Szerokie pola falują pod wiatrem - srebrzyste
i znajome. W pobliżu kilka domów i
gliniasta droga, ale do szosy tylko trzysta metrów. Przed domem dziesięć
samochodów, słychać śmiech i gwar. Na stołach czerwone maki, dwie blachy
ciasta, sałatki , kiełbasa z grilla, napoje i alkohole. Parapetówka dla
znajomych- święto nowego domu.
- Tutaj będzie taras z widokiem na
zachód słońca- mówi Marzena.
Na razie są cztery słupki, glina i
piach, i wchodzi się do domu po paletach, ale dom stoi. Własny, na własnej,
spłaconej działce kilka kilometrów od nowej trasy Łódź – Sieradz, po której super
się jedzie. Jestem pewna, że za kilka lat ten taras będzie wyglądał tak :
"Tu, gdzie teraz jest ściernisko będzie kiedyś San Francisco" - śpiewają bracia Golec
Dom powstał z gotowych elementów w
dwa miesiące. Oszklony, zamknięty, otynkowany, z bielonymi ścianami za 250 tysięcy
na kredyt w ING. Duży pokój z wyjściem na taras i aneksem kuchennym, dwa pokoje
dla chłopców, łazienka z oknem, kuchnia, sypialnia, wygodny hol, zakończony kotłownią na eko-groszek.
- Za trzydzieści pięć tysięcy
dobudowaliśmy jeszcze ogrzewany garaż- mówi Marzena i unosi do góry
automatyczne drzwi.
- W tym miesiącu się wprowadzamy-
dodaje
- Zdążycie?
-Jasne- jutro kładą panele a Darek
pomaluje ściany i wykończy łazienkę. Wstawimy meble, podłączymy prąd i jesteśmy
u siebie. Mamy dwa lata karencji w spłatach, ale spłacamy od razu. Tak się
nauczyliśmy.
- Będzie wam trudno…
- Wcale nie. Odłożyliśmy na wszystko.
Jednego miesiąca pojechaliśmy do sklepu, spodobały nam się karnisze- to
odłożyliśmy pięćset, drugiego miesiąca pojechaliśmy do Ikei, wybraliśmy meble
dla synka- odłożyliśmy siedemset. Spodobała mam się kanapa- odłożyliśmy 600
potem jeszcze sześćset i tak ze wszystkim. Wszystko zaplanowane. Odkładaliśmy
po kolei.
- Ale jednak na początku jest trudno,
pojawią się wydatki niezaplanowane… dodaję ze zdziwieniem
- Damy radę- śmieje się Marzena.
Zawsze musieliśmy radzić sobie sami i
los nam sprzyja.
Darek jest szczęśliwy, roześmiany od
ucha do ucha. Chodzi z butelką czystej po swoim podwórku i dolewa w plastikowe
kieliszki. Jego goście są młodzi tak samo jak on- około trzydziestki. Ze ścian
wystają kable i beton na podłodze, ale tańczymy i o dziwo
nic się w tych tańcach nie zmieniło. Chłopcy prowadza podobnie jak moi koledzy
ze studiów a przecież minęło sporo lat. To już następne pokolenie. Wystroiłam się
w wysokie obcasy, a podchmieleni goście chcą tańczyć na piachu… Oni maja łatwo, bo w trampkach ale ja w tych obcasach na rozjazdach i bruzdach- masakra!
- Jakbym was zaprosiła na gotowe podłogi, to bym się
bała o panele. Wy też byście się denerwowali, że się zniszczą od piachu- mówi Marzena
- O żeż ty ….! -myślę
- Ja bym się nie denerwował-
odpowiada Sebastian- Wcale.
- Ela- wierzę w ciebie! – śmieje się
Darek dokonując zamaszystych obrotów, więc wiruję w bruździe i w kurzu, z
piaskiem w zębach z promieniami wysrebrzonych jęczmieni. Kumpel Darka stoi na
słupku i nie chce zejść.
- Tutaj czuję się ważny i
dowartościowany- mówi patrząc na nas z
wysoka. Wznosi toast z butelką w dłoni i staje na jednej nodze w japonkach a
drugą odgina w bok jak balerina w teatrze.
Siostry Marzeny doglądają grilla.
Poznałam tylko trzy a w sumie jest ich siedem. Do tego jeden brat.
Siostry podobnie jak ona mają wesołe
oczy- figlarne i pełne życia.
- W domu się nie przelewało, ani u mnie ani u Darka- (mówi Marzena) - Wesele wyprawiliśmy sobie sami i
wynajęliśmy maleńki pokoik. Ja skręcałam kable w zakładzie zaraz po maturze i studiowałam zaocznie
pedagogikę opiekuńczą. On też pracował.
Marzyłam o własnej firmie, chciałam mieć przedszkole, ale bałam się kredytów i
kosztów, więc zatrudniłam się w domu dziecka. Trafiło mi się mieszkanie
służbowe z pięknym metrażem w starej willi z jesionowym parkietem. Wymagało remontu,
więc Darek pojechał na pół roku do pracy w Holandii i zarobił na nowe okna,
drzwi i meble.
- Mieliśmy dużo lepiej. Nawet nie
myślałam że tak szybko przeniosę się z tamtej ociupiny w takie ładne miejsce na
leśnej polanie obok mojej pracy- mówi gospodyni- ale dom miał mankament, żarł
paliwo jak smok. Czynsz był niski, ale ogrzewanie co miesiąc- nawet latem to
sześć set złotych, bo fundamenty nie izolowane. Do tego bojler na prąd. Na dole trzy rodziny i
na górze trzy. Pożerał dwadzieścia ton węgla i więcej. Darek zrobił kurs
palacza i od listopada dokładał do pieca.
To pozwalało zaoszczędzić pięćset złotych miesięcznie. Kupiliśmy działkę na kredyt. Nasz syn miał przestrzeń do zabawy. Założyłam
ogródek. Ja zarabiam dwa dwieście a on w
fabryce trochę więcej. Pracuje przy taśmie na trzy zmiany. Do pracy dojeżdża
rowerem, bo to spora oszczędność.
Ona odchodzi na chwilę, bo ktoś znowu przyjechała a ja przypominam sobie, jak któregoś dnia, wiosną, kilka lat temu kupiłam im album : „Szlakiem
orlich gniazd”
- Trafione!- wykrzyknął Darek, bo
było to jego ulubione miejsce na weekendowy wypad. Jeździli tam nawet z wózkiem, gdy młodszy
synek jeszcze nie umiał chodzić. Dziś ma cztery lata a starszy dziewięć.
- Już nie chodzą przy dupie- mówi
mama z dumą. Są samodzielni. Nie mogą się doczekać swoich pokojów, bo kłócą się
o klocki lego, gdy mieszkają w jednym. A tak -każdy będzie miała swoje. Darek ich uwielbia, nie ma dnia, żeby ich nie
wypieścił…
W tym momencie podbiega mała Ola w
balonowych spodniach i znienacka strzela nam w twarze wodą z pistoletu na śmigus -dyngus.
Dziewczynka jest pewna siebie, ruchliwa i zadziorna. To oczko w głowie innego
tatusia, który razem z nią przyjechał na parapetówkę.
Inni goście też zostali polani i
prosili o więcej, bo alkohol grzeje. Ja dziś nie piję, ale po tańczeniu w bruździe
jest mi wszystko jedno J
Darek śmieje się w głos. Wszędzie go
słychać. Ma dwóch synów, żonę i dom. To
jego cel.
- Do wszystkiego doszliśmy sami - własną pracą, a jednak
otrzymaliśmy wiele- mówi ona.
Jest silna, pracowita otwarta i
energiczna. Dba o swój interes i interes grupy. I o to chodzi. Dlaczego w
kraju, gdzie są zdolni ludzie-
znakomicie zorganizowani- urodzeni przywódcy –wciąż mamy nieudolne rządy…?- myślę po cichu
- Byłam tak zajęta pracą i domem, że
nawet nie wiedziałam o wyborach. Darek wyniósł telewizor, żeby dzieci go nie
oglądały. Dopiero na druga turę pojechałam głosować- w ostatniej chwili- mówi
gospodyni.
Z głośników dobiega muzyka, lekkie
disco- polo:
„ bo ty nie wiesz że ja wciąż ciebie
kocham”…
Powodzenia ! Mi też się marzy kiedyś własny dom...
OdpowiedzUsuńDziękuję Agnieszko. Wierzę w Ciebie:)
UsuńMnie też te wybory ominęły. Oczywiście, w mojej sytuacji potrzeba było trochę organizacji, ale tej bym podołała, zabrakło mi raczej chęci. I tego przeświadczenia, że mój głos coś zmieni. Nasza kultura polityczna jest trochę zatrważająca, pozostał tylko patos, na dłuższą metę mocno nieużyteczny i niepraktyczny.
OdpowiedzUsuńBardzo urokliwy wpis. Ja też pamiętam, gdy budowali się moi rodzice. Jeździliśmy na grille w stan surowy zamknięty. Wszystko wybieraliśmy sami: kafelki, kolor ścian, kominek. Znajomy wykonał nam szafki kuchenne, pamiętam jak siedziałam u niego w warsztacie i patrzyłam jak powstają. Pachniało wiórami. To był fajny czas. Zastanawiam się, czy kiedyś się zdecyduję na dom. To duża odpowiedzialność. Póki co, marzy mi się mieszkanie w starej kamienicy, z wysokimi sufitami. Ale to póki co odległa perspektywa.
Stara kamienica z wysokimi sufitami ma urok, gdy wokół fajni lokatorzy. To może być pieknie tak mieszkać, ale z pijakami- brrr...
UsuńTeż budowałam dom dawno temu i pomimo ogromu pracy( codzienne sniadania i obiady dla jedenastu murarzy.... a jeszcze nie miałam prawa jazdy i wszystko przynosiłam ze sklepu ( w koszu pod wózkiem mieściło się 11 chlebów i 5 kg mięsa) z dwójką dzieci obok i trzecim w drodze....:) a jednak miałam tak wiele sił i tyle zapału, że aż trudno uwierzyć. Dawne dzieje
ELUNIA:):):) Nic dodać nic ująć:):) Dziękuję BARDZO!!!!
OdpowiedzUsuńA zatem- czekam na Wasze zdjęcia:)
UsuńDziękuję Izabello. Sporo się zmieniło. Czas naprawdę płynie. Napisałam kolejny "artykuł" wczoraj, w pociągu do Lublina i w wolnej chwili go zamieszczę. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuń