Muzyka w tle, niebieskie oko basenu,
kilka gwiazd i delikatny powiew od morza. Morze przezroczyste, błękitne, miękki
piach pod stopami, woda niesie na fali, wystarczy delikatnie poruszać
rękami. Czyste zagrabione wybrzeża z
palmami i statkami w oddali i nie brak krzyku mew. Egipcjanie, co chwila zachęcają
do kładów, motorówek i wypraw na pustynię. Mówią po polsku. Betonową szosą pędzą motory i głośno trąbią taksówki, bo nie
ma tu sygnalizacji- nigdzie. Od Hurghady do Asuanu nie widziałam świateł na
jezdni. Pełno tu „śpiących policjantów” po trzech i czterech obok siebie.
Jedzenie pachnie imbirem, curry i cynamonem. Przebogaty wybór
ciast, surówek i kwaskowatych, zielonych pomarańczy. Inny świat- pełen słońca,
gdy u nas pada deszcz, gdy migają nocą mokre światła i mokry, zimny wiatr.
Morze Czerwone z wysokości jak wstęga wśród piachów i pociemniałych
wierzchołków wyżynnych. A w brudnych zaułkach miast ze stertami śmieci biegają
szczupłe, piękne dzieci. Chude koty wskakują na kosze szukając pożywienia. Papiery fruwają między drzewami załamanymi na ścianach
jak rozplecione wierzby. Inny świat- kobiety ubrane po szyję, w białych
chustach w skwarze dnia i spieszący do meczetów mężczyźni, kiedy kończy się
dzień.
II
Dziś jestem zmęczona.
Poprzednia noc to dojazd do Katowic, odprawa celna o trzeciej i wylot do
Hurghady o piątej nad ranem. Budzi mnie
pragnienie w środku nocy, gdy napoju brak. Zapomniałam o nim. Gotowanie wody w łazience i
neurotyczny lęk. Czy dałam dwieście dolarów właściwemu facetowi, czy opłaci
przewodnika, pilota, przejazdy… Jego rachunek bez stempla napisany na kolanie-
bez telefonu, niezałatwione sprawy w Polsce …, budzenie o czwartej rano, wyjazd
do Luksoru i zakwaterowanie na statku. Dochodzi trzecia.
III
Wyłączyłyśmy chłodzenie i otworzyłam okno. Nil jest
przepiękny nocą. Rzeka szeroka jak jezioro. Światła przeciwległego brzegu
odbijają się w wodzie i wpływa ciepły powiew.
Już spokój. Już nie nagabują masażyści. Już nie ma dzieci proszących
o pieniądze i wreszcie koniec z propozycjami dodatkowych wycieczek po osiemdziesiąt,
sto dolarów. Tu jest cudownie być bogatym i dać każdemu zarobić. Już nikt nie
woła ze sklepiku: Daj mi szansę! Wejdź do mnie! Już nie wciskają chustek,
szali, porcelany i biżuterii. Już koniec. Nareszcie cisza. Czarna woda błyszczy
światłami. Restauracja wykończona szlachetnym drewnem, kelner przynosi drinki,
kawę, uśmiecha się. To jest przyjemność i komfort All Inclusive. To pierwsza
noc na statku. Wygląda pięknie wewnątrz, jednak ma swoje lata, fotele w kajucie
zapadają się zbyt głęboko, tapicerka przetarta a kadłub w wielu miejscach
przeżarty rdzą. Wielu turystów uciekło i boją się tu przyjeżdżać. Sprzedawcy z nostalgią wspominają Szwajcarów,
Niemców czy Szwedów, dla których wszystko jest tanie. W małym miasteczku Qena
wszyscy nas witają, pozdrawiają a w naszym busie tylko cztery osoby. Mamy
pilota i przewodnika tylko dla siebie. Świetnie mówi po polsku z melodyjnym
akcentem. Dzieci wesoło machają rękami, kobiety w czarnych habitach śmieją się,
niektórym widać tylko oczy. Nie zatrzymujemy się tu, jedziemy dalej. Kiedy
wjeżdżaliśmy do Luksoru, przy bramie stali żołnierze z karabinami. Jeden
wycelowany prosto w nas, ale wygląda kulawo, jak wypożyczony sprzed wojny. Ziemia spalona
słońcem i dwa szpalery sfinksów przed wejściem do muzeum. Bóg Ra z dumną głową
barana. Wszystkie posągi dostojne i wyniosłe. Ludzie jak wstęga przewijają się
między kolumnami. Najpierw świątynia dla biednych- bez cienia nad głową, potem
dla bogatych, gdzie już nie pali słońce i sanktuarium, gdzie niegdyś wchodził
tylko faraon i najwyższy dostojnik. Posąg Ramzesa II ma wciąż świeżą i radosną
twarz. Minęły tysiące lat a jego twarz uderza młodością. Posągi mieszają się w pamięci, być może
przewodnik wprowadził mnie w błąd…, bo przecież to Tutenchamon zmarł w wieku 19
lat, a Ramzes dożył dziewięćdziesięciu.
IV
Płyniemy na obiad po drugiej stronie Nilu. Zamiast mostów
barki. Postarzałe, wyłożone kapami z odpustu, obwieszone sztucznymi kwiatami
wypłowiałymi na słońcu. Siedzimy wśród nich jak świątki w kapliczkach.
Restauracja na wzgórzu wśród kwiatów i trawników wygląda zachęcająco. Jedzenie
bardzo dobre. Zbyt dobre. Sosy z imbirem pachną korzennie i apetyczne ciasta.
V
W nocy na górnym pokładzie światła Luksoru odbijają się w
falach. Pięknie i samotnie. Noc kryje biedę. Błyszczy jedynie bogactwo. Daleko
do domu. Zbyt wiele automatycznych słów i działań. Karel Gott powiedział
kiedyś: „Czuję się jak robot” To mnie przeraziło. Dziś już nie. Nieważne. Jeśli
nawet jestem robotem biologicznym- mam to gdzieś.
Tu na statku jest 70 osób a statek na 150. Pozostałe statki
są puste. Tylko ten jeden niepełny wyruszy jutro w rejs w górę Nilu.
VI
Byliśmy w Dolinie Królów- w grobowcach- ważniejszych dla
faraonów niż pałace. Już następnego dnia po koronacji tysiąc robotników
zaczynało kuć w skałach korytarz do grobu. Im dłuższy czas panowania -tym
dłuższy tunel do pomieszczenia z sarkofagiem. Ramzes drugi żył 91 lat, więc miał bardzo
długi hol do swojej trumny. Korytarze bogato rzeźbione a na niebieskim suficie
małe, żółte gwiazdki. Każda oznacza jednego pracownika. Te większe -to szefowie
budowy. Po śmierci króla wszystko zasypywano piaskiem, by nikt nie wiedział,
gdzie spoczywa. Essam mówi, że tu nie było niewolników. Kto chciał- pracował za
wyżywienie. Przyprowadzano ich między skały z zawiązanymi oczami i zaczynali
kuć. Potem przychodzili następni do zdobienia i malowania. Tu w Luksorze wśród
piaskowych skał i zwałów piachu gorący, suchy klimat. Tutaj Nil nie sięgał, nie
zalewał mumii. Tutaj faraonowie czuli się bezpieczni i powierzali swoje ciała
tym podziemiom, wierząc, że to mieszkania dla ich dusz. Nie byłam w Kairze, ale
czytałam o „dzielnicy umarłych”, gdzie dwa miliony ludzi zamieszkują starożytne
grobowce, mają tam sypialnie, kuchnie, sklepy i szkoły.
kawiarnia na pustyni
VII
W upalnym słońcu, nieruchomym jak lampa jedziemy do Świątyni
Hatszepsut. Siedzą tu starsi mężczyźni w jasnych pendżabach, witają z daleka i
zapraszają, by iść z nimi kawałek dalej. Ale tutaj się płaci za uprzejmość, za
uśmiech, za wspólną fotografię.
Podejdziesz z nimi pięć kroków i płacisz dolara. Najlepiej by było, mieć
ich pełne kieszenie i co chwila rozdawać.
