Kraków 04.10.16
W „Noworolskiej” jak zawsze magiczna
atmosfera i aksamitne krzesła, które pamiętam sprzed lat, gdy przyjechałam tu
na studiach pierwszego listopada. Wsiąść do pociągu byle, jakiego… i tak
zrobiłam. Pierwszy był do Krakowa. Przyjechałam wieczorem, gdy miasto tonęło we mgle.
Teraz słucham fortepianu i wszystkich
po kolei przedwojennych i powojennych piosenek tak miłych dla ucha:
„Umówiłem się z nią na dziewiątą/ tak
mi do niej tęskno dziś/ pójdę wezmę od szefa a konto/ kupię jej bukiecik róż”
Wiem, że tu nie przyjdziesz i nie umówisz
się nawet na osiemnastą, kiedy skończysz pracę i nie będzie niestety niczego- żadnych
róż. Sama wypiję kawę po wiedeńsku z torcikiem tiramisu przy dźwiękach kolejnych
melodii. Wciąż jestem nieroztropna i pełna niedomiaru i tak już pozostanie a ty
z kimś innym pijesz kawę od bardzo wielu lat. Przebiegłeś te wszystkie lata
zgodnym truchtem zapadając w wygodny dom, samochód, dzieci i tak dalej. A ja
mam katar i kaszel, i dopadł mnie jakiś wirus. To tylko zwykły babski żal w
październikowy wieczór, gdy za oknem stadko samotnych kobiet i wycieczka
murzynów a właściwie murzynek w ciepłych skarpetach i japonkach. I dość
niezwykle wyglądają z październikowym wiatrem na jasnym rynku krakowskim.
„ Usta milczą dusza śpiewa/ kocham
cię” Te melodie mnie rozklejają. Czułam się taka silna jeszcze dwa tygodnie
temu. Byłam gotowa wygadać każdemu ważniakowi, co myślę i powiedzieć szefowi
wyraźnie: dyrektorów były i będą tysiące- Ela Terra jest jedna!
A tu masz: Przyjechałam do
królewskiego miasta z gorączką na plecach, zgubiłam się na trasie 79, choć jest
jasna jak stół. Powinnam wreszcie włączyć GPS, ale przekora nie pozwala. A może
powinnam przestać jeździć? Ale jak tu żyć bez samochodu? Czy ślimak może być
bez skorupki…?
„ Ada to nie wypada/ gdzie wychowanie
gdzie ogłada/ te twoje maskarady i te figle psie? Co ty robisz zlituj się/
Czy to normalne żeby z mokrą głową
wyjść spod prysznica i tylko w T-shircie iść kilometr do przedszkola, by włosy
suszył październikowy wiatr? Żadna roztropna babcia tak nie postępuje. No to
masz za swoje i cierp. Zapominam, że mija czas, że jednak się starzeję, że po
prysznicu dopadnie mnie chłód. Nigdy nie będę stara! Nawet wtedy, gdy
pokryją mnie zmarszczki. Czy nie lepiej wyskoczyć z samolotu, gdy przyjdzie
czas? Rozumiem Hemingwaya- tego egoistę, kiedy się zastrzelił. Ale przecież
miałam spłonąć na stosie po śmierci, żeby nie zbudzić się w trumnie a nie w
szczękach rekina z ogryzioną nogą…
05.10.16
Zatrzymałam się w gościnnym domu Ani-
przyjaciółki sprzed lat. Chodziłyśmy do pierwszej klasy liceum. Ja zostałam a
ona wyjechała do Krakowa z rodzicami. Po latach czasami tu wpadam. Wieczorem
przy winie omawiamy gorąco ostatni temat- czarny protest. My też jesteśmy
czarne.
- „Wara im do mojej d..y”- mówi Ania- nie jestem wierząca i mam do tego prawo- ciągnie- Czy ja kogoś zmuszam do
wiary? Czy normalna zdrowa kobieta pragnie usunąć ciążę, jeśli nie musi…? To przecież
nie spływa jak po kaczce! Ale wara wam zapyziałe katoliki do mojej d..y! Nie
boję się Boga, bo w niego nie wierzę i nic wam do tego!
Mój dziadek stracił wiarę, kiedy z
łapanki dostał się do obozu w Płaszowie, do więzienia na Montelupich, do
przymusowej pracy w kopalni. Nigdy o tym nie mówił, ale gdy dorosłam, gdy
kończyłam prawo- rozmawiał właśnie ze mną i wrócił do wspomnień z czasów wojny.
Powiedział wtedy do mnie: „ Gdyby istniał Bóg, gdyby był- nie pozwoliłby na
takie cierpienia”
A ja nie wierzę nawet bez obozu. Nie wiem,
dlaczego. Jednak to nie znaczy, że zło jest dozwolone. Boga nie ma, lecz nie
pozwalam na zło i walczę z nim zawsze, gdy mogę- także w sądzie.”
- A ja mam swego Boga- mówię-
podnosząc kieliszek z czerwonym winem mołdawskim i nie podoba mi się kontrola kobiet
na każdym kroku przez partię starych bab i dziadków. I nie podoba mi się
religia w szkole ani stopnie z religii, ani kościelne rysowanki dla maluchów. Jak już
idziesz do szkoły to nie masz wyboru, nie możesz być protestantem,
prawosławnym, czy Żydem- musisz być katolikiem, bo co zrobisz sam jeden w całej
klasie? Będziesz odmieńcem? Żeby cię obrzucali kamykami spojrzeń i gadek…?
Nie podobają mi się kościoły
współczesne bez gustu i szyku ani bunkry z pustymi salami katechetycznymi obok –
te wszystkie balony bez ducha.
I nie ufam księżom w czarnych
kagańcach. Kojarzą mi się z fałszem i tyle. Prędzej zaufam pastorowi, który ma
żonę i dzieci i wie coś niecoś o życiu.
Każą rodzić dzieci po gwałcie, dzieci
upośledzone, kalekie i chore…? Co będzie dalej? Może zakaz rozwodu? Może prawo
szariatu kościelnego? Czemu nie ?
Żeby być znienawidzonym dzieckiem,
samotnym, nie trzeba być wynikiem gwałtu- wcale nie. Można być dzieckiem
pijaków, narkomanów albo po prostu zwyczajnych rodziców, którzy nie lubią
dzieci albo nie chcą. Widziałam takie dziecko w szpitalu na Spornej w Łodzi.
Nigdy go nie zapomnę. To był sześcioletni chłopiec bez nerek przykuty do
aparatury filtrującej krew. Nikt go nie odwiedzał. Pamiętam jego ładną smukłą
twarzyczkę i wielkie smutne oczy. Były tak smutne, że tonęłam wchodząc do
pokoju. Tonęłam w jego spojrzeniu bez łez. Miał normalnych rodziców, którzy go
nie chcieli i porzucili dawno temu. Wolałabym nie rodzić się, niż być na jego miejscu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz