Był mroźny wieczór grudniowy. Pociąg z Łodzi Fabrycznej do
Ełku -wyjechał punktualnie. Za siedem godzin miałam być na miejscu w drugim końcu
Polski. W przedziale były tylko cztery
osoby. Na wprost mnie siedziała młoda dziewczyna z włosami - złoty blond- upiętymi
wysoko. Tylko pojedyncze pasma spływały na kołnierz czarnej, obcisłej kurteczki
z Tuszyna. Jej kozaki na szpilkach wyglądały na jesienne i nie były ze skóry. Dziewczyna
zapytała, czy palę i wyszłyśmy na korytarz (to było jeszcze dozwolone) Była ożywiona,
sympatyczna i śmiała się z byle powodu. Cieszyłam się, że jedzie w to samo
miejsce i że będzie wesoło. Pokazała mi zdjęcie trzyletniego chłopczyka, który został
w domu z babcią.
- A ojciec? -zapytałam
- Zostawił mnie. Właściwie to dobrze, że się wyniósł… dodała.
-Nie byliśmy małżeństwem. I dobrze. Zostawiłam chłopaka i wyjechałam z nim. Źle zrobiłam, wiem, ale
nie żałuję, bo dzięki temu mam wspaniałego syna.
- Ile masz lat? – spytałam
-Dwadzieścia jeden - odparła i roześmiała się, potrząsając wysoko
upiętym ogonem. Jej śmiech wybuchał ni stąd ni zowąd na zimnym korytarzu, jakby
za chwilę miała nadejść wiosna. Opowiadała o swojej pracy, w jednym z setek
boksów na rozległych targowiskach Tuszyna, gdzie wtedy był w rozkwicie polsko
rosyjski handel bluzkami. Ona także je sprzedawała. Jej szef kupował jakąś
drogą bluzkę z zachodu, pruł starannie i kopiował w pięciu rozmiarach, a
następnie szwaczki szyły je setkami i wkładały w celofany. Materiał był zawsze
sztuczny i jak najtańszy.
- Mój szef z malucha przesiadł się w mercedesa –powiedziała z
dumą
-Fajny facet, ale żona go tak pilnuje….- dodała z uśmiechem
-Ona ma na twarzy dwa kilo tapety i chude nogi, ale jest
ładna. Zazdroszczę jej. On na nią tak patrzy, jakby dopiero się spotkali. Mają
wszystko, kasę i dom, i w ogóle… On ma około trzydziestki, ona młodsza z pięć
lat. Może kupić, co chce. Jeszcze w tamtym roku stali na mrozie i czekali na
ruskich w polach za Głuchowem, w kulawym maluchu, a teraz ona ma mazdę a on
mercedesa i to, jakiego… Podatków nie płacą, bo wszystko sprzedają w nocy po
cichu a ten boks to tylko dodatek, ale jest, co robić- ciągnęła dalej. Największy
ruch w sobotę i niedzielę… Jak dostanę zaliczkę to kupuję kolczyki. Uwielbiam
je- ciągnęła dalej potrząsając głową, a srebrne koła z gwiazdkami w jej uszach
– migotały w świetle wagonu. Miała bardzo ładne uszy, niewielkie i delikatne.
- Nie zimno ci?, ma być 15 stopni mrozu. Masz
czapkę?
- Nie chodzę w czapkach- a poza tym ktoś po mnie przyjedzie- powiedziała tajemniczo i uśmiechnęła się.
- Masz tu chłopaka?- spytałam, choć odpowiedź wydawała się
oczywista.
- Tak – odparła -to ten sam chłopak, którego zostawiłam
cztery lata temu i pojechałam z tym łachudrą, ale on wciąż mnie kocha.
Oczy dziewczyny- lekko zielone- pojaśniały.
Pociąg ze starymi
wykładzinami skrzypiał na mrozie. Paliłyśmy cieniutkie papierosy bardziej dla
fasonu niż samego palenia. W końcu weszłyśmy z powrotem do ciepłego przedziału.
Bardzo szybko minęło pół drogi. Kobiety pod oknem spały. Rozmawiałyśmy po cichu. Dziewczyna opowiadała
o chłopaku, który miał na nią czekać:
- To ja znalazłam go na naszej klasie i wysłałam wiadomość.
Ucieszył się bardzo. Powiedziałam, że nie jestem z tamtym. Pisaliśmy często a
teraz mamy się spotkać- podkreśliła z ekscytacją.
Chodziliście tutaj do szkoły? Spytałam
- Nie. On jest z Tomaszowa.
Pomyślałam, że za tydzień święta i chłopak na pewno
przyjedzie do domu, więc czemu ona jedzie na drugi koniec Polski w taki mróz?
Spojrzałam na nią pytająco.
-On się ożenił i ma dziecko, ale ta jego żona, to taka gruba
krowa, widziałam zdjęcia. On jej nie kocha. To była wpadka.
- Tak powiedział…? - spytałam A gdzie będziesz nocować?
- W hotelu. On wszystko załatwi.
-Będziemy na miejscu prawie przed północą, co on powie żonie…?
To małe miasto- trudno się ukryć – powiedziałam z niepokojem
- Wysłałam mu smsa, o której będę na dworcu i on napisał, że
przyjdzie.
Dziewczyna wyjęła telefon i pisała. Ale nie było sygnału
zwrotnego.
- Na pewno przyjdzie, nie może odpisać, bo ona tam jest-
powiedziała trochę niepewnie. Jednak przestała się śmiać.
- Czy masz tu jakaś rodzinę, albo znajomych- spytałam
- Nie.
Sytuacja wyglądała marnie. Uświadomiłam sobie, że chłopak ani
razu nie zadzwonił, choć minęło sześć godzin.
Pociąg dojechał do stacji. Perony zasypane. Śnieg skrzypiał
pod nogami.
Nikt na nią nie czekał. Szłyśmy
długim tunelem, gdzie czuć było moczem a potem weszłyśmy do budynku dworca. Zimne
marmurowe ściany i drewniane ławki.
Podeszłam do tablicy i przeczytałam, że pociąg powrotny jest
o czwartej rano.
- Możesz jechać ze mną- powiedziałam. Mam rodzinę kilka
kilometrów stąd. Za chwilę przyjedzie po
mnie brat. Zapraszam cię.
Dziewczyna zaczerwieniła się i odparła, że nie, że poczeka,
że może coś mu wypadło…. Jednak obie wiedziałyśmy, że to nieprawda.
- Podaj mi numer telefonu, na wszelki wypadek - dodałam.
Zapisałam numer i zadzwoniłam, by poznała mój. Dziewczyna
skurczyła się. Czułam się głupio, jednak rozumiałam, że chce być sama.
Odjechałam a ona została. Zadzwoniłam po godzinie i zaproponowałam, że przyjadę
po nią.
- Nie, nie, nie trzeba. Wszystko w porządku. Spotkaliśmy się -mówiła
cicho, jednak jej głos był smutny i słyszałam megafon dworcowy. Wstydziła się.
Po pewnym czasie opowiedziałam tę historię znajomemu a on zapytał:
- Czy miała małe uszy?
- Tak –odparłam
- To jeszcze nie raz postoi na dworcu. Małe uszy to głupota-
skwitował z uśmiechem.
Takich historii jest wiele. Zbyt wiele.
OdpowiedzUsuńA o tych małych uszach to nie słyszałam. Dobre! ;)
Sama byłam zdumiona tą interpretacją. Niektórym niezwykle łatwo przychodzą- podsumowania.
UsuńSmucą mnie bardzo takie historie. Ludzie sami się rzucają na nóż. Aczkolwiek... w głodzie miłości i stabilizacji trudno się podejmuje racjonalne decyzje... Fajnie, Elżbieto, że się nią trochę zaopiekowałaś :) Ciekawe, co się z nią później zdarzyło...
OdpowiedzUsuńZadzwoniłam do niej po powrocie do Łodzi, ale była tak speszona, że czułam to przez słuchawkę. Nie dzwoniłam więcej. Nie pamiętam jak się nazywa. Miała tyle nadziei i wszystko runęło. Masz rację - to głód miłości i stabilizacji.
UsuńPoznałem Elę w tym samym pociągu Długo opowiadać . 7 godzin podróży minęło bardzo szybko.:)
OdpowiedzUsuńCzy grałeś na fagocie?:)
UsuńNo jasne!!!:)
OdpowiedzUsuńPamiętam, ale to był pociąg powrotny:)
UsuńPo przerwie zimowej wracaliśmy na studia.
OdpowiedzUsuń