sobota, 22 listopada 2014

Asfaltem przez pustynię



I
 Muzyka w tle, niebieskie oko basenu, kilka gwiazd i delikatny powiew od morza. Morze przezroczyste, błękitne, miękki piach pod stopami, woda niesie na fali, wystarczy delikatnie poruszać rękami.   Czyste zagrabione wybrzeża z palmami i statkami w oddali i nie brak krzyku mew. Egipcjanie, co chwila zachęcają do kładów, motorówek i wypraw na pustynię. Mówią po polsku. Betonową szosą  pędzą motory i głośno trąbią taksówki, bo nie ma tu sygnalizacji- nigdzie. Od Hurghady do Asuanu nie widziałam świateł na jezdni. Pełno tu „śpiących policjantów” po trzech i czterech obok siebie.
Jedzenie pachnie imbirem, curry i cynamonem. Przebogaty wybór ciast, surówek i kwaskowatych, zielonych pomarańczy. Inny świat- pełen słońca, gdy u nas pada deszcz, gdy migają nocą mokre światła i mokry, zimny wiatr. Morze Czerwone z wysokości jak wstęga wśród piachów i pociemniałych wierzchołków wyżynnych. A w brudnych zaułkach miast ze stertami śmieci biegają szczupłe, piękne dzieci. Chude koty wskakują na kosze szukając pożywienia.  Papiery fruwają między drzewami załamanymi na ścianach jak rozplecione wierzby. Inny świat- kobiety ubrane po szyję, w białych chustach w skwarze dnia i spieszący do meczetów mężczyźni, kiedy kończy się dzień.






II
Dziś jestem zmęczona.  Poprzednia noc to dojazd do Katowic, odprawa celna o trzeciej i wylot do Hurghady o piątej nad ranem.  Budzi mnie pragnienie w środku nocy, gdy napoju brak.  Zapomniałam o nim. Gotowanie wody w łazience i neurotyczny lęk. Czy dałam dwieście dolarów właściwemu facetowi, czy opłaci przewodnika, pilota, przejazdy… Jego rachunek bez stempla napisany na kolanie- bez telefonu, niezałatwione sprawy w Polsce …, budzenie o czwartej rano, wyjazd do Luksoru i zakwaterowanie na statku. Dochodzi trzecia.
III
Wyłączyłyśmy chłodzenie i otworzyłam okno. Nil jest przepiękny nocą. Rzeka szeroka jak jezioro. Światła przeciwległego brzegu odbijają się w wodzie i wpływa ciepły powiew.
Już spokój. Już nie nagabują masażyści. Już nie ma dzieci proszących o pieniądze i wreszcie koniec z propozycjami dodatkowych wycieczek po osiemdziesiąt, sto dolarów. Tu jest cudownie być bogatym i dać każdemu zarobić. Już nikt nie woła ze sklepiku: Daj mi szansę! Wejdź do mnie! Już nie wciskają chustek, szali, porcelany i biżuterii. Już koniec. Nareszcie cisza. Czarna woda błyszczy światłami. Restauracja wykończona szlachetnym drewnem, kelner przynosi drinki, kawę, uśmiecha się. To jest przyjemność i komfort All Inclusive. To pierwsza noc na statku. Wygląda pięknie wewnątrz, jednak ma swoje lata, fotele w kajucie zapadają się zbyt głęboko, tapicerka przetarta a kadłub w wielu miejscach przeżarty rdzą. Wielu turystów uciekło i boją się tu przyjeżdżać.  Sprzedawcy z nostalgią wspominają Szwajcarów, Niemców czy Szwedów, dla których wszystko jest tanie. W małym miasteczku Qena wszyscy nas witają, pozdrawiają a w naszym busie tylko cztery osoby. Mamy pilota i przewodnika tylko dla siebie. Świetnie mówi po polsku z melodyjnym akcentem. Dzieci wesoło machają rękami, kobiety w czarnych habitach śmieją się, niektórym widać tylko oczy. Nie zatrzymujemy się tu, jedziemy dalej. Kiedy wjeżdżaliśmy do Luksoru, przy bramie stali żołnierze z karabinami. Jeden wycelowany prosto w nas, ale wygląda  kulawo, jak wypożyczony sprzed wojny. Ziemia spalona słońcem i dwa szpalery sfinksów przed wejściem do muzeum. Bóg Ra z dumną głową barana. Wszystkie posągi dostojne i wyniosłe. Ludzie jak wstęga przewijają się między kolumnami. Najpierw świątynia dla biednych- bez cienia nad głową, potem dla bogatych, gdzie już nie pali słońce i sanktuarium, gdzie niegdyś wchodził tylko faraon i najwyższy dostojnik. Posąg Ramzesa II ma wciąż świeżą i radosną twarz. Minęły tysiące lat a jego twarz uderza młodością.   Posągi mieszają się w pamięci, być może przewodnik wprowadził mnie w błąd…, bo przecież to Tutenchamon zmarł w wieku 19 lat, a Ramzes dożył dziewięćdziesięciu.




IV
Płyniemy na obiad po drugiej stronie Nilu. Zamiast mostów barki. Postarzałe, wyłożone kapami z odpustu, obwieszone sztucznymi kwiatami wypłowiałymi na słońcu. Siedzimy wśród nich jak świątki w kapliczkach. Restauracja na wzgórzu wśród kwiatów i trawników wygląda zachęcająco. Jedzenie bardzo dobre. Zbyt dobre. Sosy z imbirem pachną korzennie i apetyczne ciasta.
V
W nocy na górnym pokładzie światła Luksoru odbijają się w falach. Pięknie i samotnie. Noc kryje biedę. Błyszczy jedynie bogactwo. Daleko do domu. Zbyt wiele automatycznych słów i działań. Karel Gott powiedział kiedyś: „Czuję się jak robot” To mnie przeraziło. Dziś już nie. Nieważne. Jeśli nawet jestem robotem biologicznym- mam to gdzieś.
Tu na statku jest 70 osób a statek na 150. Pozostałe statki są puste. Tylko ten jeden niepełny wyruszy jutro w rejs w górę Nilu.
VI
Byliśmy w Dolinie Królów- w grobowcach- ważniejszych dla faraonów niż pałace. Już następnego dnia po koronacji tysiąc robotników zaczynało kuć w skałach korytarz do grobu. Im dłuższy czas panowania -tym dłuższy tunel do pomieszczenia z sarkofagiem.  Ramzes drugi żył 91 lat, więc miał bardzo długi hol do swojej trumny. Korytarze bogato rzeźbione a na niebieskim suficie małe, żółte gwiazdki. Każda oznacza jednego pracownika. Te większe -to szefowie budowy. Po śmierci króla wszystko zasypywano piaskiem, by nikt nie wiedział, gdzie spoczywa. Essam mówi, że tu nie było niewolników. Kto chciał- pracował za wyżywienie. Przyprowadzano ich między skały z zawiązanymi oczami i zaczynali kuć. Potem przychodzili następni do zdobienia i malowania. Tu w Luksorze wśród piaskowych skał i zwałów piachu gorący, suchy klimat. Tutaj Nil nie sięgał, nie zalewał mumii. Tutaj faraonowie czuli się bezpieczni i powierzali swoje ciała tym podziemiom, wierząc, że to mieszkania dla ich dusz. Nie byłam w Kairze, ale czytałam o „dzielnicy umarłych”, gdzie dwa miliony ludzi zamieszkują starożytne grobowce, mają tam sypialnie, kuchnie, sklepy i szkoły.

kawiarnia na pustyni

VII
W upalnym słońcu, nieruchomym jak lampa jedziemy do Świątyni Hatszepsut. Siedzą tu starsi mężczyźni w jasnych pendżabach, witają z daleka i zapraszają, by iść z nimi kawałek dalej. Ale tutaj się płaci za uprzejmość, za uśmiech, za wspólną fotografię.  Podejdziesz z nimi pięć kroków i płacisz dolara. Najlepiej by było, mieć ich pełne kieszenie i co chwila rozdawać.
A z drugiej strony, z czego tu żyć wśród piachu? Jedyny budynek w pobliżu to skromna kawiarnia jak szopa zbita z desek. Kupujemy wodę z lodówki. Prąd w Egipcie jest tani. Przeciętny, miesięczny rachunek na dwunastoosobowa rodzinę wynosi trzy dolary.  Benzyna też jest tania, lecz samochody niebotycznie drogie. Bus, którym wracamy kosztuje tutaj 35 tysięcy dolarów! Stare fiaty jak z rupieciarni są po pięć tysięcy!  Ich cenę wyznacza cło.
Przy Kolosach Memnona- chmary sprzedawców i dzieci wołających po polsku, po rosyjsku, czesku, włosku: wejdź, zobacz, kup! Olbrzymie posągi stoją na skraju miasta a nieco dalej fruwają śmieci z targowiska. Nikt nie płaci podatku za miejsce. Ile zarabiają? Dziesięć dolarów dziennie, bo mało turystów. Kiedyś zarabiali po sto -mówi przewodnik -Essam, bo przyjeżdżały tu setki cudzoziemców. Przeciętny Egipcjanin zarabia 180 dolarów. Tyle trzeba, by utrzymać rodzinę, która liczy około dwunastu osób. W każdym domu mieszka kilka pokoleń. Synowie zostają w domu rodziców i sprowadzają tu żony. Jeśli dom ma niewykończone trzy piętra to znaczy, że ojciec ma trzech synów- kawalerów. Kiedy, któryś się ożeni zajmuje piętro i wykańcza je a pozostałe czekają. Dlatego miasta wyglądają jak widma z domami bez okien i drzwi, ustawionymi bez ładu i składu. Ten widok mnie przytłacza.




VII
Dziś jechaliśmy dorożką przez Edfu. Bardzo biedne miasto ( 400tys) W centrum- dorożki przepychają się wśród zrupieciałych samochodów i motorów, które o dziwo wyglądają wesoło, bo siedzi na nich po czworo ludzi, zwykle młodych i roześmianych. Nikt tutaj nie ma prawa jazdy. Nie ma też policjantów. Wszyscy pokrzykują i trąbią. Nasz dorożkarz ze szczerbatym i ciepłym uśmiechem dowodzi chudą szkapą. Jedziemy starą dorożką obwieszoną frędzelkami i pomponami – jak świątki wielkanocne. Machają do nas przechodnie, dzieci szczerzą zęby, z okien zwiesza się pranie a gliniane cegły wypala słońce.
Jedziemy do Świątyni Horusa – boga siły z głową sokoła. Wchodzimy kolejno do trzech sal: dla biednych- bez dachu nad głową, dla bogatych z dachem i do sanktuarium Horusa. Tutaj przychodził faraon, by porozmawiać z bogiem i tutaj podsłuchiwał go kapłan ukryty pod posadzką za posągiem. A potem klarował zdumionemu faraonowi, co Horus odpowiedział mu na pytania króla.



Robimy zdjęcia i wracamy do naszej dorożki chudej i biednej, chudej szkapy.
 Dziewczynka z cienkimi warkoczykami i w zbyt wielkich klapkach czeka na brzegu, aż nasz statek odpłynie. Brzegi Nilu pokryte hałdami śmieci. Zużyte reklamówki staczają się w dół i spadają do wody. Wreszcie miasto się kończy. Siedzę w kajucie z szeroko otwartym oknem – na całą ścianę i patrzę na palmy i gaje bananowe. Tylko tu jest roślinność, zielone brzegi i zielone wyspy zamglone o świcie. Dalej pustynia bez jednego krzewu, bez najchudszej palmy. Nie ma nic. Jeśli mi czegoś będzie brak, kiedy wrócę do kraju- to rzewnych nawoływań do modlitwy o piątej nad ranem. Melodia niesie się po falach i zapada w serce.



VIII
Jesteśmy w Asuanie. Stoimy przy brzegu. Przed nami jeszcze jedna barka. Za oknem noc i pięknie oświetlona góra z grobowcem dostojników. Góra żółtego piasku z wąskimi schodami. Tak pięknie była też wczoraj oświetlona świątynia Horusa w Kom OmboWychodzimy na taras. Julia była tu dziewięć lat temu. Ola i Kamil zaręczyli się kilka lat temu, pod wodą -wśród raf koralowych. Ze wzruszenia „odebrało jej oddech”. Musiała wynurzyć się, zmienić maskę i nurkować ponownie, by odebrać pierścionek.
Asuan to bogate miasto. Dorożek mnóstwo i gwar. Na górnym pokładzie stoi smukła dziewczyna w chuście z maleńką dziewczynką na rękach. Jej wielkie, czarne oczy śmieją się wśród kędziorków.  Rozmawiam z matką przez kilka minut o jej uroczej córeczce.  Jest drobna i zawstydzona. Mąż śpi na leżaku. W barze skończyła się dyskoteka, turyści schodzą do kajut.
IX
Ostatnia godzina na statku. Z głośników płynie rzewna melodia, pogoda przepiękna. Nil marszczy się lekko, szarobłękitnie. Wiele masztów stoi w porcie, tylko kilka w oddali wystawiło żagle. Mieszkanie w Asuanie nad wodą kosztuje 1000-2000 tysiące dolarów za metr. W innych miejscach jest taniej. W Qenie i Edfu prawie za bezcen. Stara angielska tama służy tu za most a życiem i pompą Nilu jest nowa tama- serce Egiptu. Tłoczy energię na cały kraj. Jezioro Nasera ma pięćset km długości i 350 szerokości. To największy, sztuczny zbiornik na świecie. Gdyby tama pękła- zalałoby cały Egipt na wysokość sześciu metrów- mówi przewodnik. Tu jest inny świat- w oddali wielka elektrownia, strzeżona przez żołnierzy. Nie wolno robić zdjęć.
X
„Fabryka porcelany” w Asuanie to w istocie wielki sklep z alabastrami wszelkiej maści. Półki pełne słoni, dzbanków, lamp, świeczników i wazonów. Gdzie ta fabryka – pytam? Tutaj- mówi Essam wskazując na chłopaka, który siedzi na ziemi w niebieskim habicie i odłupuje młotkiem kawałki kamienia, a wkoło niego dłuta jak ze średniowiecza. Zaiste, wygląda jak rzeźbiarz ludowy i bardzo wątpię w to, że tym dłutem wypełnił cały magazyn. Reszta robotników w liczbie pięciu – pali sziszę pod drzwiami.
Z czego oni tu żyją? Kiedy wracaliśmy „asfaltem” przez pustynię, w rzadkich osiedlach i miastach widziałam wielu mężczyzn siedzących z sziszami. Nikt nie pracował. Nawet z nudów nikt nie zbierał śmieci.



XI
W samolocie handel kwitnie. Stewardessy rozwożą 70- procentowe Rasputiny po 29 zł za litr. Sąsiedzi kupują cztery butle. Inni -kartony papierosów za pół ceny. Moich R1 nie ma. Zamawiam pierożki z mięsem i czekoladę na gorąco.  Wracam do domu.

     

6 komentarzy:

  1. Wydawać by się mogło, że turystyka zrobiła z Egipcjan "poliglotów", prawda? :) A co do cen, to przypadkiem nie jest tak, że są niskie ceny tego, do czego dostęp jest trudny?
    Nigdy nie byłam w Egipcie, ale z Twojego wpisu wynika, że musi być tam pięknie. I tajemniczo! I Nil nocą! Wyobrażam sobie, że starożytna historia jakby przesuwała się przed oczami :) Piękny wpis, czytając go prawie słyszałam Twój spokojny głos :) pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Karolino nocą jest pięknie na Nilu, choć niektóre jeziora mazurskie oświetlone nocą dookoła brzegów są nie mniej piękne. Jednak Nil widziałam po raz pierwszy i po raz pierwszy słyszałam nad ranem te niezwykłe modlitwy. Dziękuję. Teraz juz mogę spokojnie jechać do pracy:)

      Usuń
  2. Stworzyłaś ciekawy przewodnik po niebywale intrygującym szlaku.
    Moja świętej pamięci polonistka była wręcz zakochana w Egipcie. Spędzała tam każdy urlop. Kiedy wracała zapraszała nas do swojego mieszkania na herbatę i oglądanie zdjęć i filmów z jej podróży. Podsunęła mi tez kilka ciekawych pozycji książkowych ocierających się o historię starożytnego Egiptu. Jest to niewątpliwie miejsce, które z pewnością kiedyś odwiedzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam adwokata, który w Egipcie spędza każdy urlop, bo najlepiej się czuje na rafach koralowych- pod wodą. To świat jak z Avatara. Chciałabym zobaczyć Nową Zelandię, bo tam kręcono Władcę pierścieni, a scenografia jest wspaniała. Zresztą wiele miejsc na świecie jest wartych zobaczenia przed odejściem, a przecież wszyscy odejdziemy. Dziękuję za czas, który mi poświęciłaś czytając te notatki. Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  3. Pięknie napisane. Musiałam sobie rozłożyć na dwa dni, żeby wszystko sobie odpowiednio wyobrazić :) Czy pisałaś każdego dnia, czy te cyfry to raczej Twoje luźne tematyczne obserwacje? Podoba mi się ten sposób. Powstaje bukiet z różnych wrażeń. Może ukradnę tę strategię na jakiś wpis :) Zbyt wiele tu rzeczy, które chciałabym skomentować, ale powiem tylko, że to pragnienie, które dopada w nocy, na obcym miejscu, to naprawdę bardzo męczące uczucie. Poza tym oświadczyny pod wodą?? Trudno mi to sobie wyobrazić. Jestem chyba strasznie prostą kobietą (po angielsku mówi się: "bez falbanek" :), nie dla mnie takie udziwnienia. Ale niezwykła historia. "Ze wzruszenia odebrało jej oddech"!!! Piękne!

    A, i jeszcze chciałam się odnieść do tego, co powiedziała Karolina: że Egipcjanie to dzięki turystom poligloci. Też na to zwróciłam uwagę, bo zdarza mi się pracować z Amerykanami, którzy jęczą, jaki ten polski trudny. Oczywiście, są też inni, którzy nie jęczą, tylko prą do przodu i robią postępy, niestety zdecydowana mniejszość. Cóż. Wiele tych granic faktycznie istnieje w naszych umysłach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karolino i Pequeninho- Egipcjanie po prostu walczą o klientów, dlatego uczą się podstawowych zwrotów w różnych językach. Mało kto zwróciłby uwagę na ich sklepiki i stragany, bo europejskie sklepy są przebogate, dlatego robią, co w ich mocy, by do tego zachęcić. Podaję przykład: Wracam znad morza do hotelu w Hurghadzie i nagle ktoś mówi po polsku:" Czy napiszesz mi reklamę? Proszę tylko o reklamę sklepu w zeszycie..." Młody Egipcjanin prosząco i niewinnie patrzy mi w oczy. Dobrze- mówię i wchodzę do przytulnego sklepiku z " esencjami kwiatów" Egipcjanin parzy herbatę i częstuje papierosami i już wiem, że bez flakonika nie wyjdę:) Jednak miło wspominam jego prezentację, choć dalszy ciąg konwersacji odbywał się po angielsku. Kiedy wyszłam z zakupem, jego sąsiad powiedział z wyrzutem ( po polsku) "Dlaczego mi nie dałaś szansy...?"

      Określenie " bez falbanek" - jest super!

      Tak pisałam każdego dnia, ale nie wszystko przepisałam. Zaręczyny pod wodą, na rafie mają " niezłe falbanki":) Jestem za:)

      Usuń

Orient-Express

  Czy życie nie jest piękne? Jeszcze wczoraj wieczorem zalało mi kuchnię, bo urwał się zawór zimnej wody pod zlewem, i popłynęło strumieniem...