Warszawa w listopadzie, w delikatnym deszczu, pięknie
wygląda nocą. Na obiektywie zostały
kropelki. Idę z Moniką po lśniących ulicach. Wchodzimy na chwilę na grzane wino
do restauracji, która przypomina pub - "Łódź Kaliska" swoim surowym
wystrojem i metalowymi krzesłami. Monia opowiada o gentryfikacji. Na wprost nas -mała loża z wielkim czerwonym sercem z pluszu. Najbardziej oryginalny element na sali. Ci, co
mają pieniądze, przychodzą tu na kolację, bo tu jest "modnie". Kelnerki w czarnych
tenisówkach i dżinsowych fartuchach opuszczonych na biodra śmigają po sali. Mają
wypchane, ciężkie kieszenie jak robotnice
albo rzeźbiarki. W dalekim oknie po drugiej stronie ulicy – białe suknie z
welonem. Wychodzimy po kwadransie albo dwóch. Burza włosów Moniki w orzechowych
odcieniach lśni w światłach mijanych ulic.
Zatrzymujemy się przed wystawą sklepiku ze szpulkami.
Kolorowe sznurki i kłębki - to nocne kwiaty listopada. Gmachy politechniki jak monumenty.
Wśród kamieni ulicznych błyszczą tory.
W bramie na oknach kwitną pelargonie a w
następnej bramie, w podwórku ogromny buk . Zawsze lubiłam drzewa w listopadzie,
bo wyglądają jak koronki. Podnoszę aparat, lecz nieprzyjemny, szorstki głos
jakiegoś pilnowacza mówi , że tu nie wolno, bo teren prywatny.
- Ale drzewo nie jest prywatne… odpowiadam speszona
- Wszystko jest prywatne, mówi opryskliwie i niechętnie tonem
posiadacza.
- Monika ! – wołam -Chodźmy stąd!
- Dlaczego dałaś się tak łatwo spławić?- pyta
- Po co mam psuć sobie wieczór ? Szkoda czasu na burka.
Monia opowiada o mijanych budynkach. Między zajęciami na uczelni - zajmuje się oprowadzaniem cudzoziemców po mieście. Ma swoją stronę w Internecie http://warsawteller.wordpress.com/
- Kto najczęściej zwiedza Warszawę?
- Ten. Kto ma czas i pieniądze- czyli emeryci- śmieje się
Monia
- Chciałabym jechać do Nowej Zelandii , kiedy zostanę emerytką -wzdycham...
-?
- Bo tam nakręcono „Władcę pierścieni”- rewelacja- baśniowe miejsca.
- Chodźmy do jakiejś knajpki -uczcimy
Twoje urodziny.
Najbliżej do "Tel- Aviv Cafe”. I znowu grzane wino z pomarańczą.
- Tu jest najlepszy hummus w Warszawie -mówi Monika.
- Ta ciecierzyca przypomina mi groch a raczej soczewicę, choć
z przyprawami i oliwą jest rzeczywiście dobra.
Z głośników sączy się muzyka izraelska. Dzwoni telefon.
- Tak przyjeżdżaj – czekamy na ciebie- śmieje się Monia.
Jest po dziesiątej, a w małej knajpce pełno ludzi. Znajomy Moni
zamawia kolejne wino. Białe, wytrawne, delikatne. Naprawdę dobre.
- Chciałabym, żeby polskie knajpki były popularne w całej Europie,
żeby ludzie przychodzili do nich tak chętnie jak tu…
- To polska knajpa- mówi znajomy
- Ale flagi izraelskie - odpowiadam patrząc na rząd małych
chorągiewek z gwiazdą Davida nad oknem.
- Widziałem tu tylko jednego Żyda…
- Więc co tak przyciąga?
- Dobre jedzenie i wegańskie przekąski- odpowiada Monia
- Tu mało kto je…
- Wystrój- nic nadzwyczajnego, białe ściany, tynki od
niechcenia, krzesła zwyczajne a wszystkie stoliki zajęte
- Ale słodycze oryginalne: figi mielone z daktylami i
migdałami w różnych posypkach- mówi Monia
- A może chodzi o władzę, Izrael ma pozycję.
- To punkt zapalny na wschodzie
- W Londynie to my jesteśmy wschodem- śmieje się Monia
- Dlaczego izraelska knajpka jest modna…?- pytam dalej
- Niektórzy mówią, że to z tęsknoty do kultury żydowskiej -dawnej, której nie ma…
Dziękuję za wszystkie plusy do tego wpisu. Żaden z moich postów nie otrzymał ich tak wiele...
OdpowiedzUsuń