wtorek, 12 kwietnia 2016

Impresja



Miało siedemnaście lat tak samo jak ja i rozpaliło ognisko nad wodą w ciepłą lipcową noc
a  on miał miedziane ramiona, niezmiernie błękitne oczy i lat dwadzieścia dwa.
 Przyniosło go niespodziewanie tam gdzie diabeł codziennie mówił tylko dobranoc.
- Czy nie szkoda lasu na tak wielkie płomienie? – spytałam
- Czy las jest dla nas, czy my dla lasu?- powiedział podnosząc się powoli.
Był wysoki, szczupły, przystojny a jego spodnie w kolorze blue podkreślały smoliste włosy.
Lato nagle zadrżało smukłymi igiełkami i  nie znalazło odpowiedzi na taką oczywistość, więc zaśpiewało cicho:
 „ Jak anioł piękna jest Ajlali, /wśród maharadży żyła żon/ i wszyscy nią się zachwycali /a sułtan kochał lalkę swą. /Ajlali cichutko śpij pieszczoto ma/…”
Wszystkie  piosenki przy brzęku gitary siedziały w trampkach i kurzyły fajki wybuchając śmiechem ni z tego ni z owego. Miały włos blond , włosy farbowane i w kolorach kasztanów. A ja miałam najprawdziwsze warkocze.
Noc zapadła zbyt szybko i musiałam wracać do domu a przystojny brunet odprowadził mnie aż do bramy. Stara jabłoń nad płotem zgarbiona od kwaśnych jabłek wydała mi się piękna i bliska jak nigdy dotąd a kamienny bruk szemrał cicho w poświacie, choć wcześniej milczał jak mruk.
Następnego wieczoru znowu było ognisko i jeszcze jedno. I przyszło trzecie – ostatnie. Zwinęło namioty nad ranem. Nie chciałam, żeby diabeł znowu mówił dobranoc. Nie mogłam się na to zgodzić, więc poszłam tam w świetle dnia w koszulce w paski i poszarzałych spodniach i zaprosiłam go na spacer. Niosło nas polną drogą, pełnymi polami aż do starej wierzby. On zdjął błękitną marynarkę i położył na trawie jak prawdziwy dżentelmen I potrącił strunami. Tylko jedną pamiętam: Napisz do mnie albo ja napiszę do ciebie. I popłynęło chmurami jaskółek. Wszystkie były białe i podpisane jego atramentem. I tak zostałam coraz większym E choć pisał także: „Maleńka”
Zaszeleściło złotym wrześniem i wróciłam do szkoły. Wielkie gmaszysko z surowej cegły ponure i profesorskie miało długie, drewniane poręcze i mały drewniany stolik na pierwszym piętrze. Wbiegałam tam radośnie , żeby odbierać jego listy, lecz nie umiałam przyjąć ich słonecznie, tak jak należało. Mój cień był coraz chudszy i chwiał się coraz chwiejniej aż któregoś dnia zupełnie zniknęłam. Znienawidziłam obraz, który widziałam w lustrze. Przerażała mnie pustka.
Kiedy spotkaliśmy się po roku, nie poznał mnie ani ja nie poznawałam siebie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Orient-Express

  Czy życie nie jest piękne? Jeszcze wczoraj wieczorem zalało mi kuchnię, bo urwał się zawór zimnej wody pod zlewem, i popłynęło strumieniem...