wtorek, 11 lutego 2014

NINECZKA 3

Tam dalej jest dziwne drzewo. Wiszą na nim białe skarpetki. Dużo skarpetek…, tak mi się wydaje.
- I co ? Czy widziałeś kogoś?
- Obszedłem je dookoła ale nie było żywego ducha
- Chodźmy je zobaczyć- powiedziała Nineczka
- Pójdę pieszo – dodała
Szli gęsiego między krzewami i zobaczyli zielone drzewko – wyższe od mechanika ze dwa razy a na nim bielusieńkie skarpetki.
- Wygląda jakby ktoś je wyprał i tutaj zawiesił – dziwili się
- Kto to może być?
- Hej, hej! – jest tu ktoś? – zawołała
- Tylko ja- odparło niespodziewanie  drzewo
- Myślałam, że ktoś tutaj był i zawiesił skarpetki – powiedział dziewczynka
- Należą do mnie – odparło drzewo urażone
- Przepraszam. Nie wiedzieliśmy.
- Wkładam je od Święta – odparło
- A kiedy jest Twoje święto? – zapytała
- Kiedy je ustanowię.
- Rozumiem- powiedziała Nineczka trochę niepewnie i zaraz dodała
- Spadło Ci kilka skarpetek. Zaraz je zawieszę.
- To Smok je strąca. Dzisiaj już dwa razy tędy przechodził i nawet mnie nie zauważył.
- On jest zamyślony, nie zrobił tego specjalnie… tak myślę
- Nie lubię zamieszania a ten Smok się rozpycha…! ciągnęło Drzewo. Muszę się przenieść na drugą stronę lasu. A Ty dokąd idziesz?
-  Do Jesiennych Staruszek
- To jeszcze kawał drogi – powiedziało Drzewo przyjaźniej i uniosło się delikatnie, wyjmując korzenie z ziemi.
- Pójdę do strumienia, umyję się a potem założę skarpetki.
-  Nie musisz się wyprowadzać – powiedziała Nineczka
- I tak bym się przeniósł, nawet bez Smoka. Do widzenia !– zawołało- oddalając się
- Do widzenia – odpowiedzieli patrząc ze zdumieniem na powiewające na gałęziach skarpetki, które oddalały się z każdym krokiem
- Ale sensacja! – powiedział cicho Mechanik
- Po co mu skarpety, jak nie ma butów?- zdziwił się Pik
- A po co mu buty, przecież ma nogi w ziemi- uśmiechnęła się Ninka
- Ono chyba nie wie, że to ja zaśpiewałam i dlatego  Smok je potrącił.
- Strącił tylko kilka skarpetek… a on już się przenosi… jaki obrażalski- powiedział Pik
Skarpetkowe Drzewo oddalało się i w końcu zasłoniły je krzewy a trójka przyjaciół powróciła na ścieżkę. Słońce wzeszło wysoko, a nad lasem leciała chmura białych ptaków.
-  Te ptaki są inne- powiedział Mechanik strzygąc uszami
- To chyba koperty – dodała Ninka
- To są skarpety tego Drzewa! Porwał je wiatr! – zaszczekał Pik wesoło
 Patrzyli w niebo, na którym oddalała się biała chmura. Kiedy znikła za drzewami, śmiali się  idąc gęsiego ścieżką.
- Ciekawe, co teraz zrobi obrażalski bez swoich skarpetek?
- Będzie ich szukał!
 Rozglądali się uważnie dookoła, czy nie wisi gdzieś jakaś skarpetka i ostrożnie przechodzili po wielkich korzeniach starych drzew. Zielone i żółte liście miały wiele odcieni. Wiatr ucichł i było ciepło. Nineczka już dawno schowała czapkę do plecaka a teraz włożyła tam także płaszczyk.
Ścieżka wznosiła się coraz wyżej. Suche liście opadały z drzew.
- Coraz mniej trawy...- zmartwił się Mechanik
- Za to w dole jest bardzo dużo! - zaszczekał Pik
- Chyba nic się nie stanie, jeśli zboczę z trasy na obiad- powiedział koń
- My tu zostaniemy albo zjedziemy za tobą- powiedziała  Nineczka biorąc do ręki wielki liść, który leżał na ziemi
- Zjedziemy na nim po trawie jak na sankach i będziemy szybciej niż ty! zawołała wesoło!
- ja też, ja też -ucieszył się Pik
Dziewczynka złożyła 3 wielkie liście, które przypominały parasol i weszła na szczyt wzgórza. Usiadła na nich, patrząc jak Mechanik schodzi coraz niżej. Widok był piękny. Łagodne, wysokie zbocze kończyło się w dole wśród paproci.
Pik usiadł z tyłu i zawołał!
- Gazu!
Dziewczynka trzymała koniec liścia przed sobą jak lejce odchylając się do tyłu. Pik trzymał ją za pasek. Jechali po miękkiej trawie pokrzykując z radości.
- Ale zabawa!
- super!
Wpadli z impetem w paprocie i miękkie mchy. Mechanik był w połowie drogi. Schodził powoli, bo wokół niego było wiele soczystych traw.
- Zjedziemy jeszcze raz 
- ok powiedział Pik
Kiedy ponownie wchodzili na górę Mechanik potrząsał grzywą i skubał koniczynę.
Dziewczynka wzięła następny,  wielki liść i znowu razem z Pikiem usiedli na nim jak na dywaniku jadąc w dół wśród okrzyków. Jednak tym razem ich zielony parasol jechał wprost na konia.  Z impetem podcięli mu nogi i wszyscy razem staczali się w dół lądując w bagnach ukrytych wśród paproci. 

- Ratunku!- krzyknęła Nineczka 




Ciag dalszy tej opowieści z czasem zamieszczę tutaj... :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Orient-Express

  Czy życie nie jest piękne? Jeszcze wczoraj wieczorem zalało mi kuchnię, bo urwał się zawór zimnej wody pod zlewem, i popłynęło strumieniem...