Śniło mi się, że dzwoni telefon. Obudziłam się a tu cisza…
Może dzwoniłeś we śnie żebym coś napisała…? Kończę baśń o Nineczce, która mieszka nad wielkim jeziorem
i podróżuje do krainy Jesiennych Babuleniek. Te babuleńki były w moim
śnie dawno temu i obsypały mnie maleńkimi, brzozowymi liśćmi. Obudziłam się pełna
nadziei w czasie, gdy byłam mocno zagubiona i właśnie wtedy powstał zarys
opowieści. Od tamtego dnia minęło 16 lat. Siedziałam na strychu, gdzie suszyła się
bielizna na sznurach i patrzyłam przez małe, otwarte okienko na altanę i
orzechy włoskie, które tworzyły tam wielki baldachim. Mieszkałam pod numerem
trzynastym. To nie był szczęśliwy numer, choć wydawał się wstępem do lepszego
świata.
Odprowadzałam dzieci do przedszkola przechodząc koło małej
księgarni. Właścicielka nosiła czarne, skórkowe rękawiczki, bo zawsze marzły
jej dłonie. Któregoś dnia kupiłam tam cieniutką broszurę napisaną przez
nieznanego mi guru o imieniu Osho. Zauroczył mnie wtedy tekst napisany
poetyckim językiem o nieznanych mi egzotycznych medytacjach. To mógł być rok 1995, 1996… Potem kupiłam
następną broszurę i następną. Podobała mi się opowieść o poszukiwaniu byka w
wysokiej trawie i o tropieniu jego śladów.
A sposób na porzucenie palenia papierosów, proponowany przez guru znajomemu po
dwóch zawałach - był oryginalny i zabawny. Brzmiał mniej więcej tak: „ To nieważne, czy
umrzesz rok wcześniej czy później, ale skoro chcesz rzucić palenie dam ci radę.
Kiedy już kupisz paczkę papierosów pogłaskaj ją w kieszeni i ciesz się nią jak
skarbem. A potem zaciągnij się powoli z miłością, bo przecież to twoja miłość. Nie
możesz żyć bez papierosa. Jesteś wielkim joginem palenia od czterdziestu lat. Ucałuj
swój papieros, rozkoszuj się nim, myśl o nim jak o kimś kochanym. A wieczorem,
gdy będziesz sam, uklęknij i pomódl się do niego albowiem to twój Bóg. Módl się
do niego z wiarą i oddaniem i zobaczysz, co będzie dalej.”
Zachwyciła mnie oryginalność tej rady i humor autora. Czy
uzależnienie nie jest bożkiem, któremu składamy hołd? Jak najbardziej.
Przeczytałam wtedy wszystkie dostępne broszury. Kiedy dziś
wchodzę do Empiku, z lekkim niepokojem patrzę na dwie półki pełne książek „guru”,
w których tamte teksty zostały rozcieńczone. Jednak wciąż jest zapotrzebowanie,
bo książek przybywa. Kiedy włączam You tube- widzę jak wykreował się wtedy na boga w srebrnej szacie, na
srebrzystym fotelu. Niczym starotestamentowy Jahve udzielał wyjaśnień, unosząc
szczupłe dłonie nad długą do pasa brodą. Jednak najbardziej mnie drażni to, co
przeczytałam o nim w National Geographic ( nr 3, 2013, s. 62): „ miał aż 93 rolls-royce’y
i 300 rolexów”.
Chandra Mohan Jain
zwany Osho wystrojony niczym Paris Hilton…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz