poniedziałek, 9 marca 2015

Wojciech Kuczok i inne opowieści

Kiedy przeczytałam fragmenty jego książki- Gnój- wiedziałam, że jest świetny i ucieszyłam się, kiedy przyznano mu nagrodę Nike. Jednak, czy on przyznałby mi Nike za moją Deborę…? 
Przy Wojciechu Kuczoku można nabawić się kompleksów. Przemieszcza się po świecie jak po przystankach tramwajowych. Obok mojego łóżka leży jego tomik – „Poza światłem”- w formie notatek. Też lubię taką formę. Tylko, że w moim pisaniu nie ma gniewu i zaciętości. On biczuje  notatkami jak pejczem. Masz i czytaj o brudnych podwórkach i beznadziei miasta na Śląsku!  Czytam do połowy  urywane zdania jakby autor przeskakiwał z grani na grań ( takie to pisanie górzyste). Podziwiam i trochę zazdroszczę i zasnąć trudno, bo słowa uderzają jak wyniosły szpikulec. Czemu jest taki wściekły…?
                          Jego inna opowieść o miłości pastora do prostytutki- żony karczmarza, który był jej alfonsem- to rewelacja. ( Ostatnie błogosławieństwo pastora Unckla)
Obraz  karczmy sprzed wieków i czyściutkiego pokoju z wykrochmaloną pościelą, gdzie do śpiącego pastora przychodzi gospodyni a on odbiera to tak jakby przyszła do niego Madonna lub Magdalena i oniemiały zasiada później przy porannym stole- gdzie karczmarz dopisuje mu do rachunku chwile rozkoszy z żoną- zwala go z nóg na zawsze.  Brawo panie na Wojciechu-co za wirtuozeria.
           Niestety nie mam zadatków na bohaterkę, nie zwisam na linie w Alpach jak autor ani nie schodzę w głąb jaskiń. Nawet do małej jaskini boję się wejść, bo mam klaustrofobię. Kiedy byłam w podstawówce i później w liceum walczyłam ze swoimi lękami. Zaczęło  się to w szkole. Na długiej przerwie schodziłam do piwnicy po kamiennych schodach nie zapalając światła. Piwnica była rozległa jak jaskinia. Stał nad nią ogromny zwalisty, poniemiecki budynek z ośmioma klasami. Pamiętam pierwsze zejście. Przez małe okienko w głębi wpadało trochę światła. Stałam w połowie schodów. Słyszałam głosy dzieci biegających za drzwiami. Bałam się iść dalej, bo w piwnicy mógł mieszkać Belfegor albo inny duch. Moje dzieciństwo było pełne opowieści o duchach. Mieszkały na cmentarzach, w drzewach i nawet w jesionach przy szkole, ale w świetle nie były groźne- tylko w ciemności. Więc stałam na schodach i patrzyłam czy się do mnie nie zbliża. Oczy przyzwyczajały się do mroku i ciemność przestawała być czarna. Najtrudniej było mi wejść w korytarz, który prowadził do zakamarków. Jednak po pewnym czasie przerobiłam piwnicę i wyznaczyłam sobie następne zadanie. Kiedy zapadała noc, (ale tylko latem) wymykałam się z domu, kiedy wszyscy spali i szłam do lasu. Pamiętam pierwszy raz- wielkie rosochate wierzby stały na końcu wsi. Za nimi zaczynał się las- wilgotny, ciemny od nocy i wysokich świerków. Stanęłam na skraju i bałam się się iść dalej, ale następnym razem weszłam i następnym też. Moje nocne ćwiczenia woli skończyły się zimą po lekcjach, gdy wracałam do domu cztery kilometry przez las. Szłam zamyślona i nieobecna zaśnieżoną drogą, gdy nagle wyrosła przede mną wilczyca z małymi i wyszczerzyła zęby. W mgnieniu oka wdrapałam się na drzewo. Siedziałam do zmarznięcia, lecz musiałam zejść, bo nie było jeszcze telefonu komórkowego i nadchodził zmierzch. Ta wilczyca to był mój belfegor. Był rzeczywisty, stał na śniegu i miał prawdziwe zęby.
Ostatnim zadaniem było zejście do lochów sławnej twierdzy w Kłodzku. Pomyślałam, że, jeśli to zrobię, to pozbędę się lęku przed ciasnymi pomieszczeniami, z których nie ma wyjścia. I poszłam. Korytarze były coraz węższe i niższe. Ściany z mokrego granitu. Było chyba pięć osób i przewodnik z przodu, z latarką. Nie wiedziałam, że będzie aż tak ciasno. Brakowało mi tchu. Szliśmy pochyleni a potem na kolanach. Po wyjściu wcale nie czułam się silniejsza. Pamiętam jedynie światło i szeroki dziedziniec. Po kilku dniach usłyszałam, że tamte korytarze zawaliły się i odtąd dałam sobie spokój. Miałam dość walki z klaustrofobią.
   Jestem pełna podziwu dla Wojciecha Kuczoka za jego wspinaczki w głąb jaskiń: „ Wiele okrutnie ciasnych nor, z tych, co to każdy metr płaci się potem i sińcami, mogę już tylko wspominać. Są zwężenia, których nie pokonał nikt poza mną ( do trzydziestki byłem przeraźliwie chudy) […] pokonywanie zacisku jest oczywistą metaforą narodzin. Płacimy bolesnym wysiłkiem za chęć wydostania się ku światłu. To naprawdę poprawia samopoczucie: regularnie rodzić się na nowo”  (Poza światłem)





  

4 komentarze:

  1. Podziwiam Cię za walkę z klaustrofobią. Choć wydaje mi się , że są to lęki, których do końca pokonać się nie da. Ja z kolei cierpię na nieznośny lęk wysokości, który mnie paraliżuje nawet gdy muszę przejść przez most.
    Co do krakowskiej redakcji to nie zrażaj się. Dziś ciężko jest trafić za pierwszym razem. Zwłaszcza w cudze gusta. Pozdrawiam Cię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Karolino. Walka z klaustrofobią odbywała się bardzo dawno temu. Jeżdżę windą, choć z oporami ale do katakumb nie jestem w stanie wejść do dziś. Czy do Italii dojeżdżasz pociągiem...? albo samochodem....? Na pewno jest Ci trudno wsiąść do samolotu... Akrofobia to najczęsciej spotykany lęk - związany z ewolucyjnym przystosowaniem się, gdy upadki z wysokości stanowiły duże zagrożenie- tak mówi jedna z teorii. Byłam kiedyś w grupie bardzo wojowniczych nastolatków. Wydawało się, że są silni i odporni. Zaproponowałam im nocne podchody i okazało się, że bardzo boją się ciemności. Kiedy trzeba było wejśc w krzaki i odszukac mnie, nawet gdy byłam blisko- bali się. Zwycięzyła moja grupa dzięki temu, że nikt z nich nie miał odwagi by schowac sie dalej niż ja albo mnie dokładniej poszukać. Pozdrawiam Cię serdecznie:)

      Usuń
  2. Elżbieto, zachęciłaś mnie bardzo do Kuczoka... do tej pory jakoś po niego nie sięgałam. Zwykle czytam autorów anglojęzycznych, niestety; wsiąkłam w ich świat i tematykę i trudno mi ten krąg przełamać. Jego opowiadania brzmią jednak baaaaaardzo ciekawie!

    Zaintrygował mnie również tytuł Twoich opowiadań... czyżby od izraelskiej sędzi, Debory? Ta postać niezmiernie mnie fascynuje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pequeninho - w czasie gdy pisałam "Deborę"- to imię najbardziej mi pasowało. Było dostatecznie kosmiczne dla zagubionej bohaterki. Cieszę się, że zachęciłam Cię do Kuczoka, choć znam tylko kilka tytułów. Jest tak wiele ciekawych książek do czytania, że brak czasu na dokładne zgłębianie. Ostatnio wpadł mi w ręce" Świat według Garpa" i "Hobbit". Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń

Orient-Express

  Czy życie nie jest piękne? Jeszcze wczoraj wieczorem zalało mi kuchnię, bo urwał się zawór zimnej wody pod zlewem, i popłynęło strumieniem...