Kraków 1982 wyciska z oczu łzy. Przyjechałam o zmierzchu. Tak
samo jak dziś siedziałam w Novorolu. Stare pudernice w aksamitnych fotelach
miały ciekawą biżuterię. Mgławice duchów
wychodziły z zaułków, ciągnęły ulicami.
Był pierwszy
listopada. Miasto jak wielki grobowiec.
Teraz
tonie w kwiatach. Czerwone maki słońca mocno przypiekają.
Wchodzę do chłodnej Zary i kupuję szorty. A
wokół ludzi tłum, kafejki na chodnikach. Rosjanin pięknie gra na guzikówce.
Kobieta w gruzińskiej knajpie wyciąga z torby pól litra i nalewa
do szklanki. Dwie Cyganki bezczelnie stawiają kubki na monety. Każdy zarabia, jak się da.
Przede mną grupa rudych, piegowatych- baobabów unijnych. Na
szczęście -poszli dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz