wtorek, 9 czerwca 2015

Teraz Polska

Szerokie pola falują pod wiatrem - srebrzyste i znajome.  W pobliżu kilka domów i gliniasta droga, ale do szosy tylko trzysta metrów. Przed domem dziesięć samochodów, słychać śmiech i gwar. Na stołach czerwone maki, dwie blachy ciasta, sałatki , kiełbasa z grilla, napoje i alkohole. Parapetówka dla znajomych- święto nowego domu.
- Tutaj będzie taras z widokiem na zachód słońca- mówi Marzena.
Na razie są cztery słupki, glina i piach, i wchodzi się do domu po paletach, ale dom stoi. Własny, na własnej, spłaconej działce kilka kilometrów od nowej trasy Łódź – Sieradz, po której super się jedzie. Jestem pewna, że za kilka lat ten taras będzie wyglądał tak :

   "Tu, gdzie teraz jest ściernisko będzie kiedyś San Francisco" - śpiewają bracia Golec

Dom powstał z gotowych elementów w dwa miesiące. Oszklony, zamknięty, otynkowany, z bielonymi ścianami za 250 tysięcy na kredyt w ING. Duży pokój z wyjściem na taras i aneksem kuchennym, dwa pokoje dla chłopców, łazienka z oknem, kuchnia, sypialnia, wygodny hol,  zakończony kotłownią na eko-groszek.
- Za trzydzieści pięć tysięcy dobudowaliśmy jeszcze ogrzewany garaż- mówi Marzena i unosi do góry automatyczne drzwi.
- W tym miesiącu się wprowadzamy- dodaje
- Zdążycie?
-Jasne- jutro kładą panele a Darek pomaluje ściany i wykończy łazienkę. Wstawimy meble, podłączymy prąd i jesteśmy u siebie. Mamy dwa lata karencji w spłatach, ale spłacamy od razu. Tak się nauczyliśmy.
- Będzie wam trudno…
- Wcale nie. Odłożyliśmy na wszystko. Jednego miesiąca pojechaliśmy do sklepu, spodobały nam się karnisze- to odłożyliśmy pięćset, drugiego miesiąca pojechaliśmy do Ikei, wybraliśmy meble dla synka- odłożyliśmy siedemset. Spodobała mam się kanapa- odłożyliśmy 600 potem jeszcze sześćset i tak ze wszystkim. Wszystko zaplanowane. Odkładaliśmy po kolei.
- Ale jednak na początku jest trudno, pojawią się wydatki niezaplanowane… dodaję ze zdziwieniem
- Damy radę- śmieje się Marzena. Zawsze musieliśmy radzić  sobie sami i los nam sprzyja.
Darek jest szczęśliwy, roześmiany od ucha do ucha. Chodzi z butelką czystej po swoim podwórku i dolewa w plastikowe kieliszki. Jego goście są młodzi tak samo jak on- około trzydziestki. Ze ścian wystają kable i beton na podłodze, ale tańczymy i o dziwo nic się w tych tańcach nie zmieniło. Chłopcy prowadza podobnie jak moi koledzy ze studiów a przecież minęło sporo lat. To już następne pokolenie. Wystroiłam się w wysokie obcasy, a podchmieleni goście chcą tańczyć na piachu… Oni maja łatwo, bo w trampkach ale ja w tych obcasach na rozjazdach i bruzdach- masakra!
- Jakbym  was zaprosiła na gotowe podłogi, to bym się bała o panele. Wy też byście się denerwowali, że  się zniszczą od piachu- mówi Marzena
- O żeż ty ….!  -myślę
- Ja bym się nie denerwował- odpowiada Sebastian- Wcale.
- Ela- wierzę w ciebie! – śmieje się Darek dokonując zamaszystych obrotów, więc wiruję w bruździe i w kurzu, z piaskiem w zębach z promieniami wysrebrzonych jęczmieni. Kumpel Darka stoi na słupku i nie chce zejść.
- Tutaj czuję się ważny i dowartościowany-  mówi patrząc na nas z wysoka. Wznosi toast z butelką w dłoni i staje na jednej nodze w japonkach a drugą odgina w bok jak balerina w teatrze.
Siostry Marzeny doglądają grilla. Poznałam tylko trzy a w sumie jest ich siedem. Do tego jeden brat.
Siostry podobnie jak ona mają wesołe oczy- figlarne i pełne życia.
- W domu się nie przelewało, ani  u mnie ani u Darka- (mówi  Marzena) - Wesele wyprawiliśmy sobie sami i wynajęliśmy maleńki pokoik. Ja skręcałam kable w zakładzie  zaraz po maturze i studiowałam zaocznie pedagogikę opiekuńczą.  On też pracował. Marzyłam o własnej firmie, chciałam mieć przedszkole, ale bałam się kredytów i kosztów, więc zatrudniłam się w domu dziecka. Trafiło mi się mieszkanie służbowe z pięknym metrażem w starej willi z jesionowym parkietem. Wymagało remontu, więc Darek pojechał na pół roku do pracy w Holandii i zarobił na nowe okna, drzwi i meble.
- Mieliśmy dużo lepiej. Nawet nie myślałam że tak szybko przeniosę się z tamtej ociupiny w takie ładne miejsce na leśnej polanie obok mojej pracy- mówi gospodyni- ale dom miał mankament, żarł paliwo jak smok. Czynsz był niski, ale ogrzewanie co miesiąc- nawet latem to sześć set złotych, bo fundamenty nie izolowane.  Do tego bojler na prąd. Na dole trzy rodziny i na górze trzy. Pożerał dwadzieścia ton węgla i więcej. Darek zrobił kurs palacza i od listopada dokładał do pieca.  To pozwalało zaoszczędzić pięćset złotych miesięcznie.   Kupiliśmy działkę na kredyt.  Nasz syn miał przestrzeń do zabawy. Założyłam ogródek.  Ja zarabiam dwa dwieście a on w fabryce trochę więcej. Pracuje przy taśmie na trzy zmiany. Do pracy dojeżdża rowerem, bo to spora oszczędność.
Ona odchodzi na chwilę, bo ktoś znowu przyjechała a ja przypominam sobie, jak  któregoś dnia, wiosną,  kilka lat temu kupiłam im album : „Szlakiem orlich gniazd”
- Trafione!- wykrzyknął Darek, bo było to jego ulubione miejsce na  weekendowy wypad.  Jeździli tam nawet z wózkiem, gdy młodszy synek jeszcze nie umiał chodzić. Dziś ma cztery lata a starszy dziewięć.
- Już nie chodzą przy dupie- mówi mama z dumą. Są samodzielni. Nie mogą się doczekać swoich pokojów, bo kłócą się o klocki lego, gdy mieszkają w jednym. A tak -każdy będzie miała swoje.  Darek ich uwielbia, nie ma dnia, żeby ich nie wypieścił…
W tym momencie podbiega mała Ola w balonowych spodniach i znienacka strzela  nam w  twarze wodą z pistoletu na śmigus -dyngus. Dziewczynka jest pewna siebie, ruchliwa i zadziorna. To oczko w głowie innego tatusia, który razem z nią przyjechał na parapetówkę.
Inni goście też zostali polani i prosili o więcej, bo alkohol grzeje. Ja dziś nie piję, ale po tańczeniu w bruździe jest mi wszystko jedno J
Darek śmieje się w głos. Wszędzie go słychać.  Ma dwóch synów, żonę i dom. To jego cel.
- Do wszystkiego  doszliśmy sami - własną pracą, a jednak otrzymaliśmy wiele- mówi ona.
Jest silna, pracowita otwarta i energiczna. Dba o swój interes i interes grupy. I o to chodzi. Dlaczego w kraju, gdzie są  zdolni ludzie- znakomicie zorganizowani- urodzeni przywódcy –wciąż  mamy nieudolne rządy…?- myślę po cichu
- Byłam tak zajęta pracą i domem, że nawet nie wiedziałam o wyborach. Darek wyniósł telewizor, żeby dzieci go nie oglądały. Dopiero na druga turę pojechałam głosować- w ostatniej chwili- mówi gospodyni.
Z głośników dobiega muzyka, lekkie disco- polo:
„ bo ty nie wiesz że ja wciąż ciebie kocham”…

Tym razem odmawiam miłemu chłopakowi w marynarskim T-shircie i zostaję na drewnianej ławce przed domem, żeby zapamiętać falującą chwilę, gdy powstaje dom- spełniona rodzina.


                           Marzena i Darek z synami: Mateuszem i Hubertem


7 komentarzy:

  1. Powodzenia ! Mi też się marzy kiedyś własny dom...

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie też te wybory ominęły. Oczywiście, w mojej sytuacji potrzeba było trochę organizacji, ale tej bym podołała, zabrakło mi raczej chęci. I tego przeświadczenia, że mój głos coś zmieni. Nasza kultura polityczna jest trochę zatrważająca, pozostał tylko patos, na dłuższą metę mocno nieużyteczny i niepraktyczny.

    Bardzo urokliwy wpis. Ja też pamiętam, gdy budowali się moi rodzice. Jeździliśmy na grille w stan surowy zamknięty. Wszystko wybieraliśmy sami: kafelki, kolor ścian, kominek. Znajomy wykonał nam szafki kuchenne, pamiętam jak siedziałam u niego w warsztacie i patrzyłam jak powstają. Pachniało wiórami. To był fajny czas. Zastanawiam się, czy kiedyś się zdecyduję na dom. To duża odpowiedzialność. Póki co, marzy mi się mieszkanie w starej kamienicy, z wysokimi sufitami. Ale to póki co odległa perspektywa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stara kamienica z wysokimi sufitami ma urok, gdy wokół fajni lokatorzy. To może być pieknie tak mieszkać, ale z pijakami- brrr...
      Też budowałam dom dawno temu i pomimo ogromu pracy( codzienne sniadania i obiady dla jedenastu murarzy.... a jeszcze nie miałam prawa jazdy i wszystko przynosiłam ze sklepu ( w koszu pod wózkiem mieściło się 11 chlebów i 5 kg mięsa) z dwójką dzieci obok i trzecim w drodze....:) a jednak miałam tak wiele sił i tyle zapału, że aż trudno uwierzyć. Dawne dzieje

      Usuń
  3. ELUNIA:):):) Nic dodać nic ująć:):) Dziękuję BARDZO!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję Izabello. Sporo się zmieniło. Czas naprawdę płynie. Napisałam kolejny "artykuł" wczoraj, w pociągu do Lublina i w wolnej chwili go zamieszczę. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń

Orient-Express

  Czy życie nie jest piękne? Jeszcze wczoraj wieczorem zalało mi kuchnię, bo urwał się zawór zimnej wody pod zlewem, i popłynęło strumieniem...