Żeby spędzić weekend w
Hotelu Gołębiewski wystarczy mieć kuzyna, który Cię tam zaprosi i pokryje
koszty, bo właśnie obchodzi swoje urodziny i ma taki gest.
Czujesz się tam jak na Hawajach, bo większość gości śmiga w
klapkach z basenów na sauny, z jachtów do jacuzzi i słyszysz angielski, niemiecki, węgierski i
jakże często rosyjski „ milieńkij ty moj”. Do śniadania wybierasz pieróg
ukraiński bo lepszy od burgundzkiego ślimaka.
A potem dokładasz po kolei: kawałek
świeżo upieczonego miętusa, halibuta, pstrąga, kilka szyjek rakowych,
ośmiorniczkę, krewetki w parmezanie, faszerowanego łososia, warzywa na sałatkę
w obfitości wszelkiej i polewasz wszystko sosem wiosennym. Do tego sok
egzotyczny albo pomarańczowy i maleńka bułeczka prosto z piekarnika i żałujesz,
że już nie masz miejsca na bogaty wybór ciast, ciasteczek i puddingów. Tutaj
się nie chudnie, nawet jeśli za chwilę pójdziesz do parku wodnego -” Tropikana”
,żeby popływać w którymś z wielu basenów. Wybieram zewnętrzny. Woda ma 20
stopni i w pierwszej chwili czuję przenikliwy chłód ale później jakże
orzeźwiająca przyjemność i chloru niewiele. A potem leżak i sen na słońcu, bo w
nocy trudno zasnąć od nadmiaru wrażeń. O piątej rano słońce zalewa mój pokój,
więc wychodzę na balkon z widokiem na port, jezioro i Mikołajki w oddali z tym
uroczym klimatem, o którym Mosze zwykł mówić: „Here is a paradise”.
Zostałam panną majową, srebrzoną
upływem czasu i pączkuję wierszami. Ciągle za czymś tęsknię, jakbym dopiero
wyszła ze szkoły. To luksusowy hotel, więc siadam na kanapie z nogami na
stoliku jak w amerykańskim westernie i biorę do ręki ulubiony srebrny długopis,
żeby zapisać kilka wrażeń i zorientować się w cenach noclegów, SPA, atrakcji
wodnych, konnych i innych. Jest tu 20 sal konferencyjnych, dwa tysiące sto miejsc noclegowych, rozlegle korytarze w
różnych odcieniach, restauracje z
pysznym jedzeniem, lodowisko, boiska do siatkówki plażowej, przystań wodna skąd
można odpłynąć do Giżycka i dalej sieciami połączonych ze sobą jezior. Pokój
dwuosobowy za dobę to 898 zł a jednoosobowy to 690zł. Przy czym osoby, które
zatrzymują się tu częściej mają zniżki 10-20%. Nocleg jest ze śniadaniem a do
tego osobno wykupuje się obiad ( bufet
szwedzki- doskonały- 54zł i kolacja podobnie 54). Jestem wdzięczna Marianowi za
tę frajdę, bo za taką kasę mógłby pojechać na fajną wycieczkę. Bawiłam się
wspaniale na dancingu, na dyskotece, w saunie z zapachem świerku, na spacerze
porannym z aparatem, na „pragułce” po
Mikołajkach.
Kiedy opalam się na leżaku na
rozległym balkonie, słyszę młode małżeństwo rosyjskie z kilkuletnią dziewczynką
z sąsiedniego pokoju. Ona mówi ze śmiechem, by złożył jej życzenia i wtedy
słyszę miękki, niski głos jej męża: „Я желаю тебе, чтобы ты была красива, чтобы ты
не кричала…, чтобы ты нас обнимала, чтобы ты нас цэловала... ( Życzę ci żebyś była piękna…, żebyś nie krzyczała, żebyś
nas obejmowała, żebyś nas całowała…)
Melodia tego języka kojarzy mi się z poezją , Jesieninem, Puszkinem, ze śpiewnym nawoływaniem
babki, z komunizmem rzadko, choć
sowieci podczas wojny zagłodzili na
śmierć brata mojego dziadka na dalekiej Syberii. Nie mam uprzedzeń i miło mi
się rozmawia w tym lirycznym języku podczas śniadania, czy na popołudniowym
leżakowaniu.
Sama bryła hotelu nie jest nadzwyczajna, nawet mnie trochę razi w tym polnym krajobrazie, bo nie wtapia się w tło, ale wewnętrzny przepych, dbałość o
szczegóły, doskonała obsługa to atuty hotelu. Łóżko jest pościelone zaraz po moim wyjściu,
ręczniki wymienione , kotary odsunięte.
Maluchy w parku rozrywki z olbrzymimi samochodami są szczęśliwe
i mają wielkie oczy wsiadając do tych pojazdów. Jest też dla nich oddzielna
restauracja: Smakolandia. W rozległym
holu można spotkać smukłe nastolatki jak modelki z żurnalu a mężczyźni pachną
kalafonią, cedrem i egzotyką. Zdarzają się panny młode w welonach i druhny jak parówki
przewiązane wstążeczką. Czasem zdarzy się burak, ale go pomijam, bo nad tym wszystkim unosi się melodia
fortepianu. Pianista dba o nastrój i
klimat. Gra dla każdego od rana do wieczora, a goście wciąż się zmieniają.
Marian z Iwoną i Agata
Przy wieczornej kawie spoglądamy do góry
Fragment mojego pokoju
Nocą wychodzę na balkon
a rano na spacer
W następny wieczór jest losowanie, więc bawimy się w cyfry
ale Agata bawi się w smsy
A to nasza sympatyczna kelnerka
Wanda - siostra ojca. Jej zdrowy rozsądek i jasne spojrzenie na świat zawsze mnie zaskakiwało.
na targu w Mikołajkach
Kilka kroków dalej...
Do zobaczenia :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz