piątek, 28 listopada 2014
sobota, 22 listopada 2014
Asfaltem przez pustynię
Muzyka w tle, niebieskie oko basenu,
kilka gwiazd i delikatny powiew od morza. Morze przezroczyste, błękitne, miękki
piach pod stopami, woda niesie na fali, wystarczy delikatnie poruszać
rękami. Czyste zagrabione wybrzeża z
palmami i statkami w oddali i nie brak krzyku mew. Egipcjanie, co chwila zachęcają
do kładów, motorówek i wypraw na pustynię. Mówią po polsku. Betonową szosą pędzą motory i głośno trąbią taksówki, bo nie
ma tu sygnalizacji- nigdzie. Od Hurghady do Asuanu nie widziałam świateł na
jezdni. Pełno tu „śpiących policjantów” po trzech i czterech obok siebie.
Jedzenie pachnie imbirem, curry i cynamonem. Przebogaty wybór
ciast, surówek i kwaskowatych, zielonych pomarańczy. Inny świat- pełen słońca,
gdy u nas pada deszcz, gdy migają nocą mokre światła i mokry, zimny wiatr.
Morze Czerwone z wysokości jak wstęga wśród piachów i pociemniałych
wierzchołków wyżynnych. A w brudnych zaułkach miast ze stertami śmieci biegają
szczupłe, piękne dzieci. Chude koty wskakują na kosze szukając pożywienia. Papiery fruwają między drzewami załamanymi na ścianach
jak rozplecione wierzby. Inny świat- kobiety ubrane po szyję, w białych
chustach w skwarze dnia i spieszący do meczetów mężczyźni, kiedy kończy się
dzień.
II
Dziś jestem zmęczona.
Poprzednia noc to dojazd do Katowic, odprawa celna o trzeciej i wylot do
Hurghady o piątej nad ranem. Budzi mnie
pragnienie w środku nocy, gdy napoju brak. Zapomniałam o nim. Gotowanie wody w łazience i
neurotyczny lęk. Czy dałam dwieście dolarów właściwemu facetowi, czy opłaci
przewodnika, pilota, przejazdy… Jego rachunek bez stempla napisany na kolanie-
bez telefonu, niezałatwione sprawy w Polsce …, budzenie o czwartej rano, wyjazd
do Luksoru i zakwaterowanie na statku. Dochodzi trzecia.
III
Wyłączyłyśmy chłodzenie i otworzyłam okno. Nil jest
przepiękny nocą. Rzeka szeroka jak jezioro. Światła przeciwległego brzegu
odbijają się w wodzie i wpływa ciepły powiew.
Już spokój. Już nie nagabują masażyści. Już nie ma dzieci proszących
o pieniądze i wreszcie koniec z propozycjami dodatkowych wycieczek po osiemdziesiąt,
sto dolarów. Tu jest cudownie być bogatym i dać każdemu zarobić. Już nikt nie
woła ze sklepiku: Daj mi szansę! Wejdź do mnie! Już nie wciskają chustek,
szali, porcelany i biżuterii. Już koniec. Nareszcie cisza. Czarna woda błyszczy
światłami. Restauracja wykończona szlachetnym drewnem, kelner przynosi drinki,
kawę, uśmiecha się. To jest przyjemność i komfort All Inclusive. To pierwsza
noc na statku. Wygląda pięknie wewnątrz, jednak ma swoje lata, fotele w kajucie
zapadają się zbyt głęboko, tapicerka przetarta a kadłub w wielu miejscach
przeżarty rdzą. Wielu turystów uciekło i boją się tu przyjeżdżać. Sprzedawcy z nostalgią wspominają Szwajcarów,
Niemców czy Szwedów, dla których wszystko jest tanie. W małym miasteczku Qena
wszyscy nas witają, pozdrawiają a w naszym busie tylko cztery osoby. Mamy
pilota i przewodnika tylko dla siebie. Świetnie mówi po polsku z melodyjnym
akcentem. Dzieci wesoło machają rękami, kobiety w czarnych habitach śmieją się,
niektórym widać tylko oczy. Nie zatrzymujemy się tu, jedziemy dalej. Kiedy
wjeżdżaliśmy do Luksoru, przy bramie stali żołnierze z karabinami. Jeden
wycelowany prosto w nas, ale wygląda kulawo, jak wypożyczony sprzed wojny. Ziemia spalona
słońcem i dwa szpalery sfinksów przed wejściem do muzeum. Bóg Ra z dumną głową
barana. Wszystkie posągi dostojne i wyniosłe. Ludzie jak wstęga przewijają się
między kolumnami. Najpierw świątynia dla biednych- bez cienia nad głową, potem
dla bogatych, gdzie już nie pali słońce i sanktuarium, gdzie niegdyś wchodził
tylko faraon i najwyższy dostojnik. Posąg Ramzesa II ma wciąż świeżą i radosną
twarz. Minęły tysiące lat a jego twarz uderza młodością. Posągi mieszają się w pamięci, być może
przewodnik wprowadził mnie w błąd…, bo przecież to Tutenchamon zmarł w wieku 19
lat, a Ramzes dożył dziewięćdziesięciu.
IV
Płyniemy na obiad po drugiej stronie Nilu. Zamiast mostów
barki. Postarzałe, wyłożone kapami z odpustu, obwieszone sztucznymi kwiatami
wypłowiałymi na słońcu. Siedzimy wśród nich jak świątki w kapliczkach.
Restauracja na wzgórzu wśród kwiatów i trawników wygląda zachęcająco. Jedzenie
bardzo dobre. Zbyt dobre. Sosy z imbirem pachną korzennie i apetyczne ciasta.
V
W nocy na górnym pokładzie światła Luksoru odbijają się w
falach. Pięknie i samotnie. Noc kryje biedę. Błyszczy jedynie bogactwo. Daleko
do domu. Zbyt wiele automatycznych słów i działań. Karel Gott powiedział
kiedyś: „Czuję się jak robot” To mnie przeraziło. Dziś już nie. Nieważne. Jeśli
nawet jestem robotem biologicznym- mam to gdzieś.
Tu na statku jest 70 osób a statek na 150. Pozostałe statki
są puste. Tylko ten jeden niepełny wyruszy jutro w rejs w górę Nilu.
VI
Byliśmy w Dolinie Królów- w grobowcach- ważniejszych dla
faraonów niż pałace. Już następnego dnia po koronacji tysiąc robotników
zaczynało kuć w skałach korytarz do grobu. Im dłuższy czas panowania -tym
dłuższy tunel do pomieszczenia z sarkofagiem. Ramzes drugi żył 91 lat, więc miał bardzo
długi hol do swojej trumny. Korytarze bogato rzeźbione a na niebieskim suficie
małe, żółte gwiazdki. Każda oznacza jednego pracownika. Te większe -to szefowie
budowy. Po śmierci króla wszystko zasypywano piaskiem, by nikt nie wiedział,
gdzie spoczywa. Essam mówi, że tu nie było niewolników. Kto chciał- pracował za
wyżywienie. Przyprowadzano ich między skały z zawiązanymi oczami i zaczynali
kuć. Potem przychodzili następni do zdobienia i malowania. Tu w Luksorze wśród
piaskowych skał i zwałów piachu gorący, suchy klimat. Tutaj Nil nie sięgał, nie
zalewał mumii. Tutaj faraonowie czuli się bezpieczni i powierzali swoje ciała
tym podziemiom, wierząc, że to mieszkania dla ich dusz. Nie byłam w Kairze, ale
czytałam o „dzielnicy umarłych”, gdzie dwa miliony ludzi zamieszkują starożytne
grobowce, mają tam sypialnie, kuchnie, sklepy i szkoły.
kawiarnia na pustyni
VII
W upalnym słońcu, nieruchomym jak lampa jedziemy do Świątyni
Hatszepsut. Siedzą tu starsi mężczyźni w jasnych pendżabach, witają z daleka i
zapraszają, by iść z nimi kawałek dalej. Ale tutaj się płaci za uprzejmość, za
uśmiech, za wspólną fotografię.
Podejdziesz z nimi pięć kroków i płacisz dolara. Najlepiej by było, mieć
ich pełne kieszenie i co chwila rozdawać.
A z drugiej strony, z czego tu żyć wśród piachu? Jedyny budynek
w pobliżu to skromna kawiarnia jak szopa zbita z desek. Kupujemy wodę z
lodówki. Prąd w Egipcie jest tani. Przeciętny, miesięczny rachunek na
dwunastoosobowa rodzinę wynosi trzy dolary.
Benzyna też jest tania, lecz samochody niebotycznie drogie. Bus, którym
wracamy kosztuje tutaj 35 tysięcy dolarów! Stare fiaty jak z rupieciarni są po
pięć tysięcy! Ich cenę wyznacza cło.
Przy Kolosach Memnona- chmary sprzedawców i dzieci wołających
po polsku, po rosyjsku, czesku, włosku: wejdź, zobacz, kup! Olbrzymie posągi
stoją na skraju miasta a nieco dalej fruwają śmieci z targowiska. Nikt nie
płaci podatku za miejsce. Ile zarabiają? Dziesięć dolarów dziennie, bo mało
turystów. Kiedyś zarabiali po sto -mówi przewodnik -Essam, bo przyjeżdżały tu
setki cudzoziemców. Przeciętny Egipcjanin zarabia 180 dolarów. Tyle trzeba, by
utrzymać rodzinę, która liczy około dwunastu osób. W każdym domu mieszka kilka
pokoleń. Synowie zostają w domu rodziców i sprowadzają tu żony. Jeśli dom ma
niewykończone trzy piętra to znaczy, że ojciec ma trzech synów- kawalerów.
Kiedy, któryś się ożeni zajmuje piętro i wykańcza je a pozostałe czekają.
Dlatego miasta wyglądają jak widma z domami bez okien i drzwi, ustawionymi bez
ładu i składu. Ten widok mnie przytłacza.
VII
Dziś jechaliśmy dorożką przez Edfu. Bardzo biedne miasto (
400tys) W centrum- dorożki przepychają się wśród zrupieciałych samochodów i
motorów, które o dziwo wyglądają wesoło, bo siedzi na nich po czworo ludzi,
zwykle młodych i roześmianych. Nikt tutaj nie ma prawa jazdy. Nie ma też
policjantów. Wszyscy pokrzykują i trąbią. Nasz dorożkarz ze szczerbatym i
ciepłym uśmiechem dowodzi chudą szkapą. Jedziemy starą dorożką obwieszoną
frędzelkami i pomponami – jak świątki wielkanocne. Machają do nas przechodnie,
dzieci szczerzą zęby, z okien zwiesza się pranie a gliniane cegły wypala
słońce.
Jedziemy do Świątyni Horusa – boga siły z głową sokoła.
Wchodzimy kolejno do trzech sal: dla biednych- bez dachu nad głową, dla
bogatych z dachem i do sanktuarium Horusa. Tutaj przychodził faraon, by porozmawiać
z bogiem i tutaj podsłuchiwał go kapłan ukryty pod posadzką za posągiem. A
potem klarował zdumionemu faraonowi, co Horus odpowiedział mu na pytania króla.
Robimy zdjęcia i wracamy do naszej dorożki chudej i biednej,
chudej szkapy.
Dziewczynka z cienkimi
warkoczykami i w zbyt wielkich klapkach czeka na brzegu, aż nasz statek
odpłynie. Brzegi Nilu pokryte hałdami śmieci. Zużyte reklamówki staczają się w
dół i spadają do wody. Wreszcie miasto się kończy. Siedzę w kajucie z szeroko
otwartym oknem – na całą ścianę i patrzę na palmy i gaje bananowe. Tylko tu
jest roślinność, zielone brzegi i zielone wyspy zamglone o świcie. Dalej
pustynia bez jednego krzewu, bez najchudszej palmy. Nie ma nic. Jeśli mi czegoś
będzie brak, kiedy wrócę do kraju- to rzewnych nawoływań do modlitwy o piątej
nad ranem. Melodia niesie się po falach i zapada w serce.
