sobota, 30 kwietnia 2016

Stara kobieta na plaży

                                                                                   

                                                                                           Waris Dirie

Nakarm mnie , bym nie zaznała głodu idąc przez pustynię
Spraw, by nie rodzono mnie w bagnie  ani nad brzegiem  kloaki
Bym nie krwawiła w dżungli z wyciętą łechtaczką
Niech zginie ślepy bóg, zanim jego wąż wniknie w moją matkę
Zabij go
Nie rodź mnie, żebym była głodna
Nie przyprowadzaj nad brudną rzekę
Nie zakrywaj twarzy
I nie rozwieszaj moich prześcieradeł w poślubną noc
Dla gapiów z mojego miasteczka
Przywróć mi prawo do nagości
Przed śmiercią położę się na plaży i moją skórę ropuchy zabierze fala Kosmosu
Mała dziewczynka zapyta
Dlaczego tu przyszłam
Taka brzydka
Dlaczego kłuję krajobraz
A ja jej  powiem, że nie wiem
Ale  mam prawo tu być
Bo widzę swoją twarz w jej radosnej młodości.




poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Donna Donna

Piszesz do mnie
konarami kwietnia
znad czerwonych dachówek
że jesteś gotowy
stać się we mnie śpiewem
i tańczyć na otwarcie dnia
gdy lewe oko Ziemi
szykuje się do snu

Czarny pączek nieba
otworzył się na chwilę
zaćwierkał nad horyzontem
i znikł

Z kasztanami w dłoni



Kocham Cię rzeźbiarzu
z kasztanami w dłoni
za Twoje drzewa
i płomienie po nich
kiedy boso idę po deszczu

Uśmiechnij się  latarenką
na poduszce mojej

kiedy otulam wiosnę
igiełkami zieleni
i niebieską pieluszkę
zawieszam na drzewie
żeby suszył ją wiatr

piątek, 15 kwietnia 2016

Czarownik delfinów

I
Przyjdź do mojego okna
na parapet z serwetką
gdzie czerwieni się
Twój pocałunek
i spełnij moją prośbę
o której szepcze cisza
w szumie samochodów

    Pójdę na asfalt
    i stanę na drabinie
    z dzieciątkiem na ręku

         Czy przyjmiesz nas do nieba?


II

Tragarka burzliwych zakupów
każdego dnia
wstępuje na schody

bransolety z kluczami
lądują w koszu
a do garnka się sypie
to, co nie spada z nieba
Wysmukłe kefiry i sojowe sosy
w pierwszym szeregu
gotowe do otwarcia
I tak od rana
w łupince kosmosu
wymachuje szczotką
ściera kurz na oknie
 i już nie tęskni
za jego ciepłym głosem
Przedzielił ich pocięty ostrzem
betonowy krzyżyk chodnika

      Już lepiej do mnie nie pisz
      że wciąż mnie kochasz
      Na zawsze zapamiętam
      czarne bandaże twoich szczęk
      japoński uśmiech
      i odwróconą postać
      na twoich obrazach

III

Zatańczyłeś dzisiaj
Czarowniku Delfinów
iskierkami jesieni
na niebieskim asfalcie
gdy patrzyłam na ciebie
z węglarki żebraka
w zaułku cuchnących skarpet
On nie myje  garnka
od kilku lat
Roztrzaskał się jego dom
jak rozbity zlew
Czasem ubija wyżebrany kotlet
na kawałku deski
od starej kanapy
lub recytuje poezję Whitmana
Chodzi wieczorami
z posiwiałą głową
i zwieszonym członkiem
a syn którego sławił w wierszach
nie mówi mu dzień dobry






wtorek, 12 kwietnia 2016

Impresja



Miało siedemnaście lat tak samo jak ja i rozpaliło ognisko nad wodą w ciepłą lipcową noc
a  on miał miedziane ramiona, niezmiernie błękitne oczy i lat dwadzieścia dwa.
 Przyniosło go niespodziewanie tam gdzie diabeł codziennie mówił tylko dobranoc.
- Czy nie szkoda lasu na tak wielkie płomienie? – spytałam
- Czy las jest dla nas, czy my dla lasu?- powiedział podnosząc się powoli.
Był wysoki, szczupły, przystojny a jego spodnie w kolorze blue podkreślały smoliste włosy.
Lato nagle zadrżało smukłymi igiełkami i  nie znalazło odpowiedzi na taką oczywistość, więc zaśpiewało cicho:
 „ Jak anioł piękna jest Ajlali, /wśród maharadży żyła żon/ i wszyscy nią się zachwycali /a sułtan kochał lalkę swą. /Ajlali cichutko śpij pieszczoto ma/…”
Wszystkie  piosenki przy brzęku gitary siedziały w trampkach i kurzyły fajki wybuchając śmiechem ni z tego ni z owego. Miały włos blond , włosy farbowane i w kolorach kasztanów. A ja miałam najprawdziwsze warkocze.
Noc zapadła zbyt szybko i musiałam wracać do domu a przystojny brunet odprowadził mnie aż do bramy. Stara jabłoń nad płotem zgarbiona od kwaśnych jabłek wydała mi się piękna i bliska jak nigdy dotąd a kamienny bruk szemrał cicho w poświacie, choć wcześniej milczał jak mruk.
Następnego wieczoru znowu było ognisko i jeszcze jedno. I przyszło trzecie – ostatnie. Zwinęło namioty nad ranem. Nie chciałam, żeby diabeł znowu mówił dobranoc. Nie mogłam się na to zgodzić, więc poszłam tam w świetle dnia w koszulce w paski i poszarzałych spodniach i zaprosiłam go na spacer. Niosło nas polną drogą, pełnymi polami aż do starej wierzby. On zdjął błękitną marynarkę i położył na trawie jak prawdziwy dżentelmen I potrącił strunami. Tylko jedną pamiętam: Napisz do mnie albo ja napiszę do ciebie. I popłynęło chmurami jaskółek. Wszystkie były białe i podpisane jego atramentem. I tak zostałam coraz większym E choć pisał także: „Maleńka”
Zaszeleściło złotym wrześniem i wróciłam do szkoły. Wielkie gmaszysko z surowej cegły ponure i profesorskie miało długie, drewniane poręcze i mały drewniany stolik na pierwszym piętrze. Wbiegałam tam radośnie , żeby odbierać jego listy, lecz nie umiałam przyjąć ich słonecznie, tak jak należało. Mój cień był coraz chudszy i chwiał się coraz chwiejniej aż któregoś dnia zupełnie zniknęłam. Znienawidziłam obraz, który widziałam w lustrze. Przerażała mnie pustka.
Kiedy spotkaliśmy się po roku, nie poznał mnie ani ja nie poznawałam siebie.




piątek, 8 kwietnia 2016

Wegański pasztet



Odwiedziła mnie  weganka-aspirantka ta którą widać na zdjęciu i ugotowała wegański rosół. Najpierw umyła wszystkie warzywa, szorując je szczotką a potem gotowała trzy godziny w łupinach na ledwo tlącym się, najmniejszym gazie. A potem wycisnęła z warzyw wszystkie soki i doprawiła ostro. Zapomniałam dodać, że na samym początku opiekła nad ogniem 6 albo siedem cebul. Łyżka oleju daje oczka a  złocisty kolor- łupinki cebuli. Dużo przypraw: lubczyk, papryka, imbir, kurkuma, goździki, ziele angielskie, pieprz, czosnek.  I było dobre – naprawdę, choć myślałam, że bez świeżej wołowiny  i kawałka indyka o żadnym rosole nie ma mowy. A jednak.
- Przecież rośliny też żyją- powiedziałam
- Ale nie cierpią- odparła. Kiedy jem zwykły rosół widzę jak ptaki cierpią. Nie chcę jeść mięsa a można ugotować wspaniałe i dobre potrawy a nawet ciasta  bez jajek i mleka.
Tak więc miałam okazję spróbować trzech pasztetów: z kaszy gryczanej i grzybów (najlepszy), z soczewicy i batatów (lekko słodki) oraz wielowarzywny. W sumie wszystkie były dobre i na tyle oryginalne, że po jej wyjeździe sama upiekłam pasztet z soczewicy zielonej, batatów, płatków owsianych i żurawin. A żeby mi się nie nudziło od powtarzania przepisu -dodałam coś własnego -suszone śliwki, bo je bardzo lubię i tak wyszedł pasztet, który widać na zdjęciu.







Przepisy tych dań są na blogu jadłonomia, gdzie autorka z zapałem opowiada o swojej pasji :http://www.jadlonomia.com/

niedziela, 3 kwietnia 2016

Z latarką do Pekinu



Wysłuchałam kilku wykładów Jacka Bartosiaka – współpracownika amerykańskich ośrodków analitycznych, eksperta geopolityki, adwokata i członka Rady Budowy Okrętów. Brzmi nieźle prawda?
Jego głos i twarz nie przypomina ani „pisowców ani peowców” . Oto notatki z jego słów:
„Po 1989 roku Amerykanie chcą dogadać się z Rosją. Nie postrzegają Rosji jako takiego zagrożenia jak ZSRR a nawet zastanawiają się, czy nie wyjść z Europy…  To jest niekorzystne dla Polski. Baz wojskowych nie będzie a Polska nie ma żadnej armii. USA rotuje to w lewo to w prawo, tak jak im wygodnie.
Rysuje się rozpad Unii, który jest dla nas groźny. Na Białorusi od 10 lat słychać, że pojawiają się rosyjskie bazy a żaden polski rząd nie rozmawia z Białorusią. Polska powinna być ostatnia do zaostrzania konfliktów. J. Bartosiak nazywa to wygładzaniem kantów.
Dlaczego Polska tak denerwuje zachodnią Europę? Bo Rosja jest dla Europy niezbędna. Jeśli Rosja obejmuje Polskę i Ukrainę to czasami dla nich lepiej. Nasze widzenie świata z punktu widzenia Europy i USA jest obecnie niesłuszne. Izrael ma bardzo silną armię i wyznaczone miejsce  w świecie a orientuje się na Rosję i należy wyciągnąć z tego wnioski. Powinniśmy budować własne, autonomiczne siły zbrojne, bo bez tego państwo się nie liczy. Zagrożenia mogą być różne, np. terroryzm na Ukrainie a my nie mamy wojska, by chronić pogranicze.
Chiny rosną w siłę. Mają budżet w połowie tak wielki jak Pentagon a wydają tylko 1% PKB a USA kilka procent. Potęga USA jest oparta o marynarkę wojenną, co bardzo drogo kosztuje (mają coraz mniej okrętów i Obama wycofuje się z Bliskiego Wschodu). Nie mają armii lądowej. W tej sytuacji Rosja może być bardzo potrzebna USA  a to oznacza wielki kapitał i układy korzystne dla Putina. My Polacy jesteśmy sami. W naszej przestrzeni geograficznej, jeśli nie ma poparcia hegemona (który jest daleko, bo bliski wysysa)-nie ma przestrzeni na niepodległość. „
Inna ciekawa myśl tego autora to miejsce Polski na „Jedwabnym szlaku”: Z punktu widzenia Chińczyków Polacy od trzystu lat cofają się przed Rosją a przecież był czas, gdy nasze państwo było silniejsze niż Niemcy. Odbudowa tego szlaku- wielkiej lądowej drogi handlowej z Chin i Indii do Zachodniej Europy, gdzie jednym z centralnych punktów jest Łódź-brzmi optymistycznie na tym chwiejnym tle, które nas otacza. Jednak latarka jest mała, droga daleka a dyplomatów z klasą brak.
https://www.youtube.com/watch?v=psmgzcVq1Mw



Orient-Express

  Czy życie nie jest piękne? Jeszcze wczoraj wieczorem zalało mi kuchnię, bo urwał się zawór zimnej wody pod zlewem, i popłynęło strumieniem...