czwartek, 30 maja 2013

Mnich na kamieniu



Drogi Z...

Wyobrażam sobie, że siedzisz na kamieniu, na wysokiej górze i stamtąd patrzysz na świat. Masz rentę albo emeryturę- niemiecką lub angielską, więc możesz wyjechać w piękne miejsce i zostać mnichem zen. To komfort.  Znacznie trudniej zostać mnichem polskiemu emerytowi, ale jeśli odpowiednio długo się przygotowuje-to także jest możliwe.
Jesteś pogodny i łagodny, nie osądzasz nikogo, bo swoje centrum widzisz w brzuchu- daleko od niszczącego umysłu. Nie zmieniasz świata, bo wątpisz, by to było możliwe.
Nie musisz gorączkowo szukać niezwykłych wydarzeń jak dziennikarz albo reporter, nie musisz także układać towarów w Biedronce. Czas gromadzenia dóbr minął. Do śmierci zostało dziesięć albo dwadzieścia lat. Na Filipinach albo w Nowej Zelandii masz swoją ścieżkę i lubisz tam wracać. Piszesz wiersze, malujesz i dotykasz strun.
I co jeszcze? Jak wygląda Twój codzienny dzień bez moich wyobrażeń?
Dotykasz trawy, myjesz zęby, wysiadasz z samolotu, płyniesz czółnem....

                 Śniło mi się, że zawsze idę w prawą stronę, że innej strony nie ma w tym mieście nad rzeką. Wszyscy kierowcy tak jadą, wszystkie samochody. Tylko w jedną stronę. A rzeka jest burzliwa i ma kolor indygo.

wtorek, 28 maja 2013

ING- Bank czy Compensa?

A zatem:
mam kilka propozycji pracy: ING- bank, Compensa, Aegon...itp  Wszędzie oczekują założenia własnej działalności. Niewiele wiem o ubezpieczeniach. Jednak uczyłam się trudniejszych rzeczy i musiałam sobie radzić.
Dwa tygodnie temu spotkałam urodzonego sprzedawcę- kogoś, kto lubi tak właśnie pracować. Gdyby to było moje marzenie-już dawno bym to zrobiła.

  Konfucjusz mówi o "pójściu śladem" o poddaniu się prowadzeniu, gdy nie wiadomo na co się zdecydować.
  A jeśli to miejsce dla mnie? A jeśli wbrew bezrobociu są jeszcze inne miejsca?

Kiedy jadę latem wśród lasów często kupuję jagody. Ile czasu i mozołu wymaga zbieranie tych drobnych owoców... ? A zyski mizerne. Fundusze inwestycyjne wyglądają zdecydowanie lepiej. A gdybym miała tylu klientów, ile jest jagód na skraju lasu...? Rewelacja.

Jednak to ma sens tylko wtedy, kiedy klienci faktycznie zarabiają. 

              Compensa z niewielkiej firmy w dalekiej Austrii rozlała się szeroko dzięki nam. Aegon w stali i szkle puszy się na Wólczańskiej. ING potrafi obedrzeć ze skóry  jak niegdyś Balcerowicz. Prowident - ta złodziejska firma hoduje naganiaczy, gdzie się da.

                            Nie widzę siebie w tym bagnie.





poniedziałek, 27 maja 2013

Księgi Wieczyste i pielgrzymka



   Byłam w czytelni Ksiąg Wieczystych. To się nazywa praca! Całe lata w fotelu w pustej sali, w eleganckim budynku. Pan za biurkiem omawiał przez telefon ostatnią pielgrzymkę i miał zamiar wybrać się na następną. Potem zastąpiła go koleżanka a on poszedł na papierosa, potem ona poszła na kawę a on wrócił i znowu omawiał pielgrzymkę.
Fajna  praca. Możesz robić co chcesz i jeszcze ci za to płacą.

niedziela, 26 maja 2013

Z pamiętnika hodowcy- II


Dziś przenoszą indyki -sześciotygodniowe. Kiedy pracuję z nimi, 
robią to porządnie, a kiedy mnie nie ma- łapią je za skrzydła albo za szyję i wyrzucają z klatek w pośpiechu byle jak, byle szybciej.
Kiedy przywożą pisklęta z Niemiec albo z Francji w hali jest gorąco - 40 stopni na wysokości  mojej głowy. Chodzę w krótkich spodenkach i sprawdzam, czy mają dostęp do wody, czy mają apetyt, czy poidełka są czyste, czy słoma jest sucha.... Poprawiam smoczki, opuszczam poidła, wyciągam ze snopków zagubione maluchy. Maleńkie pisklęta wypełniają halę radosnym świergotem. Trzymamy je w kojcach. Po dwóch tygodniach zwijamy kojce i wtedy biegają wolno. Czasem  przed nimi uciekam, bo uważają mnie za matkę lub coś w rodzaju boga i biegną za mną całym stadem, a jest to dla nich po prostu niebezpieczne, bo zaczynają się tłoczyć. Czasem wyprowadzam je w pole, chowam się za filarem i szybko biegnę do przeciwległej ściany a potem do drzwi. Zatrzymują się zdezorientowane i powoli wracają do misek z paszą i smoczków.
Lubię tu być, gdy jest ciepło i czysto, gdy paszociągi pracują sprawnie, gdy szumią wentylatory. W niczym nie przypomina ten nastrój tego, co będzie za pół roku w ubojni...
Pisklęta są przywożone zwykle o trzeciej nad ranem. Lubię  na nie czekać w pustej , gorącej, oświetlonej hali. Jest  tu mój ulubiony pracownik. Mam nadzieję, że nie zawiodę się na nim. Potem przyjedzie weterynarz ze szczepionką a potem każdego dnia będą coraz większe. Lubię wkładać maleńki dziobek w swoje ucho i słuchać jak oddychają. Po oddechu rozpoznaje się zdrowie lub nadchodzącą chorobę. Jednodniowe pisklęta są jak małe piłeczki. Niektórzy pracownicy po prostu wysypują je z pojemników. Nie pozwalam na to, ale nie sposób wszystkich upilnować.
Lubię także, gdy są już wielkie, gdy słychać ich gulgotanie- jak huk w rozległej hali na 1400 metrach. Depczą mi wtedy po piętach i dziobią, co nie jest przyjemne, bo ciężki indor rasy" big 6" osiąga wagę do 24 kg. Jednak w polskich warunkach lepiej się sprawdzają mniejsze indory, np "but 9".
W niedzielę, gdy nie ma pracownika do naprawy urządzeń- zwykle staje paszociąg. Biorę wtedy wiaderko i roznoszę ręcznie kilkaset kg paszy. Ale na szczęście nie każda niedziela jest taka.
     Lubię także rozlegle pola z kukurydzą i pobliskie stawy i lipy wśród pól, które dawno temu zasadził nieznany właściciel.
 Jest tutaj także rzeka płynąca przez las- niewielka oczywiście. W porównaniu do Amazonki, czy Ucajali- to tylko niteczka albo strumyczek w porównaniu do Wisły. Jednak ten strumień wśród brzóz wiosną jest piękny. Kilka starych sosen złamało się ze starości i dzięki temu mogę swobodnie przechodzić na drugą stronę.

                                                                                                           Pabianice, 2001






środa, 22 maja 2013

Z pamiętnika hodowcy I



Indyczki są dobre i ufne. Po południu w kurniku lub w niedzielę rano można wziąć jedną na kolana i siedzieć z nią na snopku słomy. Jest tak miło i przyjemnie. Indyczki są dobrymi matkami. Są przyjazne i odporne. Nasze hale są jasne, pełne światła i powietrza. Ptaki dobrze się tu czują. Mają lepsze warunki niż my. Dostają najlepszą paszę, na jaką nas stać.  Lubię tu być w niedzielę sama.
 Z okien na piętrze widać las i słońce. Czasem pada deszcz. Małe ptaki  pięknie rosną. Indory nadymają czerwone korale i nie wchodzę do nich bez szczotki, bo bardzo żywo reagują na  wejście.  Czerwienieją jeszcze bardziej i stroszą pióra. Rzadko się zdarza, żeby atakowały, ale kiedyś jeden skoczył mi na ramię a drugi dziobnął w kolano. Czuję przed nimi respekt. Ich gulgotanie słychać z daleka.
Prawie nigdy nie jadamy indyków. Zawdzięczamy im utrzymanie i nawet ten długopis. Jednak zawsze jest konieczność odwiezienia ich do rzeźni. Już wiele razy słyszałam, że fermy to obozy koncentracyjne. Nawet dziś w Gazecie Wyborczej czytałam taki artykuł. Nasze ptaki nie czują się jak w obozie. Chciałabym w przyszłości wypuszczać je na wybieg. Jest ich około dwadzieścia tysięcy. Wokół hal jest kilka hektarów ziemi. Straszne są fermy do tuczenia gęsi na pasztety strasburskie a także fermy niosek, gdzie kury nigdy nie wychodzą ze swoich małych klatek, które są układane piętrami – jedna na drugiej.
Jednak nasze ptaki nie umierają śmiercią naturalną ze starości. Nie stać nas na to. My także chodzimy w kieracie. Tylko myśl może lecieć ku gwiazdom- myśl, która żyje w dobrze odżywionym ciele. Wołałabym żyć z pisania i z tego utrzymać dzieci.
Czy moja myśl jest na tyle silna, bym nie musiała być indyczką i dreptać w miejscu do śmierci?


                                                                                                                            Lipiec 1997

wtorek, 21 maja 2013

MIŁOŚĆ DO METALU





ja  smarkata
głupim gestem
osamotniłam
ciężarną  kobietę
gdy piwo żywieckie
podchodziło
aż do żółtych serwet
i osiadało na brzegu
kłębami piany
jak Selmęt

Nie zwiedzałam zabytków
o miłości
mówiłam z dziewczyną
My
kochankowie matek
sióstr ojców i braci
opętani
z mokrymi kroczami
idziemy na Wawel
Jest tam Czarny Chrystus
w przydymionych pierścieniach
ze stopami w astrach
z kolanami w świecach
rozpięty miedzy filarami
i zduszony złotem

Widziałam jak szedł
jak stawiał stopy na liściach
rzymski Bóg
To ja
przed snem
wyłuskałam pestki
by okryć jego ciało
płatkami słoneczników
chciałam być
jak muszelka
domykać
w ciszy końce
dotykał moich oczu
jego wzrok
obszyty aksamitem
i skośniały mi
wargi i usta
i drżały na poczęcie
rysowane bruzdy
aż przysypał je
palcami na policzkach
i złączył jak półkule.

                w kotarach czekał
                 kamień Krakowa

Mężczyzna z grobu
rozpadłymi rękami
poskładał moje biodra
na kamieniach
i okrył korą brzozową
huby wyrosłe na brzuchu
oddzielił

cygańskimi kartami
uszczelniałam dziury
by nie doszedł do lasu
grzybi odór
i nie złamał mi
pięści w konarach

Widziałam
jak stały wkoło
drżące papierosy

Nóż szczepił na paznokciach

stałeś przy szczycie

Ty trzymałeś palce
rozcapierzone w sierści
jak szatan
i już tężała w stop
zorzechowiona twarz
gdy wyszedł z oczu deszcz
i wymył
ziarna kwarcu
zostawiając rany
 
Miłość do metalu
wpija mi się w ciało
metalowymi kciukami
i zostaje jak ołów

                        Kraków 1982 

SMOLNA -ZDOLNA


Dziewczyny przymierzają kolorowe tiule, by uszyć z nich sukienki na najbliższy koncert w wąwozie. Podoba mi się ten pomysł-tak samo jak wieczory poetyckie i "Urodziny Chopina". Ostatnie były w lutym. Dwóch panów w ostatnim rzędzie drzemało słodko- kiwając się na boki i przytomniejąc na chwilę przy głośniejszych akordach. Lecz większość osób słuchała uważnie-delikatnych i czystych dźwięków nieznanych im pianistek.
Polubiłam pensjonat  "Bed and Breakfast"bo ma atmosferę Obiadów Czwartkowych- króla Stasia. Wieczorami są tu koncerty muzyczno-poetyckie a potem goście, artyści i znajomi pana Jarosława do późnych godzin gawędzą o różnych sprawach. W saloniku ktoś zwykle gra na fortepianie.

         Przed  kolejnym koncertem - tym razem we wspomnianym wyżej wąwozie- dziewczyny upinają pomarańczowy tiul na koleżance. Wysoki, sztywny golf jak siatka pszczelarza otacza jej głowę. Podoba mi się ten projekt.
- Czuję się jak w ulu - mówi Mercedes.
Potem jest pomysł sukni z wielkimi tiulowymi majtkami, ale szybko odpada,bo wygląda jak pampers. Biorę jabłko z patery i wyjmuję z torebki pyszne pączki od Pawłowiczów, które kupiłam po drodze. Pomagam zbierać z podłogi różowe i białe wstęgi, i wychodzimy na taras wewnętrzny , gdzie wymieniane są płytki. Obok worków z gruzem i cementem stoją rowery. Polewamy je wodą i wycieramy z kurzu. Na drugim piętrze ktoś czyści balustradę. Jest podobny do właściciela pensjonatu. To chyba on- myślę, gdy macha do nas dłonią na powitanie.
Lubię tu czasem zaglądać - wchodzić na górę po stuletnich schodach z pięknego, białego marmuru. Lubię zakątki tego miejsca: drewniane ramy okien, aksamitne kotary i tajemnicze wejścia. Zawsze coś się tu dzieje.
W końcu wynosimy rowery po kamiennych stopniach i opuszczamy pensjonat. Jedziemy wąską ścieżką obok Pałacu Zamojskich, potem kręcimy się  przy Willi Foksal- bo teren piękny i jedziemy dalej wzdłuż wysokiej, zielonej skarpy, gdzie nie tylko wiatr porozsiewał papierki...
Muzeum Chopina zamknięte, ale ktoś śpiewa w oknie arię, bo niedaleko- Uniwersytet Muzyczny. Spokojny, zielony zakątek w sercu miasta. Polubiłam to miejsce i pomyślałam, że nie warto przywiązywać się do jednego mieszkania, gdy tuż obok tyle nowych miejsc i taki oddech...!

sobota, 18 maja 2013

SKLONOWANE



Wstaję o 10, ktoś puka do drzwi i widzę swoją twarz.
-Wejdź -mówię cicho, bo przecież nigdy nie wykluczałam jej istnienia
Ona siada przy stole i patrzy na poranny bałagan, patrzy jak kręcę się po kuchni, szukając kawy i cukru w szafkach i myśli, że ona robi tak samo. A ja patrzę jak ona zapala papierosa jednego po drugim, nerwowo przekłada książki i robię jej kanapkę z pomidorem malinowym- dobrze posmarowaną masłem.
Uśmiecha się i podobnie jak ja ma ochotę przytulić mnie- tę osobę z lustra, ale coś nas powstrzymuje.

- Zabiłaś kogoś? - pytam
- Jeszcze nie, ale marzę o tym

Teraz ja zapalam papierosa i myślę gorączkowo

- Miałaś sen o wagonach z kapciami?- pytam
- Tak - odpowiada
-Ciągnęłaś je pod górę, patrząc na dwie wierzby w dolinie, gdy zaczął padać deszcz?
-Często mam ten sen.
-Ja miałam tylko raz. Jeśli to zrobisz, nie będzie  doliny. Będziesz je ciągnąć w kopalni, w sztucznych światłach połyskujących ścian. Nie będzie nawet kapci, tylko czarne kamienie. Nie spadnie deszcz.

Ona się waha i mówi cicho zamykając okno:
-Jeśli to zrobię, sen się skończy i przestanie mnie męczyć.
-Ale nie jesteś pewna?...
- Długo cię szukałam, bo myślałam, że ty to zrobiłaś i chciałam się upewnić.
- Skąd wiedziałaś, że tu jestem, jak mnie odnalazłaś?

Tutaj zaczyna się następny rozdział. Mam wolny dzień i dużo czasu. To intymna opowieć. Otwieram okno i zbieram papierki z podłogi a ona ściele moje łóżko.
Nie wiem jeszcze, jak długo zostanie, ale raczej nie chcę, by została tu na noc

środa, 15 maja 2013

Obozy śmierci

Dziś znowu słyszałam w radio, że jedna z gazet w  USA przez "pomyłkę" napisała o " polskich obozach koncentracyjnych". Skoro pomylił się  nawet Barack Obama to czego można oczekiwać od setek tysięcy przeciętnych ludzi w USA, Kanadzie, Australii i innych? Tych -pomyłek- w najbardziej znanych mediach było już chyba ze sto...
Ciekawe, że po raz pierwszy użył tego określenia niemiecki  Der Spiegel - no bo przecież geograficzna lokalizacja się zgadza!
Te określenia powinny być  karane. Dlaczego nasz rząd nie występuje o odszkodowania? Ilu z nas Polaków głęboko to przeżywa?... To jest psychiczne nękanie narodu. Mnie to boli. 

    Czy jest ciemna strona tej sprawy? Jak było naprawdę? Jak wobec Żydów zachowywali się bandyci- nie mam złudzeń. A przeciętni ludzie...?

niedziela, 12 maja 2013

De profundis


 Lubię tu zaglądać, kiedy nie mogę zasnąć. To sposób na czarne myśli. Mniej papierosów-więcej liter. Szufladka na niepokoje, szufladka na marzenia.
Przez ostatnie miesiące wiele razy słuchałam Normana Finkelsteina i Cejrowskiego. To mnie zbliża do rzeczywistości, z którą mam stałe kłopoty, która mnie stale zadziwia. Wczoraj zauważyłam, że dwa domy dalej jest zakład weterynaryjny a za nim naprawa ciężkiego sprzętu do budowy dróg. A jaki piękny- grafitowy mur! I co ? Są tutaj od dwóch lat. Nie widziałam ich. Nie miałam czasu.
Gdyby czas się rozciągnął - mogłabym przeczytać "De profundis", a to 800 stron... Lubię Wańkowicza. Mogłabym przeczytać  "Kurs cudów" i zrobić notatki, oglądać musicale, bawić się photoshopem, przesadzać pelargonie i raz w tygodniu gotować super obiad. Raz wystarczy, bo nie lubię gotować.
Gdyby rozciągnęło się moje konto i stale przyrastało pojechałabym do Skalnego Miasta a potem nad Wielki Kanion a potem zajęłabym się badaniami nad schizofrenią albo przynajmniej -wspierałabym je. No i wreszcie wybudowałabym swój dom wśród skał z widokiem na morze.
Gdybym miała zaczarowany ołówek....
 
      Trudno jest zamknąć złe myśli na klucz, wsadzić do komórki, gdzie ich właściwe miejsce. Parują, ściekają ze ścian, podmywają podłogę, budują rzeki i zalewają powodzią a nie powinno tak być. Powinny być narzędziem - tylko tym.
Bo umysł  jest faktycznie- negatywny - jak czarny wzór na perłowej planecie.

piątek, 10 maja 2013

Przejaśnienie


Ostatnie dwa dni były ponure. Czułam się  zmęczona, więc pojechałam nad stawy. Dzień bardzo pogodny. Pary trzymały się za ręce, rowerzyści pedałowali, chłopak z dziewczyną biegł a rybacy zarzucali wędki. Wielkie  drzewa wypuściły liście a ptaki śpiewały, bo to przecież maj. Pomyślałam, że nie ma sensu dręczyć się ponurymi myślami i powoli przychodził coraz większy spokój.
To, co na zewnątrz zmienia się- tylko to, co wewnątrz jest stałe.  Być może to, co się zmienia -jest lepsze. Ważne, by na mojej drodze pojawiali się dobrzy ludzie. Trwać w takim stanie ducha jest o wiele lepiej i znacznie łatwiej poskładać kolejne sprawy. Poprawiłam zdjęcie i kolejne CV, rozmawiałam z szewcem i adwokatem, umyłam naczynia, byłam u lekarza, powtórzyłam słówka, posadziłam lubczyk itp. -zwykłe codzienne obowiązki.
Czy to jest życie ponad szczęściem?
Po co mi burze i wybuchy radości, skoro przechodzenie od upadku do szczytu i odwrotnie tak wiele kosztuje? Czy nie lepszy jest pokój?

środa, 8 maja 2013

Wagony z kapciami


 Śniło mi się, że ciągnę wagony z kapciami. Wszystkie ciepłe- z kożuszkiem,  z góralskimi wzorami, wyszywane kolorowym kordonkiem. Na wierzchu była  przydeptana  para- w sam raz do kosza. Droga wiodła pod górę i zaczął padać deszcz. Patrzyłam na dwie wierzby w dolinie i nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak się wysilam...

poniedziałek, 6 maja 2013

Bądź odważny



" idź wyprostowany wśród tych co na kolanach
  wśród odwróconych plecami i obalonych w proch
  [...] bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny
  w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy"

 Pięknie brzmi "Desiderata" w wykonaniu Herberta i zaiste dodaje energii.  Dreszcze przebiegają po  plecach.


Czy odwaga i tchórzostwo to tylko odpowiedni skład chemiczny pierwiastków w naszym organizmie?
A jeśli tak?
Czy tchórz może zmienić swój skład?...
Czy może go zmienić domowy oprawca?
Ten ostatni nie ma na to ochoty, bo dręczenie dodaje mu mocy- poprawia jego skład.

                  Ten wiersz i noc powoduje, że powracam myślą do parku, który prowadzi do szpitala.
Pamiętam chorego na depresję na IX oddziale w Kochanówce. Powiedziałam wchodząc, że jest piękny, mroźny dzień, a on odparł, że wszystkie jego dni są takie same i nie ma żadnej różnicy. Nie pamięta, kiedy się śmiał.  Leżał na łóżku przykrytym brzydkim kocem wśród ośmiu innych chorych.  Dwóch miało świerzb.Nie widziałam bardziej brudnego oddziału w żadnym szpitalu. W holu stały poobdzierane fotele i unosił się zapach octu, którym zmywano szyby. W koszu puchły odpadki przyklejone do plastiku. Unosiły się nad nim muchy, choć za oknem  był mróz.Nie było worków. Nigdzie.  W białym kitlu szedł pielęgniarz. Widziałam  go na oddziale zamkniętym. Przywiązał do łóżka  młodego mężczyznę po wyjściu matki - profilaktycznie.  A ten unosił nad łóżkiem głowę i kark, i sztywniał w powrozach z bandaży. Łóżko skrzypiało w ciszy.  Chłopak obok schował głowę pod kołdrą.  Zachorował na piątym roku medycyny. Przez tydzień nic nie mówił, leżał nieruchomo. Jego matka była całkowicie bezradna i przestraszona. Nikt poza nią nie przychodził. Wielkie siostry siedziały za szkłem, ale nie były jak siostry.


                                    
                                      Robert J. F20.0

Na oddziale ósmym było czysto a chorzy na schizofrenię mieli nawet toaletę w pokoju. Pod oknem siedział blady mężczyzna, który uzależnił się od klonazepamu. Widziałam, że cierpi, że jego świat rozpada się i z ogromnym wysiłkiem i lękiem próbuje go poskładać. Nie miał siły mówić. 



                                    Robert J. Portret 2



                                        Robert J.
   



 .

niedziela, 5 maja 2013

Jarosław Markiewicz



Nie wiedziałam, że zmarł kilka lat temu. Pamiętam go. Siedzieliśmy w kuchni do późnej nocy i rozmawialiśmy. W pewnym momencie zapytał: " Co byś zrobiła, gdyby pojawił się przed tobą ogromny smok?"
- Rozpoznałabym go - odparłam. Jednak nie byłam pewna. Na ścianie wisiał miecz i czułam się nieswojo.
W przedpokoju leżały głazy polne. Pomyślałam, wtedy, że kamienie wróżą ciężki los, jednak Jarek był pogodny i opowiadał różne historie. Śmialiśmy się. To był listopad 1999. Miesiąc później jego żona straciła przytomność i nie odzyskała jej.

Jego książka z dedykacją leży na półce i kilka innych, które mi przysłał.

Znalazłam w internecie audycję radiową, w której Jarek opowiada "O dzieciństwie, literaturze i buddyzmie zen". Ma piękny, niski głos. Opowiada też o twórczości Carlosa Castanedy, o "emanacji orła" i skoku w otchłań.  Słucham z przyjemnością do drugiej nad ranem, ale znowu odczuwam niepokój.

sobota, 4 maja 2013

Zakątek

A zatem mam tutaj miejsce jak nowe mieszkanie, gdzie można wypełniać szuflady, zawieszać półki i układać na nich opowiadania,ulubione książki, filmy, fotografie i kwiaty. Na razie jest deszcz za szybami i tablica zbyt czarna ale po pewnym czasie rozjaśni się. Wtedy zaproszę gości.

piątek, 3 maja 2013

Zasypane

Na dworcu centralnym kupiłam książkę: "Jak Polacy Niemcom Żydów mordować pomagali". Na końcu ktoś napisał długopisem, że to same kłamstwa. Jednak, to że wydawali ich dla pieniędzy, dla majątku - jest niestety prawdopodobne. Byłam kiedyś w mieszkaniu, gdzie oszczędzano nawet foliówki po mleku, bo pensje były skromne. Uderzył mnie widok pięknych, starych mebli w pokoju. Pomyślałam wtedy, że nie kupiła ich ani ta urzędniczka, ani jej matka- właścicielka kilku hektarów piachu. To były meble z czasów wojny.
Okropność. Ciężko się o tym myśli. O przyzwoleniu na śmierć. Kiedy czytam, że Polacy wyśmiewali się z płonących w getcie- trudno mi w to uwierzyć. Co to za ludzie? Nikt z moich bliskich nie jest obojętny na widok strasznych zdjęć z tamtych czasów. Jednak Miłosz w "Campo di Fiori" -pisał o obojętności, o zabawie na karuzeli, kiedy tamci płonęli. Całe dzieciństwo upłynęło mi na opowieściach o wojnie.  Kiedy chodziłam do szkoły- mówiło się o bohaterach, o pomocy dla Żydów. Ciemna strona tej sprawy była zasypana.  Wstałam o trzeciej nad ranem. Nie mogłam zasnąć.

Zaczęłam szukać informacji w Bibliotece Uniwersyteckiej, w internecie i w ten sposób znalazłam -"Przedsiębiorstwo   holokaust" - Normana Finkelsteina z 2001 roku. Uderzająca książka - bardzo odważna- bardzo krytyczna w stosunku do organizacji żydowskich i polityki Izraela: 

 " W istocie Holokaust okazał się niezastąpionym orężem ideologicznym. Posługując się nim, jedna z największych, militarnych potęg świata, która winna jest nagminnego łamania praw człowieka, odgrywa rolę ofiary, podobnie jak odnosząca największe sukcesy grupa etniczna w Stanach Zjednoczonych. Z  tego prawdziwego tylko pozornie statusu "ofiar" wynikają poważne korzyści, a zwłaszcza niepodleganie krytyce, nawet tej uzasadnionej." ( Przedsiębiorstwo Holokaust, Warszawa 2001, Oficyna Wydawnicza Volumen, s. 15)  

- Nie wiedziałem, że taką książkę można tu wypożyczyć. Przecież    Żydzi są nietykalni- mówi stojący obok student.
Odczuwam niepokój, kiedy to mówi. Jakbym zrobiła coś złego. A równocześnie myślę, że moje odczucia są nienormalne. Przecież powinnam czuć się wolna... 

Orient-Express

  Czy życie nie jest piękne? Jeszcze wczoraj wieczorem zalało mi kuchnię, bo urwał się zawór zimnej wody pod zlewem, i popłynęło strumieniem...