wtorek, 23 lipca 2013

Selmęt Wielki i cisza

Wracałam do domu z Rudy przez Malinkę i Stare Juchy. Ta nazwa kojarzy mi się z opowieścią z dzieciństwa, w której Jaćwingowie składali krwawe ofiary swoim bóstwom na wielkim głazie, który tam leży do dziś. Byłam także nad Selmętem Wielkim. Tam się urodziłam. Chodziłam polnymi ścieżkami i robiłam zdjęcia.

I nie  ma w tym sentymentu, ani tęsknoty do dzieciństwa. Dziś zauważam je inaczej niż wtedy. Nie tęsknię także za czasem, gdy byłam nastolatką, bo teraz o wiele łatwiej wejść w ciszę niż wtedy.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Orient-Express

  Czy życie nie jest piękne? Jeszcze wczoraj wieczorem zalało mi kuchnię, bo urwał się zawór zimnej wody pod zlewem, i popłynęło strumieniem...