VIII
Jesteśmy w Asuanie. Stoimy przy brzegu. Przed nami jeszcze
jedna barka. Za oknem noc i pięknie oświetlona góra z grobowcem dostojników.
Góra żółtego piasku z wąskimi schodami. Tak pięknie była też wczoraj oświetlona
świątynia Horusa w Kom Ombo. Wychodzimy na taras. Julia była tu dziewięć
lat temu. Ola i Kamil zaręczyli się kilka lat temu, pod wodą -wśród raf koralowych. Ze
wzruszenia „odebrało jej oddech”. Musiała wynurzyć się, zmienić maskę i nurkować
ponownie, by odebrać pierścionek.
Asuan to bogate miasto. Dorożek mnóstwo i gwar. Na górnym
pokładzie stoi smukła dziewczyna w chuście z maleńką dziewczynką na rękach. Jej
wielkie, czarne oczy śmieją się wśród kędziorków. Rozmawiam z matką przez kilka minut o jej
uroczej córeczce. Jest drobna i
zawstydzona. Mąż śpi na leżaku. W barze skończyła się dyskoteka, turyści
schodzą do kajut.
IX
Ostatnia godzina na statku. Z głośników płynie rzewna
melodia, pogoda przepiękna. Nil marszczy się lekko, szarobłękitnie. Wiele
masztów stoi w porcie, tylko kilka w oddali wystawiło żagle. Mieszkanie w
Asuanie nad wodą kosztuje 1000-2000 tysiące dolarów za metr. W innych miejscach
jest taniej. W Qenie i Edfu prawie za bezcen. Stara angielska tama służy tu za
most a życiem i pompą Nilu jest nowa tama- serce Egiptu. Tłoczy energię na cały
kraj. Jezioro Nasera ma pięćset km długości i 350 szerokości. To największy,
sztuczny zbiornik na świecie. Gdyby tama pękła- zalałoby cały Egipt na wysokość
sześciu metrów- mówi przewodnik. Tu jest inny świat- w oddali wielka
elektrownia, strzeżona przez żołnierzy. Nie wolno robić zdjęć.
X
„Fabryka porcelany” w Asuanie to w istocie wielki sklep z
alabastrami wszelkiej maści. Półki pełne słoni, dzbanków, lamp, świeczników i
wazonów. Gdzie ta fabryka – pytam? Tutaj- mówi Essam wskazując na chłopaka,
który siedzi na ziemi w niebieskim habicie i odłupuje młotkiem kawałki
kamienia, a wkoło niego dłuta jak ze średniowiecza. Zaiste, wygląda jak
rzeźbiarz ludowy i bardzo wątpię w to, że tym dłutem wypełnił cały magazyn.
Reszta robotników w liczbie pięciu – pali sziszę pod drzwiami.
Z czego oni tu żyją? Kiedy wracaliśmy „asfaltem” przez
pustynię, w rzadkich osiedlach i miastach widziałam wielu mężczyzn siedzących z
sziszami. Nikt nie pracował. Nawet z nudów nikt nie zbierał śmieci.
XI
W samolocie handel kwitnie. Stewardessy rozwożą 70-
procentowe Rasputiny po 29 zł za litr. Sąsiedzi kupują cztery butle. Inni -kartony
papierosów za pół ceny. Moich R1 nie ma. Zamawiam pierożki z mięsem i czekoladę
na gorąco. Wracam do domu.
wtorek, 4 listopada 2014
POGODA DLA BOGACZY
Trzydzieści dolarów- tyle mi zostało po opłaceniu wizy,
pilotów, przewodnika, przejazdów i biletów wstępu do świątyń.
Trzydzieści dolarów-
nawet jeśli się ma „All inclusive”- to w Egipcie za mało. Jedzenia, napojów i
drinków jest tak wiele, że nie sposób wchłonąć nawet połowy- ale już od progu
zabierają walizkę, żeby dostać dolara.
Walizka jest mała, bo po co taszczyć wielką, w kraju gdzie
listopadzie jest trzydzieści stopni. W dodatku ma kółka i sama mogę ją wnieść.
Jednak, co chwila ktoś ją zabiera, by
dostać swój bakszysz. Po drugie na ulicy nie sposób przejść spokojnie, bo ciągle ktoś woła, zaprasza,
nalega, by coś od niego kupić: klapki, bluzki, szale, perfumy i wisiorki
wszelakiej maści. W dodatku woła po polsku: „ Daj mi szansę, ja lubię Polaków!”
Nie wiedziałam, że spotkam tam tylu handlarzy i tyle biednych
dzieci, które za dolara oferują piękne mapy lub stos widokówek, i do tej pory
mi żal chudej dziewczynki, co miała do sprzedania jedynie paczkę papierowych
chusteczek, a ja ich nie kupiłam…
Egipt kojarzył mi się z wielkimi faraonami, Doliną Królów i
piramidami. A tu nikt nie pamięta języka egipskiego, nikt nie naśladuje dumnej
bogini Izydy z odkrytą twarzą i piersią.
Zapomnieli także, że później byli chrześcijanami, że islam
narzucono im siłą i od tej pory Egipcjanki chodzą odziane od pięt do głów.
Nawet te wykształcone, ze znajomością języków obcych muszą zapytać męża, czy
wolno im założyć konto na Facebooku. Z tancerkami może ożenić się jedynie
derwisz, bo dla nauczyciela, bankowca czy inżyniera- to ujma na honorze, jeśli
nawet tańczą jak wiatr. Jedynie Koptowie (chrześcijanie) przechowali stary język
egipski w swoich kościołach, ale jest ich zaledwie sześć procent wśród dziewięćdziesięciu
pięciu milionów całego kraju. Z chrześcijankami wolno się żenić, bo w ten
sposób szerzy się islam, one wchodzą do domu męża i podlegają jego władzy, ale arabce nie wolno poślubić chrześcijanina.
Co za świat….?!
Nikt nie da im wolności- muszą wywalczyć ją same jak niegdyś
nasze sufrażystki. Mam nadzieję, że patrząc na dumne ciała swych bogiń zbuntują
się któregoś dnia, pozdejmują szmaty i razem z nami popływają w morzu. Na
rozległych plażach nad Morzem Czerwonym widziałam tylko jedną Arabkę w wodzie,
w chustce- spowitą w czerń. Była szczęśliwa, że ktoś pozwolił jej pływać.
Puste statki- hotele
czekają na Nilu jak widma. Żeby dojść do
naszej „Księżniczki Sary” przechodzimy
przez siedem pustych pokładów. Turyści
uciekli, pozostawiając bez pracy tysiące rodzin. Tylko Rosjan jest sporo. W
czterystutysięcznej Hurghadzie jak w Białymstoku reklamy są po rosyjsku. Wśród
stu dziesięciu turystów w rejsie po Nilu jest tylko czwórka Polaków: Julia,
Ola, Kamil i ja. Opalaliśmy się na leżakach, na górnym pokładzie, pływaliśmy w
basenie i popijaliśmy drinki. Późną nocą zachwycał nas Nil i światła mijanych miast odbijające się w
falach a kiedy Kamil napełnił szklanki żubrówką z sokiem jabłkowym,
opowiadaliśmy kawały o sadownikach spod Grójca, co mają tak wielkie jabłka, że
jak wyszedł z nich robak- to był większy od konia :) Był to nasz polski wieczór
w pustynnej ziemi egipskiej, w wielkim bogactwie najdłuższej rzeki świata.
