wtorek, 30 czerwca 2015

Zabiorę Cię właśnie tam

Dawno, dawno temu dziewczyna z pękiem liści, ze słonecznikiem na sukience powiedziała : good morning profesore, albo coś w tym stylu i zasiadła w ławce jakby nigdy nic, choć zajęcia się prawie kończyły. Nazywała się [Beatris Martinez].  Miała skórę jak heban i europejskie rysy. 
Nie przynosiła lekarskich zwolnień. Mówiła, że ma randkę z chłopakiem i było oczywiste, że profesor powinien to uwzględnić.
- Przecież mówię prawdę, czy spotkanie jest mniej ważne niż choroba...? pytała ze zdziwieniem młodego doktora i doktor kapitulował.
[Beatris] zakładała nogę na nogę w super mini, poprawiała turban i z pełną powagą słuchała końca wykładu a my patrzyliśmy z podziwem na jej smukłe nadgarstki  i migdałowe palce pełne bransolet i pierścieni. W ponurych korytarzach rozbrzmiewał jej śmiech i łączył się kaskadą z drugą Kubanką- jasnoskórą Miriam.  One pasują do miejsca w które się wybieram. 

Staw w Łagiewnikach. Las wokół stawu to pozostałość Puszczy Łódzkiej. Jeden z największych w Europie obszarów leśnych w granicach miasta.


Pamiętam ten staw z pierwszym, nagłym lodem, kiedy niespodziewanie ktoś do niego wskoczył, by się orzeźwić i ruszyć dalej w codzienność jak kaganiec.  

Byliśmy także tu- w ogrodach "Dworku", pełnego dziwnych spotkań. Siadywał na niej jubiler z kochanką i jego przyjaciel z wielkim psem a przy stolikach w oddali pełno ludzi. 
Dziś tylko dwóch zbłąkanych na  słonecznej ławce nad miedzianą wodą. Jeden z nich z rozmachem rzuca  pustą butelkę. 

Wracam na taras
wewnątrz nikogo nie ma

Po drugiej stronie inny dworek
a za rogiem ulica Antoniego Książka. Za żelaznym płotem niczego nie zobaczysz. Warownia dla bogaczy.


Po drugiej stronie  wolny wstęp. 


Łódź- Łagiewniki

wtorek, 9 czerwca 2015

Teraz Polska

Szerokie pola falują pod wiatrem - srebrzyste i znajome.  W pobliżu kilka domów i gliniasta droga, ale do szosy tylko trzysta metrów. Przed domem dziesięć samochodów, słychać śmiech i gwar. Na stołach czerwone maki, dwie blachy ciasta, sałatki , kiełbasa z grilla, napoje i alkohole. Parapetówka dla znajomych- święto nowego domu.
- Tutaj będzie taras z widokiem na zachód słońca- mówi Marzena.
Na razie są cztery słupki, glina i piach, i wchodzi się do domu po paletach, ale dom stoi. Własny, na własnej, spłaconej działce kilka kilometrów od nowej trasy Łódź – Sieradz, po której super się jedzie. Jestem pewna, że za kilka lat ten taras będzie wyglądał tak :

   "Tu, gdzie teraz jest ściernisko będzie kiedyś San Francisco" - śpiewają bracia Golec

Dom powstał z gotowych elementów w dwa miesiące. Oszklony, zamknięty, otynkowany, z bielonymi ścianami za 250 tysięcy na kredyt w ING. Duży pokój z wyjściem na taras i aneksem kuchennym, dwa pokoje dla chłopców, łazienka z oknem, kuchnia, sypialnia, wygodny hol,  zakończony kotłownią na eko-groszek.
- Za trzydzieści pięć tysięcy dobudowaliśmy jeszcze ogrzewany garaż- mówi Marzena i unosi do góry automatyczne drzwi.
- W tym miesiącu się wprowadzamy- dodaje
- Zdążycie?
-Jasne- jutro kładą panele a Darek pomaluje ściany i wykończy łazienkę. Wstawimy meble, podłączymy prąd i jesteśmy u siebie. Mamy dwa lata karencji w spłatach, ale spłacamy od razu. Tak się nauczyliśmy.
- Będzie wam trudno…
- Wcale nie. Odłożyliśmy na wszystko. Jednego miesiąca pojechaliśmy do sklepu, spodobały nam się karnisze- to odłożyliśmy pięćset, drugiego miesiąca pojechaliśmy do Ikei, wybraliśmy meble dla synka- odłożyliśmy siedemset. Spodobała mam się kanapa- odłożyliśmy 600 potem jeszcze sześćset i tak ze wszystkim. Wszystko zaplanowane. Odkładaliśmy po kolei.
- Ale jednak na początku jest trudno, pojawią się wydatki niezaplanowane… dodaję ze zdziwieniem
- Damy radę- śmieje się Marzena. Zawsze musieliśmy radzić  sobie sami i los nam sprzyja.
Darek jest szczęśliwy, roześmiany od ucha do ucha. Chodzi z butelką czystej po swoim podwórku i dolewa w plastikowe kieliszki. Jego goście są młodzi tak samo jak on- około trzydziestki. Ze ścian wystają kable i beton na podłodze, ale tańczymy i o dziwo nic się w tych tańcach nie zmieniło. Chłopcy prowadza podobnie jak moi koledzy ze studiów a przecież minęło sporo lat. To już następne pokolenie. Wystroiłam się w wysokie obcasy, a podchmieleni goście chcą tańczyć na piachu… Oni maja łatwo, bo w trampkach ale ja w tych obcasach na rozjazdach i bruzdach- masakra!
- Jakbym  was zaprosiła na gotowe podłogi, to bym się bała o panele. Wy też byście się denerwowali, że  się zniszczą od piachu- mówi Marzena
- O żeż ty ….!  -myślę
- Ja bym się nie denerwował- odpowiada Sebastian- Wcale.
- Ela- wierzę w ciebie! – śmieje się Darek dokonując zamaszystych obrotów, więc wiruję w bruździe i w kurzu, z piaskiem w zębach z promieniami wysrebrzonych jęczmieni. Kumpel Darka stoi na słupku i nie chce zejść.
- Tutaj czuję się ważny i dowartościowany-  mówi patrząc na nas z wysoka. Wznosi toast z butelką w dłoni i staje na jednej nodze w japonkach a drugą odgina w bok jak balerina w teatrze.
Siostry Marzeny doglądają grilla. Poznałam tylko trzy a w sumie jest ich siedem. Do tego jeden brat.
Siostry podobnie jak ona mają wesołe oczy- figlarne i pełne życia.
- W domu się nie przelewało, ani  u mnie ani u Darka- (mówi  Marzena) - Wesele wyprawiliśmy sobie sami i wynajęliśmy maleńki pokoik. Ja skręcałam kable w zakładzie  zaraz po maturze i studiowałam zaocznie pedagogikę opiekuńczą.  On też pracował. Marzyłam o własnej firmie, chciałam mieć przedszkole, ale bałam się kredytów i kosztów, więc zatrudniłam się w domu dziecka. Trafiło mi się mieszkanie służbowe z pięknym metrażem w starej willi z jesionowym parkietem. Wymagało remontu, więc Darek pojechał na pół roku do pracy w Holandii i zarobił na nowe okna, drzwi i meble.
- Mieliśmy dużo lepiej. Nawet nie myślałam że tak szybko przeniosę się z tamtej ociupiny w takie ładne miejsce na leśnej polanie obok mojej pracy- mówi gospodyni- ale dom miał mankament, żarł paliwo jak smok. Czynsz był niski, ale ogrzewanie co miesiąc- nawet latem to sześć set złotych, bo fundamenty nie izolowane.  Do tego bojler na prąd. Na dole trzy rodziny i na górze trzy. Pożerał dwadzieścia ton węgla i więcej. Darek zrobił kurs palacza i od listopada dokładał do pieca.  To pozwalało zaoszczędzić pięćset złotych miesięcznie.   Kupiliśmy działkę na kredyt.  Nasz syn miał przestrzeń do zabawy. Założyłam ogródek.  Ja zarabiam dwa dwieście a on w fabryce trochę więcej. Pracuje przy taśmie na trzy zmiany. Do pracy dojeżdża rowerem, bo to spora oszczędność.
Ona odchodzi na chwilę, bo ktoś znowu przyjechała a ja przypominam sobie, jak  któregoś dnia, wiosną,  kilka lat temu kupiłam im album : „Szlakiem orlich gniazd”
- Trafione!- wykrzyknął Darek, bo było to jego ulubione miejsce na  weekendowy wypad.  Jeździli tam nawet z wózkiem, gdy młodszy synek jeszcze nie umiał chodzić. Dziś ma cztery lata a starszy dziewięć.
- Już nie chodzą przy dupie- mówi mama z dumą. Są samodzielni. Nie mogą się doczekać swoich pokojów, bo kłócą się o klocki lego, gdy mieszkają w jednym. A tak -każdy będzie miała swoje.  Darek ich uwielbia, nie ma dnia, żeby ich nie wypieścił…
W tym momencie podbiega mała Ola w balonowych spodniach i znienacka strzela  nam w  twarze wodą z pistoletu na śmigus -dyngus. Dziewczynka jest pewna siebie, ruchliwa i zadziorna. To oczko w głowie innego tatusia, który razem z nią przyjechał na parapetówkę.
Inni goście też zostali polani i prosili o więcej, bo alkohol grzeje. Ja dziś nie piję, ale po tańczeniu w bruździe jest mi wszystko jedno J
Darek śmieje się w głos. Wszędzie go słychać.  Ma dwóch synów, żonę i dom. To jego cel.
- Do wszystkiego  doszliśmy sami - własną pracą, a jednak otrzymaliśmy wiele- mówi ona.
Jest silna, pracowita otwarta i energiczna. Dba o swój interes i interes grupy. I o to chodzi. Dlaczego w kraju, gdzie są  zdolni ludzie- znakomicie zorganizowani- urodzeni przywódcy –wciąż  mamy nieudolne rządy…?- myślę po cichu
- Byłam tak zajęta pracą i domem, że nawet nie wiedziałam o wyborach. Darek wyniósł telewizor, żeby dzieci go nie oglądały. Dopiero na druga turę pojechałam głosować- w ostatniej chwili- mówi gospodyni.
Z głośników dobiega muzyka, lekkie disco- polo:
„ bo ty nie wiesz że ja wciąż ciebie kocham”…

Tym razem odmawiam miłemu chłopakowi w marynarskim T-shircie i zostaję na drewnianej ławce przed domem, żeby zapamiętać falującą chwilę, gdy powstaje dom- spełniona rodzina.


                           Marzena i Darek z synami: Mateuszem i Hubertem


poniedziałek, 1 czerwca 2015

Ulica Starorudzka


Lubię ten dom z doniczkami pelargonii, kwitnącymi krzewami i rozsypaną elewacją. Dom  wśród chwastów i zabytkowych drzew- z pięknym murem wskazującym na czasy świetności sprzed lat. To willa Obermanów. Brama jest zawsze otwarta, nikomu nie przeszkadza, że chodzę po podwórku. Jeśli ją odnowią, zaraz pojawi się ochroniarz jak przy willi Horaka i spacer straci urok.


   Budynek gospodarczy z okragłą wieżyczką w głębi


   Nieco dalej willa Siemensa. Od wielu  lat stoi pusta. Szare mury porasta mech. Ta ulica prowadzi do pagórka, któremu na imię- Rudzka Góra ( 280m n.p.m.)


    Oto i on. W dole widać fajną karczmę, gdzie wszystkie desery są po osiem złotych. Szarlotka z lodami też :)

Karczma nazywa się: " Bacówka u Józka"


     malownicze słupki po drodze na " szczyt" :) i panorama Łodzi
malownicze ścieżki
a potem jadę na Popioły. Letniskowa willa  ma już nowego właściciela....
ale ta- jeszcze nie. Idę dalej

aż do bajkowego domu...

Orient-Express

  Czy życie nie jest piękne? Jeszcze wczoraj wieczorem zalało mi kuchnię, bo urwał się zawór zimnej wody pod zlewem, i popłynęło strumieniem...