Słowa płynęły jak welon w smutnym, blokowym mieszkaniu z trzema pokojami. Tak
naprawdę, to były trzy - pokoiki. Ten największy pełnił rolę salonu. Tu
przyjmowano gości i częstowano ich kawą w brązowych filiżankach. Pokoje były
ciasne, ściany pociemniałe a dzieci prawie dorosłe. Zegar wybijał koniec dwudziestego wieku.
Czerwiec wdzierał się do pomieszczeń z łopotem firanek i ciężarówek za oknem.
Pod ścianą leżały dębowe klepki do ułożenia parkietu. Leżały od dawna i
zajmowały miejsce. W łazience była wanna bez obudowy. Dorota zawiesiła na niej
zasłonkę z płótna by ukryć proszki i pasty, miski i szczotki. Mieszkanie było
czyste, ale widać było, że od lat nie dokonywano w nim remontu. Jednak nie przeszkadzało mi to. Zachód słońca
za oknem wisiał jak dynamit.
Dorotę widziałam po raz pierwszy. Miała ciekawą twarz. Nie piękną,
ale właśnie ciekawą. To była twarz- silnej, mądrej kobiety, przez którą przelało
się wiele goryczy.
- Ona ma rasę- prawda? – spytała jej przyjaciółka, gdy Dorota
poszła zaparzyć kawę.
- Tak- odparłam- coś w niej jest.
Kiedy wróciła z tacą i paluszkami w szklance, kiedy
wszystko ustawiła na stole, nagle z sąsiedniego pokoju weszła jej córka z włosami do ramion. Chuda jak matka, ale sporo niższa. Właśnie skończyła
liceum i czekała na wyniki egzaminu na studia. Nastolatka w spodenkach z
miedzianą burzą włosów.
- Masz chłopaka?- spytałam
- Nie jednego- odparła buńczucznie i roześmiała się
Ona pięknie śpiewa- powiedziała Dorota i poprosiła córkę, by
coś zaśpiewała. Dziewczyna stanęła w drzwiach i mocnym altem zaśpiewała dwie
zwrotki a następnie rzuciła do widzenia i odeszła.
Zostałyśmy we trzy: Ewa, Dorota i ja. Ewa w markowych
ciuchach, ze starannym makijażem, okrągłymi biodrami i dużym biustem była jak wykrzyknik
przy ascetycznej Dorocie, ale zarazem patrzyła w nią- jak w gwiazdę. Co
chwila poprawiała makijaż, narzekając na włosy, usta i nos.
- Ty jesteś piękna-( powiedziała do Doroty )– i tak cudownie
szczupła i masz normalny nos, nie taki kulfon jak ja. Ja mam kartofel.
- To go zmień. Stać cię na to- ucięła Dorota krótko
- Jesteś genialna- odparła Ewa. Nie pomyślałam o tym. Przecież
są operacje plastyczne. Ale skąd wezmę pieniądze…?
-To tylko jedna twoja pensja… Korekta nosa kosztuje pięć tysięcy. Za jedna czwartą twojej
pensji muszę utrzymać mieszkanie, dwoje dzieci i jeszcze spłacać długi. -
odparła Dorota opierając łokcie przed sobą. W świetle letniego zmierzchu i
czerwonego słońca wchodzącego na ławę wyglądała niezwykle malowniczo. Jej
długie proste włosy spadały ze szczupłych ramion a poważna twarz bez uśmiechu
była pełna wyrazu. Prosta perkalowa spódnica do kolan i sprany T-shirt z jasnej
bawełny dopełniały reszty.
Rozejrzała się po mieszkaniu i powiedziała z goryczą:
-Widzisz te oderwane wykładziny i parkiet, co czeka pod ściana
już piąty rok? To wszystko niszczeje, bo miałam męża pijaka. Musiałam jeszcze naprawiać
to, co rozwalał jak się nachlał. A teraz nie robię już nic, nie ma sensu. To
jego mieszkanie, służbowe mieszkanie policjanta. Kiedy spłacę kredyt, wezmę
następny i kupię coś dla siebie i
dzieci- daleko stąd.
Opowiadała nam o mieszkaniu, które jej się marzy, mieszkaniu
z dużym balkonem, gdzie będzie piąć się po ścianach liliowa kobea z dzwonkami, o dużym pokoju z kuchnią prowadzącym na otwarty balkon i małej,
przytulnej sypialni. Wizja tego mieszkania i pięknego balkonu przeniosła nas w świat
ogrodów. Ogrody były jej pasją.
Opowiadała także o
namiętnym związku sprzed siedmiu lat:
-Kiedy się z nim kochałam, widziałam zorzę- wspaniałą zorzę.
Nigdy tego nie zapomnę. Nie myślałam wcześniej, że może być tak wspaniale. I to
był zwykły facet, nie jakiś super przystojniak… Pracowaliśmy razem. Później
otworzyliśmy wspólną stołówkę. Z początku dobrze nam szło. Cieszyłam się, że wreszcie stanę na nogi, że
kupię mieszkanie i uwolnię się od pijaka. Poręczyłam mu kredyt, bo miało być
jeszcze lepiej. Mieliśmy plan rozbudowy.
To miała być inwestycja i przyszłość, ale w rzeczywistości on spłacił w ten
sposób swój wcześniejszy kredyt i wyjechał do USA. Zostawił mnie z długami. Po
reformie Balcerowicza odsetki od kredytu wzrosły tak bardzo, że moja stołówka
padła. Tego bólu też nie da się zapomnieć. Znowu zostałam sprzedawczynią w cudzym
sklepie. Jeszcze dziś komornik zabiera mi jedną trzecią pensji. Dorota mówiła a
słońce płonęło w oknie i odbijało się w pociemniałych meblach.
- Tylko nocą jestem szczęśliwa- ciągnęła dalej- czekam na
noc, bo podczas snu przenoszę się do ogrodu, gdzie są wspaniałe drzewa, aleje
kwiatów, fontanny i palmy. Za każdym razem
idę inną ścieżką i widzę tak niezwykłe kwiaty, że żaden film ani książka, ani
moja opowieść nie mogą ich odtworzyć. Czasami ogród jest pełen rosy jak łąki
nad ranem i lśni diamentami a innym razem płonie w zachodzącym słońcu. Idę
szeroką aleją między wielkimi drzewami, które zawsze kwitną i pachną tak
pięknie, że jeszcze teraz to czuję. W tym ogrodzie spotykam Boga. Przychodzi do
mnie i daje mi ziarenka tych cudownych roślin. Niosę je w dłoniach jak
największy skarb. Idę bardzo powoli i staram się ich nie zgubić. Bardzo się staram,
ale ziarenek jest coraz mniej. W końcu zostaje tylko jedno. Ściskam je w dłoni
z całych sił, by przenieść je do mojego świata, ale kiedy się budzę- dłoń jest
pusta.
Łza zakręciła mi się w oku. Są takie historie, trudne historie i kobiety, które mają wielka siłę by iść dalej przez życie, a wszyscy w około zastanawiają się skąd one tą siłę biorą...
OdpowiedzUsuńKatarzyno- dziękuję za te łzy. To znaczy, że opowieść działa. Dorota spłaciła kredyt i kupiła ładne mieszkanie z balkonem i oryginalnymi kwiatami. Jednak cieszyła się nim tylko kilka lat. Nie żyje. Mam cichą nadzieję, że wróciła do swego ogrodu.
UsuńCzytając początek Twojej odpowiedzi uśmiechałam się od ucha do ucha a na koniec mina mi zrzedła.
UsuńNiestety nikt nam nie obiecywał, że życie będzie proste i usłane różami.
Ciężko mi się komentuje te dwa ostatnie wpisy. Zwłaszcza ta historia zapada w serce... Wracam do niej już kilkakrotnie. Kasia dobrze napisała. Wola walki, jaką mają w sobie niektóre osoby, naprawdę mnie zawstydza.
OdpowiedzUsuńI... lubię Twoje portrety, Elżbieto :)
Któregoś dnia weszłam na bardzo popularny blog, gdzie były dziesiątki komentarzy. Byłam ciekawa dlaczego tak wiele tych wpisów. Jednak sam blog wcale mnie nie zachwycił. Pomyślałam wtedy, że tu jak w ekonomii - gorszy pieniądz wypiera lepszy. Z drugiej strony ludzie mają prawo szukać tego co im odpowiada. Jednak Twoje słowa podniosły mnie dziś na duchu, bo akurat ten " portret" nie cieszy się powodzeniem i miałam watpliwości co do jego wartości. A zatem dziękuję droga Pequeninho:)
UsuńPiękny wpis. I brakuje mi odpowiednich słów, aby go skomentować. To jeden z tych wpisów, które nie komentuje się słowami, ale taką "zgodą ducha". I wiesz co myślę? Ta kobieta wcale nie gubi tych ziarenek, tylko nosi je w sobie. I dlatego tyle w niej siły i dlatego błyszczy jak gwiazda. Pięknie to opisałaś. Pozdrawiam Cię serdecznie.
OdpowiedzUsuńDroga Karolino dziękuję za piękne słowa. "Nie gubi tych ziarenek, tylko nosi je w sobie. I dlatego tyle w niej siły i dlatego błyszczy jak gwiazda" Cieszę się, że opowieść Doroty trafiła do Ciebie. Czasem wystarczy kilka słów, by myśleć, że warto pisać. Pozdrawiam serdecznie w wolny, styczniowy wieczór z ciepłego pokoju z choinką:)
UsuńDawno nie odwiedzałam:( a tu proszę tyle do poczytania:) aż miło proszę o jeszcze i pozdrawiam BARDZO PIĘKNIE!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję- anonimowa czytelniczko. Ostatnio pochłaniają mnie inne sprawy- o wiele mniej ciekawe niż pisanie. Mam nadzieję, że pod koniec stycznia znowu tu wrócę. Pozdrawiam serdecznie:)
Usuń