Kiedy po raz pierwszy przeczytałam „ Linię śniegu” Yorka Jordana – byłam zdumiona.
A sam autor wydał mi się postacią z filmu lub baśni – z rewolwerem i burzliwą
biografią na drugim krańcu Ziemi.
York Jordan, Zbigniew Zerwal- Uramowicz, Durvill de
Carde, Wu Wei – to jedna i ta sama osoba. On zmienia nazwiska, bo się ukrywa-
powiedział jego znajomy. Może tak właśnie jest?
Ale to nie zmienia faktu, że urzekła mnie jego
poezja:
bo
przecież ważne są tylko konie
co
we mnie żyją
bo
gdy umrą
bo
gdy odejdą
i
ja przestanę być
jak
mógłbym kochać
nie
będąc szalonym
jak
mógłbym wierzyć
(York Jordan ( an, Linia śniegu, wyd .Latona, 1991 r.)
Jego niezwykłe wiersze dzieją się wśród galaktyk i
wielkich rzek, które sam przemierzał i wśród diamentów, których szukał naprawdę
– „ wielkich jak wilgotna góra snu”i wśród
niezwykłych ptaków podobnych do kobiet, i „ aromatycznych” podobnie: „ ooo mruczą ptaki ooo”
Zauroczyło mnie w tej twórczości coś męskiego- wolnego.
„ konie bez
kopyt wszędzie słyszą drżenie”
„
tak pełne koni jest niebo jesieni
pełne
końskich łez pachnących potem”
„
patrz tu będzie równina martwych
i
wytoczą się w morze opętani
jeźdźcy
świateł
i
w pobliżu nie będzie nikogo
tylko
te oszalałe palce
liżące
skórę
i
ten ciepły wiatr
pełen
piasku
zaczajonego
na wilgotnych
koniach
plaż”
(Linia śniegu, wydawnictwo Latona,
s. 49)
Wśród gorących, pulsujących rytmów pojawia się Bóg,
któremu na imię samotność. Podmiot liryczny tych wierszy jest nieśmiertelny.
Nieśmiertelny jest także główny bohater „ Pamięci
oczu”. Odbywa pokutę w małym, zapomnianym kościółku pod misą święconej
wody. Parzy go każda kropla. Na kartach powieści pojawia się jako malarz,
robotnik, podróżnik bez wizy, więzień i poszukiwacz przygód. Świat realny jest
dla niego zasłoną, którą co chwila odsłania. Świat po drugiej stronie nie jest
rajem. Jest dziwny i pełen narkotycznych wizji. Wizje i seks są tematem tej
powieści.
Wzajemne pożądanie ojca i córki, małego chłopca i
nauczycielki, tajemnicza postać homoseksualisty w mroku Wenecji, pełne
szaleńczego erotyzmu zakonnice w odosobnionym klasztorze, erotyczne sny
księdza, śmierć dziewczyny z powodu braku mężczyzny…
To, co skrywane, potępione lub sprofanowane- jest
tematem tej książki. Nawet maszyny w hali fabrycznej są pięknymi wiedźmami:
„
Podstawiały mi pod usta swoje piękne brzuchy, kolana, pośladki. Całowałem je
ukradkiem. Pachniały dymem i seksem. Nie mogłem się powstrzymać, by nie
dotykać, tłustymi od smarów dłońmi, ich jędrnych kształtów.[…]Chciałem kochać
się z nimi. Zapragnąłem nagle wziąć je wszystkie. […]Halą dwudziestą, w
dziesiątym miesiącu mojej pracy powiał wiatr pełen miłości)
(Durvill
de Carde, Pamięć oczu, wyd. Przedświt,
s. 186)
Cóż to za barokowy facet- pomyślałam w pierwszej
chwili. Drażniły mnie nieustające, ekspresyjne słowa:
„ wczepiłem palce nóg w granit i trwałem tak, pożerając świt zębami płuc[…] Rzeko- powiedziałem- którą wybrałem. Cicho się rodzisz, wściekle kąsasz matkę, gorejąca, nieokiełznana rzeko mojej woli”
„ wczepiłem palce nóg w granit i trwałem tak, pożerając świt zębami płuc[…] Rzeko- powiedziałem- którą wybrałem. Cicho się rodzisz, wściekle kąsasz matkę, gorejąca, nieokiełznana rzeko mojej woli”
Ale powieść wciągała mnie coraz bardziej. Brzmiała
jak spowiedź, jak intymny pamiętnik autora.
„Śniły
mi się owce ubrane w klejnoty[…]Spodnie pękały mi pod sutanną[…]Szaleństwo
klasztoru było we mnie. Jęczałem cały, wyłem.i mniszki jęczały. […]Wszystkie
miały to w tym momencie[..]Nie ma przykazań. Jest zwierzę- człowiek bez skazy. Posłuszny
naturze i Bogu”
Nie ma wolnej miłości- śpiewała przejmująco Martyna Jakubowicz.
Ale tutaj jest- na każdej stronie. Główny bohater jest wolny. Jest także
okrutny. Jego kobiety są nieme. Zostawia im wspomnienie szalonej miłości i
odchodzi. Jest wolnym chłopcem, który mówi o sobie: „ Nie byłem piękny”.
„
Nieruchomy, płynny balsam Pacyfiku obmywa zmęczone słońce. Spędziłem tam długie
tygodnie samotny, skaczący , szalony. Patrzyłem ze szczytów wydm w
rozgwieżdżone, pachnące niebo. Dotykałem gwiazd ustami.[…] Żyłem.”
Każda strona tej książki była mi bliska. Moje dawne
wizje znalazły tu prawo istnienia.
Napisałam do autora list na adres wydawnictwa „Przedświt”
i po długim czasie dostałam odpowiedź z Niemiec, gdzie chyba mieszka do tej
pory. Dostałam także dwie książki z
dedykacją. Od tamtej pory zaczęła się nasza korespondencja. Otrzymywałam listy
nawet z dalekich Filipin, gdzie Zbyszek wyjeżdżał każdego roku.
„Gdybyś był
czysty
szumiałbyś
trawą
mną
byłbyś
smakiem
wody”
(
Zb. Zerwal-uramowicz, Smak
wody,wyd, Przedświt, 1998r.)
Ostatnią książkę otrzymałam chyba dwa lata temu.
Nosi tytuł: Dotyk Ziemi. Zbyszek napisał ją jako Wu Wei ( po chińsku:
niedziałanie). To inny Zbyszek. Jakoś mi
do niego nie pasuje „ jezusowa chata”, choć jest mnichem zen. Otwieram czasami tomik
leżący na parapecie i czytam: „Boimy się tylu rzeczy/ najbardziej boimy się nieśmiertelności”
A potem znajduję wiersz, w którym płynie znajomy
strumyk:
„ w bezruchu
przedporannych cieni
przeczuciem
niepojętych barw
wtańczył
się w moje
rozchylone
usta
niepokalany
Bytu
Czar”
Ten blog jest jak Twoje wnętrze - wrażliwe, piękne, ulotne, w zupełnie inny sposób postrzegające otaczającą Rzeczywistość. To uzewnętrznienie, choć częściowe Twojej Jestności. Każdy zamieszczony fragment jest Całością, po Twoim dopełnieniu,zupełnie jakby wcześniej był niekompletny.Fotografie i miejsca dopiero są warte zauważenia, gdy zobaczyło je Twoje oko i dopełniło.Z uwagą i ciekawością będę zgłębiać Rzeczywistość poprzez Ciebie, bo przecież jestem Innym Ty.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń" Bo przecież jestem innym Ty"- brzmi znajomo i trochę niepokojąco... jakbym niespodziewanie otrzymała kwiaty:)
OdpowiedzUsuńA kojarzysz, Elżbieto, mozambickiego pisarza Mia Couto? Pisze w podobny sposób, tylko chyba jeszcze bardziej pierwotny. Bardzo Ci polecam, bo gdy czytałam przytoczone przez Ciebie fragmenty, przez cały czas pojawiał się w moich myślach. "Naszyjnik z opowiadań" to chyba mój faworyt, zaraz potem "Lunatyczna kraina".
OdpowiedzUsuńNigdy nie słyszałam o Twoim pisarzu. Może go wymyśliłaś? (To by pasowało do niego, skoro przez cały czas zmienia imiona...:). Muszę zajrzeć do jego książek. Sama raczej lubię formę bardziej oszczędną, ale zdarzają się wyjątki, jak Couto albo Toni Morrison, która niezmiennie mnie dotyka.
Też byłam zdziwiona, że istnieje. Dziwne jest to, że nikt o nim nie mówi, choć tyle plotą o byle kim. Przyznałam mu jak wiesz nagrodę Nobla:) Może się doczekam?
UsuńMia Couto nie kojarzę, ale poszukam w wolnej chwili. Nie czytałam zbyt wiele. Szesnaście lat spędziłam na fermie - tyrając- bo tak buduje się firmę. Dopiero teraz mam trochę czasu na pisanie i czytanie. Pozdrawiam ciepło:)
Eh, wiesz, jak zaczynałam studia chyba z dekadę temu, to jeszcze czytałam książki, o których "się mówi". Teraz już jasny szlag mnie trafił po przeczytaniu kilku pozycji, które dostały i po kilka nagród, a straszna słabizna. Faktycznie czasem trafi się ktoś, kto i nagrody dostaje, i dobry jest, ale z mojego doświadczenia nie jest to częste zjawisko.
UsuńKiedyś czytałam więcej, teraz, ponieważ moja praca obraca się w sumie wokół tekstu, czasem pod koniec dnia mam odruch wymiotny na litery. Czasem wtedy lepszy jest film albo przygotowanie jakiegoś kolorowego brebstwa :)
Praca wokół tekstu...? Kojarzy mi się z kilkoma zawodami. "Kolorowe brebstwo" z talerzem sałatek i makaronami :)
Usuń