Kamil prezentował barwy narodowe i symbol Polski walczącej na
swoich koszulkach. Jego prawą nogę zdobił barwny tatuaż, toteż brano go za
boksera. W jego towarzystwie chodziłyśmy na targ w Assuanie. Ola w króciutkich
szortach i skąpej podkoszulce z papierosem – była jak wykrzyknik w bazarowym
tumulcie. Spoglądały na nią zaciekawione oczy spod zasłon. Jednak nikt nas nie
łajał ani nam nie groził. Przeciwnie. Co chwila ktoś podchodził i zapraszał do
swego kramu. Jeden z Arabów w błękitnej tunice zawołał wesoło po polsku: „ U
mnie nie za darmo, ale tanio!” Śmialiśmy się wesoło, kupując hibiskus i trawę
cytrynową. Czuliśmy się jak bogacze
wydając dziesięć dolarów. Telewizyjny obraz
strasznych Arabów- w ogóle nie
przystaje do prawdziwego klimatu tamtych miejsc. Jednak w wielu miejscach stoją
żołnierze z karabinami i sprawdzają dokumenty naszego kierowcy. Nawet w biednym
Edfu, gdzie podróżuje się na osłach przed wjazdem do miasta stał karabin
wycelowany w nasz samochód. Dlaczego? Nasz przewodnik mówi, że w Egipcie jest
osiem milionów islamskich ekstremistów. Nie wiadomo, kto wjeżdża do miasta i w
jakim celu- stąd ta ostrożność.
Plaża dla turystów nad Morzem Czerwonym w Hurghadzie
Przejście na naszą plażę
Hurghada- miasto kurort od podstaw zbudowane na piasku
Tak płynęliśmy aż do tamy w Assuanie
Płynęliśmy nocą a w ciągu dnia zwiedzaliśmy starożytne świątynie
Świątynia królowej Hatszepsut w Luksorze. Zwiedzających prawie tu nie ma. 15 lat temu terroryści zastrzelili tu 58 turystów ze Szwajcarii, Japonii i Kolumbii.
bar na naszym statku
Świątynia Boga Sobka w Kom Ombo. Nasz przewodnik mówi, że nazwa Kom Ombo oznacza górę złota. Miasto jest tu niewielkie ale bogate. Strzeże go bóg z głową krokodyla. Starożytni Egipcjanie uważali, że im więcej krokodyli jest w Nilu- tym większe będą zbiory.
Ten dorożkarz otrzymał od nas dziesięć dolarów za dowiezienie do Świątyni Horusa. To był jego szczęśliwy dzień - zarobek na cały tydzień na utrzymanie pięciorga dzieci i żony. Koń wychudzony jak większość zwierząt tutaj, choć dla dorożkarza jest członkiem rodziny.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Orient-Express
Czy życie nie jest piękne? Jeszcze wczoraj wieczorem zalało mi kuchnię, bo urwał się zawór zimnej wody pod zlewem, i popłynęło strumieniem...

-
Wreszcie śnieg i mróz, i słońce, i prawdziwa zima. Spóźniona o miesiąc, ale jest. Szrot który mijam każdego dnia obsypany śniegiem. Sople...
-
Przeczytajcie ten wpis, bo w razie potrzeby będziecie wiedzieć, do kogo iść. Ja nie wiedziałam. To, że trzeba natychmiast operować syna s...
-
Mieszkają w Trokach na Litwie od siedmiuset lat. Jest ich dwustu sześćdziesięciu. Polacy z Litwy mówią o nich- Karaimowie i uważają za odła...
-
Czy wiecie jakie jest największe przekleństwo w Białymstoku…? - „A żeb ciebie dwa sliedzi obsrali…!!!” Ten tak miły dla ucha język sły...
-
Trzydzieści dolarów- tyle mi zostało po opłaceniu wizy, pilotów, przewodnika, przejazdów i biletów wstępu do świątyń. Trzydzieści dolaró...
-
Żeby spędzić weekend w Hotelu Gołębiewski wystarczy mieć kuzyna, który Cię tam zaprosi i pokryje koszty, bo właśnie obchodzi swoje urodz...
-
Maleńczuk w Internecie śpiewa o Putinie z właściwym sobie wdziękiem: „ владимир на бсегд а ни хуя „. To jest konkretny głos w sprawie U...
-
I Grzybku maleńki biegłaś mi na spotkanie o czwartej po południu z ufnością ...
-
Dopiero teraz rozumiem- dawne piosenki pełne tęsknoty i ciepła: „ Mówcie co chceci nie ma na swieci joj jak serce batiara”/Batiar jak...