Tam dalej jest dziwne drzewo. Wiszą
na nim białe skarpetki. Dużo skarpetek…, tak mi się wydaje.
- I co ? Czy widziałeś kogoś?
- Obszedłem je dookoła ale nie było
żywego ducha
- Chodźmy je zobaczyć- powiedziała
Nineczka
- Pójdę pieszo – dodała
Szli gęsiego między krzewami i
zobaczyli zielone drzewko – wyższe od mechanika ze dwa razy a na nim
bielusieńkie skarpetki.
- Wygląda jakby ktoś je wyprał i
tutaj zawiesił – dziwili się
- Kto to może być?
- Hej, hej! – jest tu ktoś? –
zawołała
- Tylko ja- odparło
niespodziewanie drzewo
- Myślałam, że ktoś tutaj był i
zawiesił skarpetki – powiedział dziewczynka
- Należą do mnie – odparło drzewo
urażone
- Przepraszam. Nie wiedzieliśmy.
- Wkładam je od Święta – odparło
- A kiedy jest Twoje święto? –
zapytała
- Kiedy je ustanowię.
- Rozumiem- powiedziała Nineczka
trochę niepewnie i zaraz dodała
- Spadło Ci kilka skarpetek. Zaraz je
zawieszę.
- To Smok je strąca. Dzisiaj już dwa
razy tędy przechodził i nawet mnie nie zauważył.
- On jest zamyślony, nie zrobił tego
specjalnie… tak myślę
- Nie lubię zamieszania a ten Smok
się rozpycha…! ciągnęło Drzewo. Muszę się przenieść na drugą stronę lasu. A Ty
dokąd idziesz?
-
Do Jesiennych Staruszek
- To jeszcze kawał drogi –
powiedziało Drzewo przyjaźniej i uniosło się delikatnie, wyjmując korzenie z
ziemi.
- Pójdę do strumienia, umyję się a
potem założę skarpetki.
-
Nie musisz się wyprowadzać – powiedziała Nineczka
- I tak bym się przeniósł, nawet bez
Smoka. Do widzenia !– zawołało- oddalając się
- Do widzenia – odpowiedzieli patrząc
ze zdumieniem na powiewające na gałęziach skarpetki, które oddalały się z
każdym krokiem
- Ale sensacja! – powiedział cicho
Mechanik
- Po co mu skarpety, jak nie ma
butów?- zdziwił się Pik
- A po co mu buty, przecież ma nogi w
ziemi- uśmiechnęła się Ninka
- Ono chyba nie wie, że to ja
zaśpiewałam i dlatego Smok je potrącił.
- Strącił tylko kilka skarpetek… a on
już się przenosi… jaki obrażalski- powiedział Pik
Skarpetkowe Drzewo oddalało się i w
końcu zasłoniły je krzewy a trójka przyjaciół powróciła na ścieżkę. Słońce
wzeszło wysoko, a nad lasem leciała chmura białych ptaków.
-
Te ptaki są inne- powiedział Mechanik strzygąc uszami
- To chyba koperty – dodała Ninka
- To są skarpety tego Drzewa! Porwał
je wiatr! – zaszczekał Pik wesoło
Patrzyli w niebo, na którym oddalała się biała
chmura. Kiedy znikła za drzewami, śmiali się idąc gęsiego ścieżką.
- Ciekawe, co teraz zrobi obrażalski
bez swoich skarpetek?
- Będzie ich szukał!
Rozglądali się uważnie dookoła, czy nie wisi
gdzieś jakaś skarpetka i ostrożnie przechodzili po wielkich korzeniach starych
drzew. Zielone i żółte liście miały wiele odcieni. Wiatr ucichł i było ciepło.
Nineczka już dawno schowała czapkę do plecaka a teraz włożyła tam także
płaszczyk.
Ciag dalszy tej opowieści z czasem zamieszczę tutaj... :)
Ścieżka wznosiła się coraz wyżej. Suche liście opadały z drzew.
- Coraz mniej trawy...- zmartwił się Mechanik
- Za to w dole jest bardzo dużo! - zaszczekał Pik
- Chyba nic się nie stanie, jeśli zboczę z trasy na obiad- powiedział koń
- My tu zostaniemy albo zjedziemy za tobą- powiedziała Nineczka biorąc do ręki wielki liść, który leżał na ziemi
- Zjedziemy na nim po trawie jak na sankach i będziemy szybciej niż ty! zawołała wesoło!
- ja też, ja też -ucieszył się Pik
Dziewczynka złożyła 3 wielkie liście, które przypominały parasol i weszła na szczyt wzgórza. Usiadła na nich, patrząc jak Mechanik schodzi coraz niżej. Widok był piękny. Łagodne, wysokie zbocze kończyło się w dole wśród paproci.
Pik usiadł z tyłu i zawołał!
- Gazu!
Dziewczynka trzymała koniec liścia przed sobą jak lejce odchylając się do tyłu. Pik trzymał ją za pasek. Jechali po miękkiej trawie pokrzykując z radości.
- Ale zabawa!
- super!
Wpadli z impetem w paprocie i miękkie mchy. Mechanik był w połowie drogi. Schodził powoli, bo wokół niego było wiele soczystych traw.
- Zjedziemy jeszcze raz
- ok powiedział Pik
Kiedy ponownie wchodzili na górę Mechanik potrząsał grzywą i skubał koniczynę.
Dziewczynka wzięła następny, wielki liść i znowu razem z Pikiem usiedli na nim jak na dywaniku jadąc w dół wśród okrzyków. Jednak tym razem ich zielony parasol jechał wprost na konia. Z impetem podcięli mu nogi i wszyscy razem staczali się w dół lądując w bagnach ukrytych wśród paproci.
- Ratunku!- krzyknęła Nineczka