Czy życie nie
jest piękne? Jeszcze wczoraj wieczorem zalało mi kuchnię, bo urwał się zawór
zimnej wody pod zlewem, i popłynęło strumieniem po dębowym parkiecie. Bałam
się, że zaleje sąsiadkę na dole i do drugiej w nocy kilkoma grzejnikami
suszyłam podłogę, choć i tak jest ciepło. Jednak remont to duży koszt. Na szczęście
nikt z dołu z paszczą rozwartą do mnie nie przyleciał. To znaczy, że dobrze
zafugowałam klepki. Urwał się zawór, choć wszystkie rury i wszystkie elementy
wymieniłam trzy lata temu. Hydraulik mówi, że to nie jego wina, że teraz takie
zawory i nawet nie chciał od razu przyjechać. Ja jednak myślę, że coś jest nie
tak, że praca za mało dokładna. W moim domu rodzinnym rury mają 40 lat i nic się
nie urywa. A gdyby popłynęła w nocy, gdy śpię, przecież nie sposób zamykać co
chwila zawór główny… Na wszelki wypadek wezwałam innego hydraulika i
ubezpieczyłam mieszkanie a teraz jadę do Lublina. Patrzę przez okno na
wypasione chaty w Międzylesiu i zajadam ruskie z cebulką, popijając kawą. W
całym wagonie jestem sama, nie myślę o wirusach. Mam wygodny stół, laptop i
wszystko, co potrzeba. Tylko o aparacie zapomniałam w porannym popłochu. Za
oknami piękna pogoda ( nareszcie!) i czeka na mnie córka i jeszcze dwie osoby,
które mówią bezczelnie: ”My sprzątamy swój pokój, kiedy już wejść się nie da, a
przecież chodzisz swobodnie…”
Rura zagwintowana,
konduktor uśmiechnięty, kelner uśmiechnięty, pierogi całkiem niezłe, wagon nowy
i wysprzątany, drzewa migają za czystymi szybami. To jest mój Orient-Express (czy
jeszcze nim pojadę…?). Już mijam Pilawę. Jeszcze tylko Dęblin, Puławy, Nałęczów
i jestem na miejscu. Jest niedziela- w nagich gałęziach ukrywają się liście,
jeszcze chwila i wybuchnie wiosna.