Śniło
mi się, że pojechałam z niemowlęciem do Yorka Jordana. Jechałam
pociągiem nad Jezioro Bodeńskie, gdzie stoi jego dom. Kiedy weszłam
z dzieckiem do pokoju, nikt nie był zdziwiony. Jego żona krzątała
się po mieszkaniu. Musiałam przewinąć dziewczynkę. Położyłam
ją na miękkim dywanie, na podłodze. Dziecko machało nóżkami.
Było czyste i roześmiane. Byłam zdziwiona, że mam tylko jedną
pieluszkę. Skąd to dziecko? Nie wiem. Zbyszek leżał na łóżku i
nic nie mówił. To trwało dość długo. Ucieszyłam się, kiedy
wstał i zaczął rozmowę. Nie widzieliśmy się bardzo długo. Był
inny i odległy. Wyszłam do łazienki, która wyglądała jak grota
solna. Ale to był kwarc połyskujący w lustrach i łagodnych
światłach. Jaskinia z pięknymi kranami i umywalkami.
Przezroczysta kabina prysznicowa była niezauważalna. Daleko w głębi
stał sedes. Toalety stały w szeregu zatopione w kamieniach. Było
pięknie i czysto jak przy wschodzie słońca. Odkręciłam kran i
rozebrałam się. Opalona skóra połyskiwała w lustrze. I w tym
momencie pojawił się księgowy.
- Skąd się tu wziąłeś-
spytałam.
- Byłem
w głębi- Nie zauważyłaś mnie- odpowiedział.
Mniejsza
o to - pomyślałam – ignorując go, ale otworzyły się drzwi i
kilka osób zaczęło zaglądać do środka.
Obudziłam
się i pomyślałam, że powinnam znów pisać. Może o kimś, komu
to obiecałam na początku roku przed wejściem do stolarni...?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz