„Jestem wdzięczna za”- tak nazywa się grupa, którą odkryłam na Facebooku.
Nie pamiętam jak na nią trafiłam, ale
przyciągnęło mnie imię szkolnego kolegi –Andrzeja, który jakis czas temu pracował w Newsweek'u. Pierwszego dnia czułam się
tam jak w wielkim torcie. Fruwały słoneczka i różowe serduszka i wszyscy pisali
o samych dobrych rzeczach a złe obłaskawiali. Cieszyłam się jak przedszkolak i
długo nie mogłam zasnąć. Ktoś napisał, z
ujmującą szczerością, że dziękuje sobie, iż nie kupił nic w lumpexie, bo jutro będzie
taniej.
Ktoś inny dziękował za kawę z kardamonem, za spacer z dzieckiem, za pracę, za
fajnego męża, albo narzeczoną, za lato, słońce, chmury, przyjaciół, rozstanie, wytrwanie
w szpitalu, za włosy, które odrosły po
chemii i za wiele innych zdarzeń. Dziewczyna
o imieniu Margarita wyrażała wdzięczność za dziewiąty dzień bez jedzenia. Zaniepokoiłam się, że jest bardzo chora i szuka sposobu na wyleczenie.
Następnego dnia dowiedziałam się, że ona jest bretharianką i chce odżywiać się
światłem. Od razu zobaczyłam w wyobraźni
świetlisty korowód ludzi wchłaniających promienie słońca i spodobała mi się niecodzienność tego pragnienia, zwłaszcza, że
moje odżywianie się jest tak zwyczajnie
przyziemne… Jednak niepokój nie odchodził.
Po kilku dniach Margarita napisała o cudownym smaku malin i czekoladzie, więc
odetchnęłam. Na zdrowie. Koniec głodówki. Potem przebił ją Jacek, pisząc o 23 dniach
bez jedzenia w imię przypływu sił i inspiracji. Pierwsze cztery- to tak jak grypa- zaznaczył- a
następne już z górki.
Te dwie osoby przypominają mi kogoś, kto pewnego dnia jesienią 2008 roku
zamieszkał u mnie na dwa miesiące. Na jej ramieniu był piękny
wytatuowany smok. Zajmowała wolny
pokój a wieczorem do późnej nocy siedziała przy stole w kuchni i przepisywała
książkę. Powiedziała, że to dodaje jej sił. Kiedy ja ją przejrzałam, to
odebrała mi siłę, bo ręce mi po prostu opadły. Był to skrypt dla „wtajemniczonych”,
którzy należeli do nowej cywilizacji pod rządami „Rady Świata”. Sposób narracji
i treść przypominała Trybunę Ludu, kiedy chodziłam do szkoły. Nie mogłam
zrozumieć, jak ona może się tym fascynować i jeszcze przepisywać ręcznie do drugiej
w nocy. To brzmiało jak sekta. Kiedy
wróciła wieczorem, powiedziałam co myślę o tej „książce”, ale Ania uśmiechnęła się,
włączyła laptop z filmem z Bollywood, postawiła przed sobą wodę, której zawsze nadaje
„odpowiednią strukturę,” i wsypała do niej łyżeczkę suplementów. Potem zjadła
lekką kolację, przygotowała prezentację sprzedaży na następny dzień i zabrała
się za krytykowane przeze mnie zajęcie.
- Czuję ciepło, kiedy to przepisuję- powiedziała. Kremowy T-shirt odsłaniał jej tatuaż.
- Dlaczego właśnie smok? – zapytałam
- Bo pochodzę z Planety Smoka- odpowiedziała poważnie
- A dlaczego tylko te filmy? – zapytałam
- Bo one zawierają przesłanie
i są pełne radości- odparła
- Ale przecież rzeczywistość w Indiach jest inna- ciągnęłam
- Tam ludzie śmieją się o wiele częściej niż my i naprawdę tańczą
na ulicach. Zobacz jak one tańczą! Ja też zapisałam się na taniec brzucha-
powiedziała prezentując dzwoneczki na smukłej sylwetce.
Ania ma zmysł do interesów. Pracuje w szkole i ma firmę, w
której sprzedaje niemieckie suplementy a oprócz tego pracuje dla fundacji, gdzie dzieci uczą się technik zapamiętywania poprzez zabawę. Odeszła od męża z
walizkami, dwa miesiące mieszkała u mnie a potem wzięła kredyt i kupiła
mieszkanie. Wiem, że świetnie sobie radzi. Ma dużo energii, dużo pracuje i zarabia
kilka razy więcej niż średnia krajowa. Czy myśl o przynależności do „ lepszej
części ludzi dodaje jej sił? Jest
niezwykłym połączeniem zdrowego rozsądku i braku rozsądku. Nie pali, nie pije
herbaty, ani kawy, biega nawet 20 kilometrów…
Pamiętam, że w pokoju,
który u mnie zajęła, było wiele paczek z
suplementami i drogimi kremami a także różne przedmioty: lampy do naświetlania
podczas osłabienia, magnesy chroniące przed promieniowaniem kosmicznym,
talizmany… Jeden z tych „ amuletów” powodował, że czułam się nieswojo, kiedy go
przyniosła. Niepozorny przedmiot – podkładka pod kubek- a budził niepokój. Nie
wiem dlaczego.
Oswoiłam się z nim dość
szybko, ale tamto pierwsze wrażenie – poczucie obcości-utkwiło mi w pamięci.
Zrobiłam herbatę, usiadłam obok niej i gawędziłyśmy.
- Po co ci ta podkładka? – zapytałam
- Kiedy jej używam, ludzie się odsuwają- odparła. Ich reakcja
oznacza, że nie są moimi przyjaciółmi. Siedzą daleko ode mnie i to mi odpowiada– sama piję
herbatę. Nie przyszło mi wtedy na myśl, że miała ochotę na samotność, a pewnie tak było.
Minęło kilka lat od tej rozmowy i właśnie dziś, gdy wracam do
pracy i nie zawsze mam siłę, by bronić
się przed agresją- myślę o blondynce z długimi włosami z Planety Smoka i
jej amulecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz