Były w podobnym wieku :
między trzydziestką a czterdziestką. Mieszkały
we trzy w hotelu dla matek. Najmłodsza z
nich była Anka- wysoka, nieśmiała, w luźnych spodniach w beżowej podkoszulce i szarej marynarce. Każdego ranka podkręcała ciemną
grzywkę pod spód – lokówką. Była cichą, szczęśliwą mężatką. Jej przystojny i sympatyczny
mąż odwiedzał ją w każdą niedzielę. Miał sportowy, sztruksowy garnitur i jasne
włosy. Bardzo dbali
o córkę po operacji kręgosłupa. Anka spędzała przy niej całe dnie na oddziale rehabilitacji.
- Jak poznałaś męża?- Spytała
Ola wieczorem, gdy kładły się spać
- Mieszkał niedaleko- odpowiedziała
z błyskiem w oku.
- A kiedy poszłaś z nim
do łóżka- spytała Ola
Anka zaczerwieniła się i powiedziała z uśmiechem:
- Żeby mnie pocałować- musiał
czekać rok, a kochaliśmy się dopiero po ślubie.
- Ne wierzę-
wykrzyknęła Ewa- po prostu nie wierzę!
- A jednak to prawda- odpowiedziała
Ania figlarnie
- Wytrzymałaś tak
długo?- Spytała ponownie Ola z niedowierzaniem.
- Tak- to mój pierwszy mężczyzna.
Mam nadzieję, że ostatni- powtórzyła Ania
Ewa spojrzała na nią wielkimi
chabrowymi oczami, roześmiała się dźwięcznym głosem i powiedziała:
- Rozwiodłam się dwa
lata temu, za miesiąc znów wychodzę za mąż, ale nie mam zamiaru zakopać się w
jego wiosce. On ma sad i samochód- dobra partia i tyle. Chodźmy popływać w basenie
a potem do solarium.
- Nie idę- powiedziała
Ania-, ale wy idźcie jak chcecie.
- Przecież basen już
dawno zamknięty…. - wtrąciła Ola niepewne
-Zamknięty dla innych,
ale nam otworzą- powiedziała Ewa.
- Nie mam kostiumu… - szepnęła
Ola
-A, po co ci kostium?
Chodź idziemy!
Poszły. To jak Ewa chodziła- to była historia.
Ona tańczyła biodrami. Ciemne włosy spadały jej na ramiona a jej dźwięczny głos
budził zdziwienie w tym smutnym miejscu, gdzie umierały dzieci, w wielkim
szpitalu Centrum Zdrowia Dziecka.
Ratownik faktyczne wpuścił
je do środka, potem przyszedł drugi i usiadł
na ławce. Ewa rozmawiała z nim przez chwilę a potem rozebrała się do naga
weszła do wody jakby, nigdy nic. Jakby to była plaża na Haiti. Jej chabrowe
oczy zniknęły w niebieskiej wodzie a Ola stała jak wryta i patrzyła na jej pływanie.
Po kilku basenach Ewa wyszła z wody, wytarła się ręcznikiem uśmiechnęła się do ratowników
a potem wyszła tanecznym krokiem dźwięcząc między ścianami opustoszałych holi.
Poszły do solarium na dwadzieścia minut a potem wróciły do pokoju.
- Ona pływała nago!- Wykrzyknęła
Ola do Anki
- Naprawdę?- Spytała
Ania nieśmiało
- Jasne, że naprawdę-
powiedziała Ola- i pływała jak ryba a ratownicy siedzieli na ławce. Może trzeba
było wyjść?- rozmyślała głośno
- Jakbym chciała, żebyś
wyszła, to bym ci powiedziała- uśmiechnęła się Ewa i wyjęła z szafki masło
kakaowe, żeby posmarować piersi i brzuch.
- Posmarujecie mi
plecy? –spytała
Usiadły na jej łóżku i ochoczo smarowały jej
plecy i ramiona. Co chwila wybuchały śmiechem.
- Cudowny masaż-
westchnęła Ewa
Dziewczyny śmiały się i
ściągnęły jej majtki wklepując krem w wysoką pupę
- Ale dupa! Powiedziała
Ola z uznaniem
- Jak sprężyna- prosto z Brazylii! - pochwaliła Ania, bawiąc
się kremem
- Jesteś piękna- zrobię
ci zdjęcie- szepnęła Ola z zachwytem
- Czemu nie? Mam nawet
aparat – zgodziła się Ewa
- Ale teraz smarujemy
ciebie- dodała
-Ola rozebrała się i
położyła na łóżku a one nabrały masła i
pac na brzuch i pac na piersi. Teraz ona
była smarowana i cieszyła się jak dziecko.
- Chciałabym być taka
szczupła jak ty- westchnęła Ewa- mieć takie smukłe nogi…
- A ja bym chciała mieć
takie piersi jak ty i taką pupę… powiedziała Ola
- Dołóż sobie pięć kilo
i po sprawie.!- zaśmiała się Ewa
- Ania w koszuli nocnej
a my dwa golasy- zauważyła
- Rozbieraj się!-
rzuciły wesoło- teraz twoja kolej!
Jednak Ania wzbraniała
się uparcie, więc się nie narzucały. Ewa założyła szlafroczek i pierścionki na
palce
- Wychodzisz? – spytały
dziewczyny
- Skąd! Lubię mieć je
na sobie- odparła i zaczęła opowiadać, co robiła w ciągu dnia. Miała niezwykły
dar opowiadania. Ze zwykłych zakupów robiła bajkę. W tle była firanka, za którą
stał ktoś niewiadomy, kto na nią patrzył i do końca nie było wiadomo, czy to
dawny znajomy, odrzucony kochanek z nożem, czy duch
….i wtedy firanki znowu
zafalowały ciągnęła Ewa tajemniczo…
-Boże! Jak ty umiesz
mówić- szepnęła Ania- Skąd ci się to bierze? Mogłabym słuchać dzień i noc.
Przy Ewie zapominały o
swoich problemach. Wydawało się, że to jakieś wakacje na które przyjechały z
dziećmi, że te dzieci tylko chwilowo są chore. Przecież muszą wrócić do
zdrowia, bo skąd by było tyle słońca w pokoju?
A Ewa przeglądała się w
ich zachwyconych oczach jak w czarodziejskich lustrach i uderzała wolnością
snując opowieści. Skrapiała się przed snem perfumami i mówiła: Niech wam się
przyśni coś wymarzonego. Stawiała przy łóżku aksamitne pantofelki z puszkiem,
wieszała peniuar na poręczy krzesła i zasypiała.
Rano wracały na oddział
do dzieci i woziły je w wózkach inwalidzkich na kolejne ćwiczenia , zajęcia,
masaże aż do piętnastej a potem były dodatkowe zajęcia –płatne i trwały aż do
wieczora. Syn Oli – Michał-szybko wracał do zdrowia. Uczył się chodzić po
wylewie i postępy były zdumiewające. Wszyscy go chwalili za upór, za wytrwałość,
za pogodę ducha. Każdego dnia chodził lepiej. Po tygodniu odstawił balkonik i
chodził po schodach trzymając się poręczy.
- Mamo! Ja znowu będę
biegał! Wszyscy to mówią- wołał uszczęśliwiony. Ćwiczył także dłonie. W sali
robót ręcznych było pięknie. Na suficie wisiały kolorowe ptaki, bociany i
szybowce, wykonane przez terapeutki. Synek
Oli całymi godzinami formował maleńkie kuleczki z bibuły by ćwiczyć palce,
uczył się tkania na krosnach, kleił, rysował i wyszywał. Postępy były powolne
ale były. Radził sobie najlepiej ze wszystkich dzieci. Czuł się wybrany wśród
ciężko chorych. Niektóre miały zniekształcone nogi i twarze i złośliwie wołały
do siebie: Hej pasztet ! Albo -Spadaj pasztecie! Michał unikał ich awantur i
wyzwisk. Lubił chłopczyka na łóżku, o którym lekarze mówili, że nigdy nie
będzie chodził. Miał jasną pyzatą buzię jak słoneczko. Gdy ktoś do niego
podchodził uśmiechał się szeroko. Wybiegł na jezdnię i wpadł pod samochód. Jego
ojciec- robotnik przynosił mu oranżadę w wielkiej litrowej butelce, siedział
ciężko przy jego łóżku a synek opowiadał mu o czymś z wypiekami na twarzy.
-Mamo dlaczego Wojtek
nie wstaje?, Dlaczego nie ćwiczy? Moglibyśmy ćwiczyć razem…
- Na razie mu nie
wolno- odpowiadała Ola spoglądając na uśmiechniętą twarzyczkę sześcioletniego
Wojtusia i zabierała syna na boisko na zewnątrz. Po kilku tygodniach Michał
chodził samodzielnie i potrafił wrzucić piłkę do kosza. Masażysta machał do
nich ręką z okna i zapewniał Olę, że syn na pewno odzyska dawną sprawność.
Wieczorem wracała do wspólnego pokoju uspokojona. Cicho rozmawiała z Anią o
codziennych sprawach. Ania także miała nadzieję, bo jej córka czuła się coraz
lepiej. Nigdy nie mówiły o synu Ewy. Jakby to było tabu, jakby bały się o tym
mówić. Syn Ewy nie chodził w ogóle od czterech lat. Nie mógł nawet usiąść. Miał
skręcone dłonie na piersiach i trzeba było wiele trudu, żeby je odprostować.
Często wkładano je w prawidła jak drewniane płetwy. Ewa karmiła go, zmieniała
pampersy, choć miał osiem lat. Wieczorem sadzała go w łóżeczku a on nawet nie
mówił. Wydawał dźwięki, które przypominały dżunglę. Jego zielone oczy też były
dzikie.
- Mamo, ja się go boję-
mówił Michał, który mieszkał z nim w jednym pokoju.
- On w nocy wyje!
- Chce coś powiedzieć,
ale nie może, podejdź do niego jeśli cię obudzi i porozmawiaj z nim.
- Chciałbym być w
pokoju z Wojtkiem....
Ola podeszła do synka Ewy
i spojrzała w jego zielone oczy. Znała jego historię . Zachorował na wirusowe
zapalenie mózgu, gdy miał cztery lata.
-Myślałam, że oszaleję-
opowiadała Ewa. Nie mogłam się pozbierać. Krzyczałam, zesztywniały mi ręce,
byłam w psychiatryku. To, że on siedzi, że można go posadzić to już sukces.
- A ojciec? - pytały
-Odwiedza go, przyjedzie
jutro. Daje mi jakieś marne grosze. Muszę to tak zorganizować, żeby nie spotkał
się z narzeczonym, który też jutro będzie.
Tego wieczoru Ewa była
zasępiona. Wspomnienie o zdrowym i pełnym życia chłopczyku, który bawił się w
przedszkolu- zmieniało jej twarz. Ola niespokojnie spojrzała na Ankę i wyszła z
pokoju. Dzieci spały w szpitalu. Z hotelu matek prowadziły do nich podziemne
korytarze. To było podziemne miasto. Całe dnie spędzały w podziemiach wędrując
tam i z powrotem. Były tam stragany z ciuchami, automaty z czekoladą, windy. W
szpitalu natomiast była biblioteka, telewizja, stołówka, kawiarenka, kaplica…
Późną nocą przechodził czarny kot i jego żółte oczy błyszczały w ciemnościach
korytarzy technicznych. Ola chodziła tam, gdy nie mogła zasnąć. Znała wszystkie
zakątki tego dziwnego miasta, które nazywała Tokio. Sam szpital miał dziesięć
pięter. Wśród wspaniałych palm na korytarzach przechodzili łysi chłopcy z
onkologii i pozdrawiali ją. Znajomy dwunastolatek powiedział: Widziałam jak
pani wczoraj grała z synem w piłkę a mnie nie wolno biegać… Ola chciała
powiedzieć coś pocieszającego, ale słowa uwięzły jej w ustach. Po korytarzu
toczył się wózek, w którym siedziało dziecko. Ola nie widziała matki lecz śmierć
z białym wachlarzem. Szła za wózkiem po
lśniącej posadzce. On umrze- pomyślała ze strachem i szybko wróciła do pokoju, gdzie były jej dwie tak różne
koleżanki jak do innego świata.
Ania mówiła niewiele i
uśmiechała się, kiedy chwaliły jej podkręconą grzywkę i namawiały na zmiany w
garderobie.
-Ale mi tak wygodnie-
oponowała
-Kup sobie jakieś kolorowe
bluzki, bo w tych wyglądasz jak stara księgowa a jesteś z nas najmłodsza-
mówiły-
- Piotr też mi to mówi,
ale po co mi ciuchy. To nie ma znaczenia.
- Właśnie ,że ma! Skoro
nawet chłop ci to mówi- to nie ma co czekać- jutro idziesz z nami i basta!
Wybierzemy ci coś fajnego!- podsumowała Ewa
- No nie wiem… może i
tak …
- Jasne ,że pójdziesz-
dodała Ola
Ania była najmłodsza,
najbardziej spokojna i poukładana. I Ola, i Ewa bardzo ją lubiły, choć nie
wiedziały dlaczego. Modliła się codziennie i widać było, że nie odklepuje
modlitwy. I niczego nie narzucała, nie próbowała zmienić żadnej z nich. Obie
jej się zwierzały ze swoich problemów.
- Masz wspaniałego
męża- mówiła jej Ola- Widać, że cię kocha. Chciałabym, żeby mój był chociaż
trochę taki jak on.
- Ja też go kocham ale
nie mówię mu o tym- odpowiedziała Ania poważnie a potem jak grzeczna
dziewczynka ułożyła w kosmetyczce swoje nieliczne przybory i spytała Olę:
- Dlaczego się
rozwodzisz?
- Rok temu otworzył
hurtownię, która miała wspierać jego główną firmę. Namówił mnie do rezygnacji z
pracy. Chciał, żebym pilnowała pracowników. Powoli przejmowałam wszystkie
obowiązki i szło mi coraz lepiej . W każdą sobotę przeceniałam towar, żeby nie
zalegał na półkach i miałam coraz więcej zamówień. Lubiłam swoich klientów i
dostawców. Dbałam o porządek i dobrze mi się pracowało. Zamawiałam coraz więcej
towarów i myślałam o rozbudowie. Któregoś dnia zabrał z konta wszystkie
pieniądze, mówiąc, że są mu potrzebne. Pomyślałam, że odda, ale nie oddawał.
Nie miałam czym zapłacić dostawcom. Załatwiłam kredyt, ale potrzebowałam jego
zgody. Nie podpisał. Co miałam powiedzieć dostawcom? Że mąż ukradł pieniądze…?
Jakby to wyglądało? Musiałam zamknąć hurtownię. Sprzedałam swój samochód i
spłaciłam ich.
- To dziwne. Dlaczego
zniszczył firmę, którą sam otworzył, zwłaszcza, że dobrze ci szło… nie rozumiem-
powiedziała Ania. Nie mieści mi się w głowie. Czy on kogoś ma?
- Raczej nie, nic o tym
nie wiem. Nie opuszcza domu- odpowiedziała Ola
- To jak to tłumaczy?
- Wymyśla bzdury, mówi,
że musiał ratować główną firmę, ale przy okazji założył inne konto, do którego
już nie mam dostępu. Nie mam pracy, firmy ani samochodu i mam chorego syna.
- On sprawia wrażenie
dobrego człowieka - powiedziała Ania -Nigdy bym nie pomyślała, że zrobił coś
takiego. Zostawił ci pieniądze na pobyt tutaj?
- Tak i na operację
syna też. Opłaciliśmy ją.
- Więc dlaczego tak
zrobił? To wygląda jak zemsta- powiedziała Ania i spojrzała pytająco na Olę.
- Nie zdradzałam go,
bardzo się starałam, bardzo mi na nim zależało, aż za bardzo… byłam szczęśliwa,
że za niego wychodzę, ale na próżno. Jedna z koleżanek powiedziała mi, że on
mnie oczernia wśród znajomych, że go rzekomo okradam i musiał zmienić konto. Opowiada
szczegóły intymne, o których nie powinien mówić.
- Dlaczego za niego
wyszłaś?
- A dlaczego ty
odniosłaś tak dobre wrażenie? – spytała Ola
- Czy wygląda na kogoś,
kto obgaduje żonę, kto bezczelnie zabiera wspólne pieniądze i niszczy mi opinię
jak kret?- dodała z gniewem
- Nigdy bym nie
pomyślała, że taki jest- powiedziała Ania
- Czy wygląda na
takiego, który nasypie soli do zupy, żeby nie można było jej zjeść, który
celowo nie wypuści psa, żebyś musiała po nim sprzątać, zakręci wodę, kiedy masz
namydlone ciało i tak dalej
- Ale musi być jakaś
przyczyna, Może jest chory?- powiedziała
Ania
- Ja też myślałam, że
musi być przyczyna, że coś robię źle. Przecież nic się nie dzieje bez
przyczyny. Prawda jest pośrodku a kij ma dwa końce czyż nie? Myślisz, że świat
jest sprawiedliwy i każdy ma to, na co zasłużył. Takie myślenie jest wygodne.
Łatwo powiedzieć, że prawda jest w środku, to zwalnia od myślenia, ale świat
nie jest sprawiedliwy. Nie ma środka. Robisz, co w twojej mocy a i tak dostaniesz kopa.
- Ola otworzyła okno i
zapaliła papierosa a potem wyciągnęła z lodówki pęto suchej kiełbasy i
zaparzyła herbatę. W tym momencie weszła Ewa i zawołała od progu:
-A ta znowu je! Gdybym
żarła tyle co ty, to bym nie weszła w te drzwi a ty jesteś chuda!
- Nerwy mnie zżerają –
odpowiedziała Ola.
- Pójdziesz ze mną na
jogging po kolacji? – spytała Ewa
- Chętnie –zgodziła się
Ola
Ewa wzięła prysznic,
wysuszyła włosy i związała je w węzeł. Założyła bawełniany, różowy sweterek z
dekoltem, który pięknie odsłaniał piersi. Do tego czarne getry i adidasy. Ola
też się przebrała i pobiegły lekkim truchtem za bramę szpitala na ulicę zamglonych
świateł. Zatrzymał się przy nich
elegancki samochód. Wyszedł z niego
cudzoziemiec i spytał o drogę. Okazało się, że to Szwed. Ola mówiła po angielsku
i wyjaśniła jak ma jechać. Chciał jeszcze o coś spytać, ale powiedziała –
dobranoc.
-Taki przystojniak, a
ty go odprawiasz…? – zdziwiła się Ewa- przecież celowo się zatrzymał. Mógł
spytać strażnika. Faceci lepiej znają się na drogach.
Ola czuła się tak,
jakby zrobiła coś głupiego, nie przedłużając rozmowy. Jestem beznadziejna-
pomyślała i z podziwem spojrzała na koleżankę. Jej pewność siebie bardzo jej
imponowała.
- Wyglądasz tak
seksownie, że każdy na ciebie poleci- powiedziała z podziwem do Ewy.
- Ale ty masz lepsze
nogi. Kiedy idziesz w miniówce, wszyscy na ciebie patrzą- odparła Ewa
- Przecież tu prawie
same baby…- rzuciła Ola
- Neurochirurg się za
tobą ogląda i masażysta – powiedziała
Ewa
- Masażysta? To żadna
pozycja- odparła pogardliwie
- Nawet ten świętoszek
– mąż Anki- patrzył wczoraj na ciebie- widziałam- ciągnęła Ewa
- Przestań, on ją kocha
- Któregoś dnia mu się
znudzi, zobaczysz.
Kiedy wróciły do
pokoju, ktoś czekał na Ewę. Szczupły szatyn z chłopięcą twarzą stał w otwartym
oknie i palił. Ewa ucieszyła się na jego widok. Była bardziej radosna niż
zwykle ale zarazem kpiąca i obojętna.
Mężczyzna wyciągnął z
torby butelkę wina a Ewa przyniosła szklanki. Ola spoglądała na niego z boku i
widziała spojrzenie, które tak dobrze znała.
- On jest w niej
zakochany- pomyślała. Wyglądał o niebo lepiej niż przeszły i przyszły mąż Ewy. Szczupły
szatyn z chłopięcą twarzą, wrażliwy i delikatny. Mówił cichym, łagodnym głosem.
Koleżanki Ewy cieszyły się z tak niespodziewanego gościa. Potem przyszła
jeszcze jedna szczupła blondynka z sąsiedniego pokoju i zaczęły śpiewać a Marek
postawił żubrówkę i sok jabłkowy.
- Nie zapomniałeś? –
powiedziała Ewa
- Wiem, co lubisz-
uśmiechnął się i objął ją, kiedy usiadła obok. Wolała jednak być dalej. Była w
dobrym humorze, ale nie za blisko. Kiedy wyszedł, daleko po północy zasypały ją pytaniami.
- Byłam z nim dwa lata
temu. Myślałam, że dawno mu przeszło…., ale jednak nie. Ma dwupoziomowe
mieszkanie w Warszawie i jest kawalerem. W każdej chwili mogłabym z nim
zamieszkać…
- To fajny facet-
powiedziała Ola.
- Możesz go sobie wziąć.
Za tydzień znowu przyjedzie- odparła Ewa.
- On patrzy tylko na
ciebie i jest ode mnie młodszy- powiedziała Ola
- Ode mnie też- trzy
lata- i co z tego? – rzuciła ze śmiechem przyjaciółka
- Teraz podoba mi się
masażysta – dodała
- Jesteś niemożliwa-
stwierdziła Anka- on jest żonaty
- Przecież nie biorę z
nim ślubu, wychodzę za Andrzeja. On ma dom, samochód i do Warszawy blisko-
powiedziała Ewa
- Żadnego z nich nie
kochasz…
- Wystarczy, że kocham
syna- ucięła Ewa krótko i poszła do łazienki.
Następnego dnia Ola i
Anka wróciły wcześniej. Ola opowiadała jej o swoim życiu. W pewnym momencie Ania
powiedziała:
- Lubię Ewę, ale nie
mów jej tego co mnie. Ona jest bardzo zazdrosna.
- O co? – spytała Ola
- o masażystę- odparła
- E tam, on dla mnie
nie istnieje, też coś!
- Słuchaj uważniej tego, co ona mówi- ciągnęła
Ewa. Ja niedługo wyjeżdżam i zostaniesz sama. Bądź ostrożna.
Mijały kolejne dni. Ania cieszyła się, że jeszcze trochę i
opuści szpital, Ewa była pełna wrażeń a Ola coraz bardziej zamyślona ciągle
patrzyła w okno.
- O czym tak ciągle
myślisz? – pytały- dlaczego jesteś smutna?
- Zadurzyłam się w
żonatym facecie- odpowiedziała z westchnieniem. Jest podobny do mojego męża a
zarazem zupełnie inny: Czuły, serdeczny i pełen fantazji. Mogłabym z nim iść i
iść… Lecz nie ma żadnych szans, żeby był ze mną.
- Dlaczego?- spytała
Ewa
- Bo ma żonę, bo jest
podobny do Ani. Dla niego małżeństwo jest święte.
- Idealizujesz go,
zaproś go tutaj, to zobaczymy co za jeden- powiedziała Ewa- To tylko facet!
- Jesteś niemożliwa!-
pokręciła głową Anka.
- Przez ciebie
przypaliłam grzywkę!- dodała
- On się ze mną więcej
nie spotka, bo boi się, że zniszczę jego małżeństwo- westchnęła Ola- jest
chrześcijaninem i wierność jest dla niego niezwykle ważna.
- Czy on ma dzieci?-
spytała Ania
- Tak i bardzo je
kocha- odpowiedziała Ola
- Tam gdzie jest troje,
jedno musi odejść- przecież wiesz- powiedziała Ania patrząc na przyjaciółkę
- Wiem, że muszę się z tym pogodzić, że moje marzenia są niemożliwe. Gdyby nawet się ze mną kochał, byłabym jedynie tą gorszą i znienawidziłby mnie. Chciałabym, żeby to mnie był taki
wierny…
- Mało masz zmartwień? Po co ci to? Znajdź
kogoś innego- powiedziała Ewa- Na sobotę zaproszę dwóch znajomych, takich jak
lubisz wysokich i przystojnych. Wybierzesz sobie jednego i zapomnisz
- Nie mam nastroju do
zabawy… Co to za jedni…?- odparła Ola smutno
- Policjanci-
uśmiechnęła się Ewa
- O nie, tylko nie to,
o czym z nimi gadać? Wolę być sama.
- Nie każdy policjant
jest głupi. Przekonasz się. Będzie fajnie i uczcimy wyjazd Ani.
- Aleśmy się dobrały-
podsumowała Ola- Anka ma wielką miłość, ja wciąż na nią czekam a ty ją olewasz.
Niezła trójca święta… Ciekawe, co będzie dalej?
- Srały muszki, będzie
wiosna, będzie trawa lepiej rosła! – zanuciła Ewa poprawiając makijaż i wyszła
kołysząc biodrami.
-
Co było dalej?
OdpowiedzUsuń