środa, 22 maja 2013

Z pamiętnika hodowcy I



Indyczki są dobre i ufne. Po południu w kurniku lub w niedzielę rano można wziąć jedną na kolana i siedzieć z nią na snopku słomy. Jest tak miło i przyjemnie. Indyczki są dobrymi matkami. Są przyjazne i odporne. Nasze hale są jasne, pełne światła i powietrza. Ptaki dobrze się tu czują. Mają lepsze warunki niż my. Dostają najlepszą paszę, na jaką nas stać.  Lubię tu być w niedzielę sama.
 Z okien na piętrze widać las i słońce. Czasem pada deszcz. Małe ptaki  pięknie rosną. Indory nadymają czerwone korale i nie wchodzę do nich bez szczotki, bo bardzo żywo reagują na  wejście.  Czerwienieją jeszcze bardziej i stroszą pióra. Rzadko się zdarza, żeby atakowały, ale kiedyś jeden skoczył mi na ramię a drugi dziobnął w kolano. Czuję przed nimi respekt. Ich gulgotanie słychać z daleka.
Prawie nigdy nie jadamy indyków. Zawdzięczamy im utrzymanie i nawet ten długopis. Jednak zawsze jest konieczność odwiezienia ich do rzeźni. Już wiele razy słyszałam, że fermy to obozy koncentracyjne. Nawet dziś w Gazecie Wyborczej czytałam taki artykuł. Nasze ptaki nie czują się jak w obozie. Chciałabym w przyszłości wypuszczać je na wybieg. Jest ich około dwadzieścia tysięcy. Wokół hal jest kilka hektarów ziemi. Straszne są fermy do tuczenia gęsi na pasztety strasburskie a także fermy niosek, gdzie kury nigdy nie wychodzą ze swoich małych klatek, które są układane piętrami – jedna na drugiej.
Jednak nasze ptaki nie umierają śmiercią naturalną ze starości. Nie stać nas na to. My także chodzimy w kieracie. Tylko myśl może lecieć ku gwiazdom- myśl, która żyje w dobrze odżywionym ciele. Wołałabym żyć z pisania i z tego utrzymać dzieci.
Czy moja myśl jest na tyle silna, bym nie musiała być indyczką i dreptać w miejscu do śmierci?


                                                                                                                            Lipiec 1997

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Orient-Express

  Czy życie nie jest piękne? Jeszcze wczoraj wieczorem zalało mi kuchnię, bo urwał się zawór zimnej wody pod zlewem, i popłynęło strumieniem...