środa, 10 września 2014

GUARANA

Prosto z Kauflandu pojechałam na grzyby. Nie wiedziałam, że  podczas pełni grzyby nie rosną.  Maluchów ani śladu- same dziadki i babki, ale mam. Nazbierałam koszyk. Potem zrobiłam obiad i sałatkę - pycha! Potem nastawiłam wielką miskę drożdżowego ciasta i pojechałam na rynek po śliwki, gruszki, jabłka i pomidory. Potem urosło na schwał i ułożyłam je w czterech blaszkach z owocami - ile się dało. Potem patrzyłam jak rośnie drugi raz i unosi śliwki lub zatapia je w głąb. Takie gotowanie raz na jakiś czas bardzo mi odpowiada. Na co dzień, jest zbyt nudne. Potem umyłam 10 kg pomidorów polnych, pokroiłam je i przepuściłam przez maszynkę na przecier.
A potem piekłam, gotowałam, myłam słoiki, pasteryzowałam i miałam jeszcze ochotę na rower, choć mam dziś nocny dyżur.
Skąd tyle energii...?
 Pełnia? Słońce zmieszane z deszczem? Czy wczorajszy napój z potrójną dawką niacyny i kofeiny z guarany?
 Czułam jak mi podnosi naskórek na ramionach i faluje ciepłem od policzków do stóp. 
Nie odkryłam żadnego miasta, nie byłam w podróży, nie zachwycił mnie super- przystojny- więc jedynym rozwiązaniem tej radosnej energii jest szklanka potrójnego „aktusia”. Ma dobry smak i szybko się wchłania. Ostatni raz piłam go sześć  lat temu w zimowy, mroźny dzień, gdy temperatura w pracy spadła do 12 stopni i palce siniały jak długopis. Poczęstowała mnie Ania. To był świetny sposób na rozgrzanie i zachęcenie do zakupu. Kupiłam kilka pudełek.  Łyżeczka  proszku na szklankę wody sprawdzała się podczas długiej jazdy nocą lub podczas egzaminów, ale na dłuższą metę bez rewelacji. Szczęścia to nie daje i spokoju ducha nie wnosi.  Wzmożona aktywność  wymaga później dłuższego spania i to jest prawidłowe.
                   Skąd się wziął ponownie?
Ze spotkania z Anką.  Poczęstowała mnie  napojem z potrójną dawką "aktivize Fit-line". Nie widziałyśmy się dość dawno. Od sześciu lat tyra- na dwa etaty spłacając mieszkanie i samochód - popijając  dzień w dzień -niemieckie suplementy, bo „składniki  pochodzą z ekologicznych warzyw z  Meksyku”. ( Kto poleci na drugą półkulę i sprawdzi te super pola…?)
Wbito jej do głowy, że żywność jest niezdrowa, powietrze niezdrowe i jedyny ratunek to zażywanie suplementów, sproszkowanej nano-żywności ,  smarowanie twarzy  kolagenem, naświetlanie lampami itp.  Na początku wyniki były dobre, mnóstwo energii i praca od piątej rano do dwudziestej, ale dla Ani było mało. Chciała jeszcze chodzić po węglach, skakać ze spadochronu i biegać 20 kilometrów dziennie niczym  super -robot.
Po co? Skoro żadne jej spotkanie nie jest towarzyskie. Skoro zapomniała, jak fajnie zdrzemnąć się w fotelu przy ulubionym filmie, albo po prostu nic nie robić, czytając "Wróżkę" lub "Wyborczą". Jednak  początkowo wyglądała ładnie, pomimo braku urlopu a jej szafę wypełniały sweterki z Monnari i  Solaru.
Kiedy usłyszałam, że jej ostatni pomysł to "odżywianie się praną"- zadzwoniłam.  Była oburzona moją ingerencją w jej prywatne życie:
- Dlaczego się wtrącasz? Jestem pod kontrolą lekarza, popijam suplementy- mam wszystkie witaminy.
- To rodzaj anoreksji
- Czuję się świetnie, jestem taka lekka, nie lubię mięsa
- Nie musisz jeść mięsa, jedz warzywa, kaszę...
- To jest eksperyment, lubię eksperymentować
-Unikasz rozwiązania swoich problemów. Można je zajadać, albo zagłodzić.
 Niszczysz siebie.  Jesteś wychudzona. Ile chcesz ważyć?  Trzydzieści?
Odłożyła słuchawkę.
Zawsze była szczupła, wysoka i wyglądała całkiem dobrze, ale kiedy w lipcu zobaczyłam jej zdjęcie na Facebooku –przestraszyłam się. Patrzyła na mnie wychudzona staruszka z woskową twarzą.
Wysłałam wiadomość z prośbą o spotkanie. Bez echa. Jednak wczoraj   zaprosiła mnie  do kawiarni na  prezentację suplementów.  Przyszła ostatnia.  Patrzyły na mnie szare oczy w sieci zmarszczek i woskowe palce starej  kobiety w dżinsach trzynastolatki.  
Szef  Ani w lnianej marynarce i różowej koszuli połyskiwał rolexem jak Nowak w ministerstwie. Jasne spodnie rybaczki  obciskały mu łydki i uda, skarpety w czerwone paski i wielkie szpice skórkowych butów "tańcowały" po sali. Opowiadał o egzotycznych wyspach,  prezentując w uśmiechu amerykańskie zęby. Gość podoba się kobietom. Szczupły,  opalony, umięśniony jak brojler na paszy wysoko białkowej. Barwa głosu też odpowiednia i pewny siebie ton:
- Chcecie spełniać swoje marzenia , mieć urlop na Hawajach i najlepszy samochód?
Czy też przyginać je nisko i żyć  do pierwszego?- pytał retorycznie.
-Chcecie z trudem wchodzić po schodach czy wbiegać na nie lekko, zrzucając zbędne kilogramy?
Uwodził widownię szpakowatym włosem- modnie ściętym, obrączką na palcu, opowieścią o domu -wtrącaną mimochodem. Któż nie chciałby być tak piękny, przystojny i bogaty?
Korpulentne panie i panowie z brzuszkiem słuchali uważnie. Siedziałam w ostatniej ławce.
                                  Ile mrówek potrzeba na jego piramidę?- myślałam z niechęcią.

Ani nie wyszły Wyspy Kanaryjskie. Czasem jedzie do Turcji na zbiórkę innej sekty- Rady Świata. Urlopy i weekendy spędza na sprzedaży.  Do siedemdziesiątki będzie spłacać kredyt.  Lecz czy dożyje pięćdziesięciu?







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Orient-Express

  Czy życie nie jest piękne? Jeszcze wczoraj wieczorem zalało mi kuchnię, bo urwał się zawór zimnej wody pod zlewem, i popłynęło strumieniem...