poniedziałek, 24 lipca 2017

Astur Astur

Jeden turnus się kończy a następny zaczyna. Na stoliku herbata i kawa, kolejni goście chętnie się częstują. Siadają za stołem na wygodnych krzesłach i czekają na przydział pokoju. Do świetlicy wchodzi młody mężczyzna z chustką na głowie. Towarzyszą mu dwie kobiety.
  • Poproszę dowód- mówi pani Zofia a następnie pochyla się nad stołem i liczy: samochód (10 zł) dwa namioty ( 2x 30), energia elektryczna: dwie rodziny po trzy osoby( 6x10zł)...
  • Może jakaś obniżka? -pyta „Chustkowy”
  • Ze mną można się dogadać- mówi pani Zofia- Energię policzymy po 5 złotych i samochód też po pięć
  • O, to polecę wszystkim- uśmiecha się mężczyzna
  • Jeszcze opłata klimatyczna-2 zł, razem za dwie rodziny za dwie doby 290zł podsumowuje prowadząca.
  • Może jeszcze jakaś obniżka...uśmiecha się „Chustkowy”
  • Niech będzie, za dwie doby 280- odpowiada pani Zofia i dodaje: oferujemy też masaże ze zniżką...
  • Zapiszę się mówi dziewczyna
  • Masaż częściowy-25 zł 20minut- ciągnie pani Zofia
  • niech będzie- odpowiada dziewczyna
    Chustkowy uśmiecha się, robi sobie kawę i mówi: teraz to nawet w sklepie żelaznym jest kawa i herbata a następnie poprawia chustkę i wychodzi na szeroką polanę wśród sosen. W głębi ukrywa się nieduży ale bardzo ładny dom z czerwoną dachówką w stylu dworku. W zagrodzie kucyk i koń skubią trawę. Droga wysadzana brzozami prowadzi do cudownej, czystej wody. Jeśli wypłynie się na środek jeziora, wszyscy są daleko i choć są tu tysiące turystów w okresie lata nie przeszkadzają z oddali. Skupiają się na piaszczystych plażach jak kolorowe placki. Wśród trzcin buszują perkozy i wyłapują małe rybki dla swoich maluchów w paski. Szybują także mewy. W wietrzne dni pływają żaglówki, ale nie mogą zanadto się rozpędzić, bo jezioro jest niewielkie i nie ma połączeń z innymi. Jednak woda pachnie pomimo rzeszy turystów i wywiera niezapomniane wrażenie. Kiedy wychodzę na brzeg idę na lody do kawiarni wśród kwiatów a potem do hotelu.
    Ośrodek Astur prowadzą trzy siostry: Krystyna, Zofia i Grażyna a pomaga im dorywczo jeszcze czwarta: Izabela. Szefową i właścicielką jest - pani Krystyna. W czasach PRL zajmowała się turystyką, następnie wynajmowała pola namiotowe we Włoszech i organizowała tam wczasy dla polskich wycieczek a kiedy opłacalność spadła, przedsiębiorcza polonistka wygrała przetarg na 4,4 hektarowy ośrodek z szeroką plażą nad Jeziorem Białym i przystosowała go do potrzeb osób niepełnosprawnych. To był strzał w dziesiątkę, ponieważ niepełnosprawni mogą liczyć na dotacje. Ludzie, którzy stracili nogi w wypadku samochodowym mogą tu pływać spokojnie wśród innych nie budząc emocji jak na zwykłej plaży. Po głównej alei jeździ wiele wózków. Są tu młodzi i starsi i dzieci. Pani Grażyna – farmaceutka stara się o zapewnienie odpowiedniej terapii, organizuje zajęcia, wykłady i wycieczki do fajnych miejsc Lubelszczyzny. Każdy turnus trwa dwa tygodnie. Zaczyna się ogniskiem i wspólnym śpiewaniem przy akordeonie i kończy podobnie. Kucharki przygotowują tort przekładany czarną porzeczką i truskawkami. Smakuje wspaniale, bo powidła są bez cukru. Jadłam je codziennie na śniadanie i cieszyłam się, bo wędlin „sklepowych” nie lubię. Jadłam też bardzo dobry pasztet z cieciorki, drobiu i wołowiny, który tutaj przyrządza się w kuchni. Menu jest typowe jak wszędzie, ale dzięki dodatkom z agrestu, porzeczek i ciecierzycy miło je wspominam.
    Koszt pobytu jest wysoki. Za dziecko z autyzmem lub Zespołem Aspergera płaci się 2950zł a za opiekuna 1850. Dwoje dzieci z Aspergerem plus dwoje rodziców to w zaokrągleniu 10.000 zł (za dwa tygodnie) plus koszty dojazdu Jednak po raz kolejny spotykam tu małżeństwa, które decydują się na przyjazd. Zbierają pieniądze przez cały rok i korzystają z częściowych dotacji Cyfrowego Polsatu lub innych fundacji. Kiedy rozmawiam z nimi wieczorem przed bungalowem na powietrzu mówią, że jest to dla nich duży wydatek pomimo dopłat. Jednak przyjeżdżają, bo mogą wymieniać doświadczenia z innymi rodzicami, bo ich dzieci są wśród podobnych sobie i już nie są inne. Na jednym ze spotkań jest wywiad ze studentem, który ma Zespół Aspergera. Był olimpijczykiem w liceum i dostał się na politechnikę (wydział kartografii) bez egzaminu. Opowiada o swoich problemach, o kłopotach z przystosowaniem się a także o osiągnięciach. Kiedy go pytam, czy słyszał, że Korwin- Mikke też ma Zespół Aspergera- uśmiecha się i odpowiada, że to świetne pytanie na dzień dobry...
    Każdy dzień jest wypełniony. O ósmej śniadanie a potem zajęcia indywidualne z psychologiem lub logopedą i grupowe z elementami zabawy. Dzieci w sześcioosobowych grupach pieką pizze, jeżdżą na wycieczki rowerowe, bawią się na boisku, uczą się jazdy konnej, pływania itp. Terapeuci są młodzi, uśmiechnięci i pełni zapału.
    Większość osób woli mieszkać w domkach, bo mają taras ze stolikami i większą przestrzeń. Po raz drugi widzę rodzinę, która tu przyjechała z trójką rodzeństwa, przy czym tylko najmłodszy chłopczyk ma Zespół Aspergera. Ojciec wytrwale uczy go jazdy na rowerze. Na wycieczkach do muzeów boi się go każdy przewodnik, bo ma doskonałą pamięć i zadaje trudne, szczegółowe pytania. Jest historykiem prawa. Któregoś dnia mimochodem dowiaduję się, że w starożytnym Rzymie wyzwalano tak wielu niewolników, że wprowadzono dekret ograniczający. To było coś nowego, bo Rzymianie kojarzyli się mi się głównie z igrzyskami i okrucieństwem. Sądziłam, że wyzwolenia były nieliczne.
    Wieczorem na codzienną pogawędkę przyjeżdża kobieta, która straciła obie nogi w wypadku jako dziewiętnastolatka. Mówi, że pomimo upływu lat wciąż je czuje. Ma wózek inwalidzki samojezdny. W słoneczne dni spotykam ją w wodzie. Radzi sobie bez pomocy. Kiedy zaczyna się turnus rehabilitacyjny dla osób z dysfunkcją ruchu lub układu oddechowego alejki ośrodka zapełniają się wózkami. Spaleni słońcem ratownicy cały dzień spędzają na pomoście wpatrując się w wodę. Ojcowie bawią się z dziećmi i budują zamki z piasku i fosy, biegacze biegają po malowniczych ścieżkach, rybacy łowią ryby, wspinacze wchodzą na sosny a rowerzyści śmigają po lasach. Znam tylko kilka jezior na Lubelszczyźnie: Jedlanka, Glinki, Krasne, Czarne i Białe. Wszystkie są urocze ale najpiękniejsze jest Białe. 
Maszyny do szycia z żeliwnej koronki - jako kwietniki przy wejściu do kawiarni

  
Stoły pod parasolami to kolejny element rodzinnej firmy. Tutaj można zjeść lody, frytki, piwo, posiedzieć z przyjaciółmi.



      Domki po deszczu

    w starych łódkach posadzono kwiaty


      a samochody maja miejsce wśród brzóz




    Konie huculskie są łagodne. Podobno rozumieją, co się do nich mówi...
    

    
    Wieczory to czas dla rybaków

    Spacer do Okuninki polną drogą wśród trzcin


       Ulubiona kładka - nastolatki z turnusu

 Widok na plażę ośrodka w głębi.

sobota, 22 lipca 2017

Jezioro pierwsza klasa


Jeszcze wczoraj pływałam w Jeziorze Białym na Polesiu Lubelskim i już za nim tęsknię. Cudownie czysta, chłodna woda naprawdę dodaje energii i w dodatku pachnie, choć nad brzegami co krok ośrodek i 70/ 80 tys turystów w sezonie letnim. Wieś Okuninka przeżywa oblężenie i cieszy się z najazdu wczasowiczów, którzy maszerują w te i we wte jak na molo w Sopocie. Każdy turysta to pieniądz. W nocy tysiącami świateł rozbłyskuje „Luna park” i w ogóle nie widać, że jest zardzewiały. Łabędzie na karuzeli szybują w górę, mini samochody rozbijają się co kilka minut w radosnym gwarze rozbawionych kierowców, straszne młoty spadają w dół a ludzie do góry nogami wrzeszczą jak opętani i szybują do nieba. Na plaży króluje disco polo i nocne fajerwerki. Wata cukrowa w różnych kolorach i wielkich zaiste rozmiarach barwi buzie maluchów na malinowo i niebiesko. Chłopcy wymachują świetlnymi mieczami Jedi a dziewczynki pulsują koronami na głowie. Barwny, wesoły pochód słychać tak długo dopóki nie spadnie deszcz. Wtedy nie jeździ nawet miejscowa ciuchcia na gumowych kołach. To jest ciuchcia bez szyb i bez pasów, swoista prowizorka, trochę jak przedłużona riksza, choć nie jest na pedały. O nie - ma kierowcę. Prędkość bo ja wiem...20, 30 na godzinę i tak sobie jedzie szosami wokół jeziora aż do mojego ośrodka , gdzie spędzam dwa tygodnie.

Już teraz tęsknię za tą wspaniałą wodą z zapachem tataraku. Tego zapachu już dawno nie ma na Mazurach a tu wciąż istnieje. Jak to się dzieje, że pomimo tak wielkiego najazdu turystów to maleńkie jezioro (107 ha) ma pierwszą klasę czystości- naprawdę nie wiem. Może to zasługa piaszczystego dna, może głębokości, która dochodzi nawet do 33 metrów, może kredowego podłoża...? Jednak czytam w raporcie, że jezioro z powodu tak wielkiej ilości przyjezdnych może wkrótce utracić swoje, pierwsze miejsce   ... Woda jest coraz mniej mniej przezroczysta. Przezroczystość sięgała ponad czterech metrów w roku 2004 a w 2013 już tylko jednego metra. Znikają podwodne łąki a niektórzy po kryjomu odprowadzali tu ścieki. W tym roku zabroniono jazdy na motorówkach, jednak przez kilka dni z rzędu ćwiczył nad nim helikopter straży pogranicznej rozpryskując śmigłami fale. Mam nadzieję, że to jezioro- najpiękniejsze na Lubelszczyźnie zdoła przetrwać i oczyścić się w okresie  jesieni, gdy ludzie wracają do domu, by w następnym roku znowu wszystkich cieszyć. Każdy tu znajdzie coś dla siebie. Pokój w domu prywatnym po 40, 50 zł za dobę od osoby lub po 200/300 zł w luksusowym hotelu „Sanvit” ( pod warunkiem, że wynajmujesz pokój minimum na tydzień, jeśli tylko na weekend to po 500 od łebka.
Blisko stąd do przejścia granicznego z Ukrainą (40 km) i Białorusią (20 km), do Lublina -setka. O tym, że wokół są lasy i  fajne zaplecze dla rowerzystów już chyba nie muszę pisać...




Ktoś posadził przy brzegu hortensje



W oddali plaża ośrodka Astur


karuzela w Luna Parku

sobota, 1 lipca 2017

Początek urlopu

Żeby zrobić dobry obiad trzeba jechać nad stawy, położyć się na trawie w cichym miejscu obok wielkich drzew, które dają cień i szemranie wiatru i po prostu opalać się przez godzinę, bo dwie to już za dużo i nudno, chyba że się zaśnie. Powoli wszystko ucicha, wszystkie niepokoje. Na wrotkach jedzie dziadek ale pełen werwy a obok śmigają rowery, dzieci na huśtawce dźwięczą dalekim śmiechem, chłopak z dziewczyną oparci o siebie czytają na kocu. Na nartach wodnych przewraca się pływak a chmara kaczek chowa się pod mostem. To jest dobry dzień. Teraz można odjechać, kupić schab i przygotować najprostszy polski obiad. Cóż mięso nie jest wspaniałe..., nie pochodzi od świń, które pomrukują w słomie i taplają się w błocie na wolnym wybiegu. Mięso ze sklepu nie pachnie nigdy, ale innego nie ma, więc biorę ładny kawałek myję pod kranem i wodę zbieram w miskę. Podlewam nią pelargonie, żeby pięknie rosły. Potem schab kroję w plastry, ubijam tłuczkiem nie i odstawiam na chwilę bez solenia. W innej misce rozbijam jajka wiejskie, solę i pieprzę a potem wkładam w nie plastry mięsa i oprószam bułką tartą. Jeśli mam dobry smalec to smażę na smalcu, na złoty kolor a jeśli nie mam to na oleju, lecz olej kilka razy zmieniam. Zapomniałam dodać, że wcześniej oskrobałam młode ziemniaki z różową skórką i ugotowałam razem z cebulą (dodaje smaku nawet starym kartoflom) a nad nimi na parze umieściłam kalafior. Posoliłam wszystko dopiero pod koniec parowania i po odlaniu wody obsypałam koperkiem: pachnąco zielonym. Do tego jeszcze szybka sałatka z pomidorów malinowych (im większe tym lepsze) z dodatkiem rzodkiewek, szczypioru, pietruszki i kopru. Doprawiam według smaku i polewam olejem z pestek winogron. To mój ulubiony: delikatny, bezwonny i doskonały zarówno do sałatek jak i do smażenia.
I gotowe. Na dużym talerzu soczysty złoty kotlet, kilka ziemniaków, kalafior, kolorowa sałatka. Czy mam pisać dalej? Na kolację truskawki z blendera z dodatkiem śmietany i miodu Janusza z pasieki "Bee Royal" , ale to nie koniec. Tym sosem polewam gorące, drożdżowe bułeczki na parze nadziewane też truskawkami. Sama je robię. Lubię jak rosną na drewnianej stolnicy oprószonej mąką. Na koniec zrobię ulubioną herbatę i obejrzę film na kanapie i to jest mój początek urlopu.


Orient-Express

  Czy życie nie jest piękne? Jeszcze wczoraj wieczorem zalało mi kuchnię, bo urwał się zawór zimnej wody pod zlewem, i popłynęło strumieniem...