środa, 15 lipca 2015

CZEKULIADA I MNIÓD

Dopiero teraz rozumiem- dawne piosenki pełne tęsknoty i  ciepła:
 „ Mówcie co chceci nie ma na swieci  joj jak serce batiara”/Batiar jak trza to życie swe da bo takie serce on ma”
„Więc , gdybym kiedyś urodzić się mógł/ tylko we Lwowi/ Bo ni ma gadania i co chcesz to mów/ ni ma jak Lwów! A panny to ma słodziutkie ten gród jak sok, czekuliada i mniód”
Jednakże panny czasami zachodziły w ciążę i wtedy "batiar" musiał się żenić czyli "okołtunić". Kiedy do Lwowa przyjeżdżał ktoś niesypatyczny pytano go: " Czy ty z Warszawy, czy ze świeżego powietrza...?"

           Kamienne serce miasta- zabytek na zabytku- inaczej niż w Łodzi, gdzie nie ma polskich pałaców, gdzie za każdym pięknym budynkiem- obce nazwisko. Tutaj odwrotnie: Kazimierz Wielki, Fredro, Boy- Żeleński, Herbert, Mickiewicz, Sobieski … i choć to był król mimo woli- to jednak polski.
Niezwykłe miasto-pełne zaułków, świątyń, kamienic, kościołów- położone na siedmiu wzgórzach jak Rzym. A tramwaje jeżdżą tak wolno, że można przed nimi przejść po kamiennych, szlifowanych stopami ulicach. To  miasto zdaje się mieć tak wielką starówkę, że mój kochany Lublin może się w niej schować. I czuję żal, że stracone. W zachodzącym słońcu płoną i błyszczą grzebienie Roztocza a małe poletka z chwastami  ciągną się długo za miastem i wyglądają smutno.
- Być może taki sam smutek odczuwają Niemcy wyjeżdżając z Wrocławia… -mówi  Janina Ostrzyżek.
Jednak to nie to samo. Nie straciliśmy Lwowa z powodu pychy ani z powodu żądzy władzy- myślę po cichu i przyglądam się jej.  Sympatyczna buzia bez makijażu, różaniec, termos którym gotowa częstować, napój energetyzujący i książka  w zanadrzu. Przyjechała tu z dwoma  najmłodszymi synami, żeby pokazać im serce dawnej Polski, z której można być dumnym. Pochodzi z okolic Ryk i pisze wiersze. Mam w plecaku jej tomik: „Codzienność”. Wieczorem idzie z chłopcami na „Trawiatę”. Gmach opery na placu jak na wielkim stole- stoi na płycie betonu. To był nowy materiał w XIX wieku. Architekt Gorgolewski zaprojektował go bogato: stiuki, marmury, rzeźby, złocenia,  malowidła ścienne. Sala lustrzana i widownia jak naszyjniki ze złota. Ponad głowami widzów przypięta do sufitu wspaniała broszka- pełna świateł. Wygięte loże dla bogaczy, w tym cesarska z łazienką i oddzielnym wejściem. Wszystkich wejść do gmachu było czternaście. Zapewniały bezpieczeństwo w przypadku pożaru.  Kiedy z niej wychodzę idę  na targ pełen gwaru, gdzie naszyjniki ręcznie wiązane z sutaszu  i korali, w kształcie maków, jarzębin i róż, a nieco dalej stoisko siwych akordeonów i postarzałych guzikówek , które wciąż bardzo lubię.  Idę  w stronę szpitala żydowskiego  z czerwonej i żółtej cegły zwanego niegdyś izraelskim. Podoba mi się jego mauretańska czapka orientalnie zdobiona. Szpital wygląda jak nieczynny, choć czasem ktoś wychodzi z bramy. Podobno jest tu oddział położniczy. Jednak w oknie ani jednej twarzy. Obchodzę go dookoła i nic- kompletna cisza.
Za to dzielnica ormiańska pełna życia. W uliczkach kafejki z kwiatami, brodacz z gazetą  w ubraniu popa i zawodzący, orientalny zaśpiew z katedry. Świątynia pełna malowideł, przydymionych żółci, fioletów i różu. Co za miasto! Przed wojną mieszkali tu Ormianie, Węgrzy, Żydzi, Polacy, Ukraińcy i Rosjanie.  Przy czym Polaków było 60 procent, Żydów trzydzieści a pozostałe nacje stanowiły dziesięć.  Jednak w miasteczkach wokół Lwowa przeważała ludność żydowska.  Kiedy wybuchła wojna Niemcy oznaczyli ich przepaskami i zamknęli w getcie a potem wieziono ich do Bełżca i mordowano spalinami. Żeby nie uciekli podczas transportu, przewożono ich nago w zamkniętych wagonach towarowych wysypanych wapnem. Taki przejazd wystarczał za śmierć. Bełżec był obozem, gdzie  na początku mordowano Cyganów. Kiedy ich zabrakło, przyszła kolej na Żydów. Kto byłby następny…?
Ten obóz rzuca cień na pobyt we Lwowie i trudno się otrząsnąć. Kamienne serce miasta rozległe, dobrze chronione, nietknięte wojnami ma wiele polskich śladów, choć ulicom zmieniono imiona. Na wzgórzu  łyczakowskim pięknie skomponowany cmentarz nastoletnich chłopców -obrońców miasta z 1920 roku. W latach siedemdziesiątych Rosjanie zrównali go z ziemią spychaczami i koparkami ale w 15 lat później pojawiła się polska firma Energopol i wzniesiono go  od nowa według starych planów. Lwowiacy przychodzili tu i sprzątali, bo uważali to za swój obowiązek. Teraz białe mogiły leżą jasno i nieruchomo a nad nimi archanioł Gabriel w chmurach z mieczami w rękach pełen dumy i siły i gotów do walki.
            Tutaj trzeba przyjechać na dłużej. Jeden dzień to za mało.  Poza tym taniej niż w Polsce. Za pięćdziesiąt  złotych kupiłam trzy paczki najlepszych papierosów, zjadłam dobry obiad z deserem, winem i kawą i jeszcze mi coś zostało.  Na ulicy Ukrainki młoda kobieta podrywa gołębie do lotu. Fotografuję ją z oddali, choć zdjęcie nieostre. Potem siadam na chwilę w jednej z licznych kawiarni pełnych pelargonii i kupuję Kurier Galicyjski  po polsku.  Czytam dobrze znany kawał o tym jak reb- Gedalie Boniówka  zarabiał na śpiewie  z wyjątkiem trzech drobnych rzeczy: to nie był reb Boniówka tylko kupiec Srul, który nie śpiewał lecz kupował lasy i nie zarobił tylko stracił. Żeby nie ten humor- to by człowiek umarł- mawiał znany lwowianin Aleksander Fredro.

Lwów był stolicą kultury, nadawał ton całej Polsce. Słynna „Lwowska Fala” była słuchana  przez radio w całym kraju. Jej ostatni batiarzy: Szczepko i Tońko podnosili na duchu  naród- nawet w czasie wojny. Żeby zrozumieć siebie, żeby poznać - trzeba to miasto zobaczyć. Jestem z niego dumna.


      Bogate wnętrza Opery Lwowskiej


     Budynek opery
   Hol opery



Widok z pomnika Mickiewicza

        Ta kobieta poderwała gołębie do lotu na ulicy Ukrainki

    Na wprost dawnego Szpitala Izraelskiego

    Ulica Lwowa

    
     
     
       Katedra  ormiańska
     

            Anioł na Łyczakowie


       2400 mogił - nastolatków- obrońców Lwowa na Cmentarzu Łyczakowskim

4 komentarze:

  1. Dziękuję za piękne zdjęcia , byłam parę lat temu tylko jeden dzień , Znam Lwów z opowiadań moich Rodziców lwowiaków ,Marzę żeby pojechać na kilka dni i powłóczyć się po drogach które znam z opowiadań ,Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo z Twoich odwiedzin. Zostawiłam swoje serce we Lwowie. Tak blisko do granicy... ogromna szkoda. Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  2. Piękny tekst i piękne zdjęcia. Zwłaszcza to z gołębiami. Ile radości wymalowane jest na twarzy tej dziewczyny! Nigdy nie miałam okazji odwiedzić Lwowa, może kiedyś. Nie wiem dlaczego, ale działa na mnie dziwnie melancholijnie i ponuro. A przecież to takie piękne miasto. Pozdrawiam Cię serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karolino -sama już nie wiem, które miasto piękniejsze: Lwów czy Wilno. Przez dwa tygodnie urlopu przejechałam kawał drogi i byłam na Ukrainie i na Litwie. Stalin przesunął granice po to, by różne narodowości kłóciły się między sobą, by łatwiej było trzymac je w garści. Dziś podobnie czyni Putin. To zagrywki stare jak świat. W tamtym czasie to była strata dla Polski- 48 procent terenów wschodnich z Wilnem, Lwowem i Grodnem zostało za granicą. Ile zyskaliśmy na przyłączeniu Mazur, Wrocławia, Szczecina dokładnie nie wiem. Jednak w w tym ostatnim zawsze czułam się obco. Dziękuję za miłą wizytę i pozdrawiam z domu. Właśnie wróciłam:)

      Usuń

Orient-Express

  Czy życie nie jest piękne? Jeszcze wczoraj wieczorem zalało mi kuchnię, bo urwał się zawór zimnej wody pod zlewem, i popłynęło strumieniem...