A z drugiej strony, z czego tu żyć wśród piachu? Jedyny budynek
w pobliżu to skromna kawiarnia jak szopa zbita z desek. Kupujemy wodę z
lodówki. Prąd w Egipcie jest tani. Przeciętny, miesięczny rachunek na
dwunastoosobowa rodzinę wynosi trzy dolary.
Benzyna też jest tania, lecz samochody niebotycznie drogie. Bus, którym
wracamy kosztuje tutaj 35 tysięcy dolarów! Stare fiaty jak z rupieciarni są po
pięć tysięcy! Ich cenę wyznacza cło.
Przy Kolosach Memnona- chmary sprzedawców i dzieci wołających
po polsku, po rosyjsku, czesku, włosku: wejdź, zobacz, kup! Olbrzymie posągi
stoją na skraju miasta a nieco dalej fruwają śmieci z targowiska. Nikt nie
płaci podatku za miejsce. Ile zarabiają? Dziesięć dolarów dziennie, bo mało
turystów. Kiedyś zarabiali po sto -mówi przewodnik -Essam, bo przyjeżdżały tu
setki cudzoziemców. Przeciętny Egipcjanin zarabia 180 dolarów. Tyle trzeba, by
utrzymać rodzinę, która liczy około dwunastu osób. W każdym domu mieszka kilka
pokoleń. Synowie zostają w domu rodziców i sprowadzają tu żony. Jeśli dom ma
niewykończone trzy piętra to znaczy, że ojciec ma trzech synów- kawalerów.
Kiedy, któryś się ożeni zajmuje piętro i wykańcza je a pozostałe czekają.
Dlatego miasta wyglądają jak widma z domami bez okien i drzwi, ustawionymi bez
ładu i składu. Ten widok mnie przytłacza.
VII
Dziś jechaliśmy dorożką przez Edfu. Bardzo biedne miasto (
400tys) W centrum- dorożki przepychają się wśród zrupieciałych samochodów i
motorów, które o dziwo wyglądają wesoło, bo siedzi na nich po czworo ludzi,
zwykle młodych i roześmianych. Nikt tutaj nie ma prawa jazdy. Nie ma też
policjantów. Wszyscy pokrzykują i trąbią. Nasz dorożkarz ze szczerbatym i
ciepłym uśmiechem dowodzi chudą szkapą. Jedziemy starą dorożką obwieszoną
frędzelkami i pomponami – jak świątki wielkanocne. Machają do nas przechodnie,
dzieci szczerzą zęby, z okien zwiesza się pranie a gliniane cegły wypala
słońce.
Jedziemy do Świątyni Horusa – boga siły z głową sokoła.
Wchodzimy kolejno do trzech sal: dla biednych- bez dachu nad głową, dla
bogatych z dachem i do sanktuarium Horusa. Tutaj przychodził faraon, by porozmawiać
z bogiem i tutaj podsłuchiwał go kapłan ukryty pod posadzką za posągiem. A
potem klarował zdumionemu faraonowi, co Horus odpowiedział mu na pytania króla.
Robimy zdjęcia i wracamy do naszej dorożki chudej i biednej,
chudej szkapy.
Dziewczynka z cienkimi
warkoczykami i w zbyt wielkich klapkach czeka na brzegu, aż nasz statek
odpłynie. Brzegi Nilu pokryte hałdami śmieci. Zużyte reklamówki staczają się w
dół i spadają do wody. Wreszcie miasto się kończy. Siedzę w kajucie z szeroko
otwartym oknem – na całą ścianę i patrzę na palmy i gaje bananowe. Tylko tu
jest roślinność, zielone brzegi i zielone wyspy zamglone o świcie. Dalej
pustynia bez jednego krzewu, bez najchudszej palmy. Nie ma nic. Jeśli mi czegoś
będzie brak, kiedy wrócę do kraju- to rzewnych nawoływań do modlitwy o piątej
nad ranem. Melodia niesie się po falach i zapada w serce.
VIII
Jesteśmy w Asuanie. Stoimy przy brzegu. Przed nami jeszcze
jedna barka. Za oknem noc i pięknie oświetlona góra z grobowcem dostojników.
Góra żółtego piasku z wąskimi schodami. Tak pięknie była też wczoraj oświetlona
świątynia Horusa w Kom Ombo. Wychodzimy na taras. Julia była tu dziewięć
lat temu. Ola i Kamil zaręczyli się kilka lat temu, pod wodą -wśród raf koralowych. Ze
wzruszenia „odebrało jej oddech”. Musiała wynurzyć się, zmienić maskę i nurkować
ponownie, by odebrać pierścionek.
Asuan to bogate miasto. Dorożek mnóstwo i gwar. Na górnym
pokładzie stoi smukła dziewczyna w chuście z maleńką dziewczynką na rękach. Jej
wielkie, czarne oczy śmieją się wśród kędziorków. Rozmawiam z matką przez kilka minut o jej
uroczej córeczce. Jest drobna i
zawstydzona. Mąż śpi na leżaku. W barze skończyła się dyskoteka, turyści
schodzą do kajut.
IX
Ostatnia godzina na statku. Z głośników płynie rzewna
melodia, pogoda przepiękna. Nil marszczy się lekko, szarobłękitnie. Wiele
masztów stoi w porcie, tylko kilka w oddali wystawiło żagle. Mieszkanie w
Asuanie nad wodą kosztuje 1000-2000 tysiące dolarów za metr. W innych miejscach
jest taniej. W Qenie i Edfu prawie za bezcen. Stara angielska tama służy tu za
most a życiem i pompą Nilu jest nowa tama- serce Egiptu. Tłoczy energię na cały
kraj. Jezioro Nasera ma pięćset km długości i 350 szerokości. To największy,
sztuczny zbiornik na świecie. Gdyby tama pękła- zalałoby cały Egipt na wysokość
sześciu metrów- mówi przewodnik. Tu jest inny świat- w oddali wielka
elektrownia, strzeżona przez żołnierzy. Nie wolno robić zdjęć.
X
„Fabryka porcelany” w Asuanie to w istocie wielki sklep z
alabastrami wszelkiej maści. Półki pełne słoni, dzbanków, lamp, świeczników i
wazonów. Gdzie ta fabryka – pytam? Tutaj- mówi Essam wskazując na chłopaka,
który siedzi na ziemi w niebieskim habicie i odłupuje młotkiem kawałki
kamienia, a wkoło niego dłuta jak ze średniowiecza. Zaiste, wygląda jak
rzeźbiarz ludowy i bardzo wątpię w to, że tym dłutem wypełnił cały magazyn.
Reszta robotników w liczbie pięciu – pali sziszę pod drzwiami.
Z czego oni tu żyją? Kiedy wracaliśmy „asfaltem” przez
pustynię, w rzadkich osiedlach i miastach widziałam wielu mężczyzn siedzących z
sziszami. Nikt nie pracował. Nawet z nudów nikt nie zbierał śmieci.
XI
W samolocie handel kwitnie. Stewardessy rozwożą 70-
procentowe Rasputiny po 29 zł za litr. Sąsiedzi kupują cztery butle. Inni -kartony
papierosów za pół ceny. Moich R1 nie ma. Zamawiam pierożki z mięsem i czekoladę
na gorąco. Wracam do domu.
Wydawać by się mogło, że turystyka zrobiła z Egipcjan "poliglotów", prawda? :) A co do cen, to przypadkiem nie jest tak, że są niskie ceny tego, do czego dostęp jest trudny?
OdpowiedzUsuńNigdy nie byłam w Egipcie, ale z Twojego wpisu wynika, że musi być tam pięknie. I tajemniczo! I Nil nocą! Wyobrażam sobie, że starożytna historia jakby przesuwała się przed oczami :) Piękny wpis, czytając go prawie słyszałam Twój spokojny głos :) pozdrawiam ciepło!
Tak Karolino nocą jest pięknie na Nilu, choć niektóre jeziora mazurskie oświetlone nocą dookoła brzegów są nie mniej piękne. Jednak Nil widziałam po raz pierwszy i po raz pierwszy słyszałam nad ranem te niezwykłe modlitwy. Dziękuję. Teraz juz mogę spokojnie jechać do pracy:)
UsuńStworzyłaś ciekawy przewodnik po niebywale intrygującym szlaku.
OdpowiedzUsuńMoja świętej pamięci polonistka była wręcz zakochana w Egipcie. Spędzała tam każdy urlop. Kiedy wracała zapraszała nas do swojego mieszkania na herbatę i oglądanie zdjęć i filmów z jej podróży. Podsunęła mi tez kilka ciekawych pozycji książkowych ocierających się o historię starożytnego Egiptu. Jest to niewątpliwie miejsce, które z pewnością kiedyś odwiedzę.
Znam adwokata, który w Egipcie spędza każdy urlop, bo najlepiej się czuje na rafach koralowych- pod wodą. To świat jak z Avatara. Chciałabym zobaczyć Nową Zelandię, bo tam kręcono Władcę pierścieni, a scenografia jest wspaniała. Zresztą wiele miejsc na świecie jest wartych zobaczenia przed odejściem, a przecież wszyscy odejdziemy. Dziękuję za czas, który mi poświęciłaś czytając te notatki. Pozdrawiam serdecznie:)
UsuńPięknie napisane. Musiałam sobie rozłożyć na dwa dni, żeby wszystko sobie odpowiednio wyobrazić :) Czy pisałaś każdego dnia, czy te cyfry to raczej Twoje luźne tematyczne obserwacje? Podoba mi się ten sposób. Powstaje bukiet z różnych wrażeń. Może ukradnę tę strategię na jakiś wpis :) Zbyt wiele tu rzeczy, które chciałabym skomentować, ale powiem tylko, że to pragnienie, które dopada w nocy, na obcym miejscu, to naprawdę bardzo męczące uczucie. Poza tym oświadczyny pod wodą?? Trudno mi to sobie wyobrazić. Jestem chyba strasznie prostą kobietą (po angielsku mówi się: "bez falbanek" :), nie dla mnie takie udziwnienia. Ale niezwykła historia. "Ze wzruszenia odebrało jej oddech"!!! Piękne!
OdpowiedzUsuńA, i jeszcze chciałam się odnieść do tego, co powiedziała Karolina: że Egipcjanie to dzięki turystom poligloci. Też na to zwróciłam uwagę, bo zdarza mi się pracować z Amerykanami, którzy jęczą, jaki ten polski trudny. Oczywiście, są też inni, którzy nie jęczą, tylko prą do przodu i robią postępy, niestety zdecydowana mniejszość. Cóż. Wiele tych granic faktycznie istnieje w naszych umysłach...
Karolino i Pequeninho- Egipcjanie po prostu walczą o klientów, dlatego uczą się podstawowych zwrotów w różnych językach. Mało kto zwróciłby uwagę na ich sklepiki i stragany, bo europejskie sklepy są przebogate, dlatego robią, co w ich mocy, by do tego zachęcić. Podaję przykład: Wracam znad morza do hotelu w Hurghadzie i nagle ktoś mówi po polsku:" Czy napiszesz mi reklamę? Proszę tylko o reklamę sklepu w zeszycie..." Młody Egipcjanin prosząco i niewinnie patrzy mi w oczy. Dobrze- mówię i wchodzę do przytulnego sklepiku z " esencjami kwiatów" Egipcjanin parzy herbatę i częstuje papierosami i już wiem, że bez flakonika nie wyjdę:) Jednak miło wspominam jego prezentację, choć dalszy ciąg konwersacji odbywał się po angielsku. Kiedy wyszłam z zakupem, jego sąsiad powiedział z wyrzutem ( po polsku) "Dlaczego mi nie dałaś szansy...?"
UsuńOkreślenie " bez falbanek" - jest super!
Tak pisałam każdego dnia, ale nie wszystko przepisałam. Zaręczyny pod wodą, na rafie mają " niezłe falbanki":) Jestem za:)