Wiele lat temu, w pogodny letni wieczór Darek zaprosił
mnie do kina na zwariowany film z Kasią Figurą. Pięknie wyglądała w krótkich szortach,
ale treść filmu z hot-dogami -gdzie zamiast parówek były gotowane kciuki -budziła
niepokój. Rozmawialiśmy cicho o
powstawaniu świata tak , jakbyśmy wszystko wiedzieli, siedząc w zaciemnionym
rzędzie blisko wyjścia:
- Widziałam kiedyś starą rycinę, gdzie było pełno homunkulusów:
człowieczek w nosie, w brodzie, na czole, wszędzie. Nie pomylili się. To było
ich uproszczone przeczucie, że z każdej naszej części, każdej komórki można odtworzyć
człowieka.
- Z jednej komórki można odtworzyć nawet Kosmos- powiedział Darek
Spojrzałam na niego z podziwem. Imponowało mi, że uczy się
kilku języków, że pisze do Japonki, że chodzi nocami po lasach bez lęku.
- Nie boisz się zasnąć pod świerkiem?
- Lubię księżyc – powiedział- I trudno mi zasnąć.
- Dlaczego?
- Kiedy zasypiam, część mnie odłącza się i wędruje. Z ciałem łączy mnie jedynie bardzo cieniutka
nić. Czasami obawiam się, że odejdę tak daleko, że nie będę mógł wrócić
- Spojrzałam na ekran. Oderwane ramię cyborga odrosło po raz
kolejny a Kasia siedziała na podwiniętych
nogach w jasnych skarpetkach i śmiała się, rozświetlając ponury obraz. Wyszliśmy
chyba w połowie, bo miałam dość. Poszliśmy nad jezioro.
- Dlaczego chcesz zostać księdzem?
- Bo mam powołanie
- Kiedy grałeś na gitarze przy ognisku i patrzyłeś na tamtą dziewczynę, ktoś
powiedział, że z ciebie będzie taki ksiądz jak z koziej trąby puzon – odparłam
Darek roześmiał się głośno, potrząsając miedzianymi włosami.
- Jednak chcę spróbować.
Szliśmy chwilę w milczeniu. Miał ponad metr dziewięćdziesiąt
i jego wielki cień- w świetle lamp -chwiał się na wodzie. Potem poszliśmy w stronę
cmentarza. Było bardzo cicho, kamienie błyskały delikatnie a pomniki wyglądały
jak duchy.
- Twoja mama narzeka, że przestałeś jeść mięso i nawet rosół…
- Nie będę jadł zupy z trupów- powiedział wesoło. To nie dla
mnie.
- Przepytasz mnie z gramatyki? Muszę zdać egzamin.
- Dobrze- powiedziałam, choć gubiłam się przy rozbiorach
tasiemcowych zdań.
Wróciliśmy bardzo późno , może po północy, jak w tej chwili,
gdy patrzę na zegar.
Darek zrezygnował z seminarium chyba na drugim roku. Spotkał
dziewczynę swego życia i wyjechał z nią do Chicago. Zadzwonił do mnie po
dziesięciu latach niespodziewanie. Szłam długim korytarzem. W otwartych oknach
powiewały firanki. Z wrażenia zaplątałam się w jedną z nich.
- Co tam robisz? – spytałam
- Co się da- odpowiedział śmiejąc się jak dawniej-
- Oboje musimy ciężko pracować. Mamy dwie córki. Mieszkamy daleko za miastem - wszystko na kredyt. Nie
jesteśmy bogaci, ale kochamy się i mamy siebie. Przyjedź do nas, to popływamy,
choć do plaży spory kawałek drogi.
- Gdzie pracujesz?
- Sprzątanie, ubezpieczenia…, kończę szkołę kucharską. Ostatnio jeszcze raz w
tygodniu u milionera. Opiekuję się nim. Jadę sto
kilometrów. Dał mi pięćdziesiąt krawatów…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz