Odwiedziła
mnie weganka-aspirantka ta którą widać na zdjęciu i ugotowała wegański rosół. Najpierw
umyła wszystkie warzywa, szorując je szczotką a potem gotowała trzy godziny w
łupinach na ledwo tlącym się, najmniejszym gazie. A potem wycisnęła z warzyw
wszystkie soki i doprawiła ostro. Zapomniałam dodać, że na samym początku
opiekła nad ogniem 6 albo siedem cebul. Łyżka oleju daje oczka a złocisty kolor- łupinki cebuli. Dużo przypraw: lubczyk, papryka, imbir, kurkuma, goździki, ziele angielskie, pieprz, czosnek. I było dobre – naprawdę, choć myślałam, że bez świeżej
wołowiny i kawałka indyka o żadnym rosole nie ma mowy. A jednak.
- Przecież
rośliny też żyją- powiedziałam
- Ale nie
cierpią- odparła. Kiedy jem zwykły rosół widzę jak ptaki cierpią. Nie chcę jeść
mięsa a można ugotować wspaniałe i dobre potrawy a nawet ciasta bez jajek i mleka.
Tak więc
miałam okazję spróbować trzech pasztetów: z kaszy gryczanej i grzybów (najlepszy),
z soczewicy i batatów (lekko słodki) oraz wielowarzywny. W sumie wszystkie były
dobre i na tyle oryginalne, że po jej wyjeździe sama upiekłam pasztet z
soczewicy zielonej, batatów, płatków owsianych i żurawin. A żeby mi się nie
nudziło od powtarzania przepisu -dodałam coś własnego -suszone śliwki, bo je
bardzo lubię i tak wyszedł pasztet, który widać na zdjęciu.
Przepisy tych
dań są na blogu jadłonomia, gdzie autorka z zapałem opowiada o swojej pasji : http://www.jadlonomia.com/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz