poniedziałek, 5 grudnia 2016

jęzory


Dawno, dawno temu był sklep niewielki ale jedyny w promieniu kilku kilometrów i była w nim sklepowa  jaśnie ważna i kwaśna jak ocet, którego pilnowała na półkach. Było jeszcze piwo a ona je rozdzielała pijakom pod płotem i przyjmowała łaskawie ich spojrzenia na swój dekolt z jęzorami do pasa. Zaiste zdumiewały mnie te jęzory wyłożone na ladzie, długie jak naleśniki.   Drżałam wchodząc do sklepu po sól albo cukier, albo lizaki na patyku. Brakowało jej tylko szpicruty, żeby lać po kolei każdego kto wchodzi. Kiedy się odezwała albo warknęła: „Czeego”?  cierpła mi skóra na barkach i do dziś to pamiętam. Jej ryży brat miał piękny dom i był uznanym złodziejem. Ludzie go podziwiali, że taki „kręcony” I tak dobrze okrada państwowe magazyny. To było dawno w PRL-u, ale fragmenty tej historii ciągle do mnie wracają -nie w sklepach ale w urzędach-  skostniałych jak za dawnych lat. Przydałaby się mała rewolucja, by zmienić pychę na służenie ludziom, by nie trzeba było stać w kolejkach do jaśnie państwa i wygładzać liter po raz drugi  i piąty. Pycha mnie drażni. Jestem uczulona.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Orient-Express

  Czy życie nie jest piękne? Jeszcze wczoraj wieczorem zalało mi kuchnię, bo urwał się zawór zimnej wody pod zlewem, i popłynęło strumieniem...