyjeżdżała z mężem nad morze. Pieniądze na ten wyjazd odkładała przez cały rok. Była ładną, zadbaną blondynką z gładką skórą. Któregoś dnia jej jedyna córka zabrała rodzicom karty kredytowe a do tego okradła sklep, w którym pracowała. Długi wynosiłyponad pięćdziesiąt tysięcy. Rodzice nie chcieli, by poszła do więzienia, więc podjęli się spłaty, ale dla emerytów  oznaczało to finansową ruinę. On pił więcej niż zwykle. Któregoś dnia pobił ją. Przestała wychodzić z domu. Potem przestała jeść. W mieszkaniu było zimno, więc prawie nie wstawała. W końcu zawieźli ją do szpitala psychiatrycznego. Kiedy ją odwiedziłam, powiedziała, że nie ma po co żyć, że wszystkie kolory są czarne. Kiedy minęło kilka miesięcy i przyszedł czas wypisu ze szpitala nikt po nią nie przyjechał. 


ps.

W Polsce z powodu samobójstw ginie o wiele więcej ludzi niż z powodu wypadków drogowych. w 2014 roku 6165 osób odebrało sobie życie. 5237mężczyzn i 928 kobiet. 









Orient-Express

  Czy życie nie jest piękne? Jeszcze wczoraj wieczorem zalało mi kuchnię, bo urwał się zawór zimnej wody pod zlewem, i popłynęło strumieniem...