Kiedy przeczytałam fragmenty jego książki- Gnój- wiedziałam, że jest świetny i ucieszyłam się, kiedy przyznano
mu nagrodę Nike. Jednak, czy on przyznałby mi Nike za moją Deborę…?
Przy Wojciechu Kuczoku można nabawić się
kompleksów. Przemieszcza się po świecie jak po przystankach tramwajowych. Obok
mojego łóżka leży jego tomik – „Poza światłem”- w formie notatek. Też lubię
taką formę. Tylko, że w moim pisaniu nie ma gniewu i zaciętości. On biczuje notatkami jak pejczem. Masz i czytaj o brudnych podwórkach i beznadziei
miasta na Śląsku! Czytam do połowy urywane zdania jakby autor przeskakiwał z grani na grań ( takie to pisanie
górzyste). Podziwiam i trochę zazdroszczę i zasnąć trudno, bo słowa uderzają
jak wyniosły szpikulec. Czemu jest taki wściekły…?
Jego inna opowieść o miłości
pastora do prostytutki- żony karczmarza, który był jej alfonsem- to rewelacja.
( Ostatnie błogosławieństwo pastora
Unckla)
Obraz karczmy sprzed wieków i
czyściutkiego pokoju z wykrochmaloną pościelą, gdzie do śpiącego pastora
przychodzi gospodyni a on odbiera to tak jakby przyszła do niego Madonna lub
Magdalena i oniemiały zasiada później przy porannym stole- gdzie karczmarz
dopisuje mu do rachunku chwile rozkoszy z żoną- zwala go z nóg na zawsze. Brawo panie na Wojciechu-co za wirtuozeria.
Niestety nie mam zadatków na
bohaterkę, nie zwisam na linie w Alpach jak autor ani nie schodzę w głąb
jaskiń. Nawet do małej jaskini boję się wejść, bo mam klaustrofobię. Kiedy
byłam w podstawówce i później w liceum walczyłam ze swoimi lękami. Zaczęło się to w szkole. Na długiej przerwie
schodziłam do piwnicy po kamiennych schodach nie zapalając światła. Piwnica była
rozległa jak jaskinia. Stał nad nią ogromny zwalisty, poniemiecki budynek z ośmioma
klasami. Pamiętam pierwsze zejście. Przez małe okienko w głębi
wpadało trochę światła. Stałam w połowie schodów. Słyszałam głosy dzieci biegających
za drzwiami. Bałam się iść dalej, bo w piwnicy mógł mieszkać Belfegor albo inny
duch. Moje dzieciństwo było pełne opowieści o duchach. Mieszkały na cmentarzach,
w drzewach i nawet w jesionach przy szkole, ale w świetle nie były groźne-
tylko w ciemności. Więc stałam na schodach i patrzyłam czy się do mnie nie
zbliża. Oczy przyzwyczajały się do mroku i ciemność przestawała być czarna. Najtrudniej
było mi wejść w korytarz, który prowadził do zakamarków. Jednak po pewnym
czasie przerobiłam piwnicę i wyznaczyłam sobie następne zadanie. Kiedy zapadała
noc, (ale tylko latem) wymykałam się z domu, kiedy wszyscy spali i szłam do
lasu. Pamiętam pierwszy raz- wielkie rosochate wierzby stały na końcu wsi. Za nimi
zaczynał się las- wilgotny, ciemny od nocy i wysokich świerków. Stanęłam na
skraju i bałam się się iść dalej, ale następnym razem weszłam i następnym też.
Moje nocne ćwiczenia woli skończyły się zimą po lekcjach, gdy wracałam do domu
cztery kilometry przez las. Szłam zamyślona i nieobecna zaśnieżoną drogą, gdy
nagle wyrosła przede mną wilczyca z małymi i wyszczerzyła zęby. W mgnieniu oka
wdrapałam się na drzewo. Siedziałam do zmarznięcia, lecz musiałam zejść, bo nie
było jeszcze telefonu komórkowego i nadchodził zmierzch. Ta wilczyca to był mój
belfegor. Był rzeczywisty, stał na śniegu i miał prawdziwe zęby.
Ostatnim zadaniem było zejście do
lochów sławnej twierdzy w Kłodzku. Pomyślałam, że, jeśli to zrobię, to pozbędę
się lęku przed ciasnymi pomieszczeniami, z których nie ma wyjścia. I poszłam.
Korytarze były coraz węższe i niższe. Ściany z mokrego granitu. Było chyba pięć
osób i przewodnik z przodu, z latarką. Nie wiedziałam, że będzie aż tak ciasno.
Brakowało mi tchu. Szliśmy pochyleni a potem na kolanach. Po wyjściu wcale nie
czułam się silniejsza. Pamiętam jedynie światło i szeroki dziedziniec. Po kilku
dniach usłyszałam, że tamte korytarze zawaliły się i odtąd dałam sobie spokój. Miałam
dość walki z klaustrofobią.
Jestem pełna podziwu dla Wojciecha Kuczoka za jego wspinaczki w głąb jaskiń: „ Wiele okrutnie
ciasnych nor, z tych, co to każdy metr płaci się potem i sińcami, mogę już
tylko wspominać. Są zwężenia, których nie pokonał nikt poza mną ( do
trzydziestki byłem przeraźliwie chudy) […] pokonywanie zacisku jest oczywistą
metaforą narodzin. Płacimy bolesnym wysiłkiem za chęć wydostania się ku światłu.
To naprawdę poprawia samopoczucie: regularnie rodzić się na nowo” (Poza światłem)
Podziwiam Cię za walkę z klaustrofobią. Choć wydaje mi się , że są to lęki, których do końca pokonać się nie da. Ja z kolei cierpię na nieznośny lęk wysokości, który mnie paraliżuje nawet gdy muszę przejść przez most.
OdpowiedzUsuńCo do krakowskiej redakcji to nie zrażaj się. Dziś ciężko jest trafić za pierwszym razem. Zwłaszcza w cudze gusta. Pozdrawiam Cię :)
Dziękuję Karolino. Walka z klaustrofobią odbywała się bardzo dawno temu. Jeżdżę windą, choć z oporami ale do katakumb nie jestem w stanie wejść do dziś. Czy do Italii dojeżdżasz pociągiem...? albo samochodem....? Na pewno jest Ci trudno wsiąść do samolotu... Akrofobia to najczęsciej spotykany lęk - związany z ewolucyjnym przystosowaniem się, gdy upadki z wysokości stanowiły duże zagrożenie- tak mówi jedna z teorii. Byłam kiedyś w grupie bardzo wojowniczych nastolatków. Wydawało się, że są silni i odporni. Zaproponowałam im nocne podchody i okazało się, że bardzo boją się ciemności. Kiedy trzeba było wejśc w krzaki i odszukac mnie, nawet gdy byłam blisko- bali się. Zwycięzyła moja grupa dzięki temu, że nikt z nich nie miał odwagi by schowac sie dalej niż ja albo mnie dokładniej poszukać. Pozdrawiam Cię serdecznie:)
UsuńElżbieto, zachęciłaś mnie bardzo do Kuczoka... do tej pory jakoś po niego nie sięgałam. Zwykle czytam autorów anglojęzycznych, niestety; wsiąkłam w ich świat i tematykę i trudno mi ten krąg przełamać. Jego opowiadania brzmią jednak baaaaaardzo ciekawie!
OdpowiedzUsuńZaintrygował mnie również tytuł Twoich opowiadań... czyżby od izraelskiej sędzi, Debory? Ta postać niezmiernie mnie fascynuje...
Pequeninho - w czasie gdy pisałam "Deborę"- to imię najbardziej mi pasowało. Było dostatecznie kosmiczne dla zagubionej bohaterki. Cieszę się, że zachęciłam Cię do Kuczoka, choć znam tylko kilka tytułów. Jest tak wiele ciekawych książek do czytania, że brak czasu na dokładne zgłębianie. Ostatnio wpadł mi w ręce" Świat według Garpa" i "Hobbit". Pozdrawiam serdecznie:)
Usuń